Szanowni Państwo!
Praca. Ten element życia niemal zawsze pojawia się w naszych wyobrażeniach dotyczących przyszłości. Wersje tej przyszłości są generalnie dwie.
Optymistyczna mówi, że dzięki rozwojowi technologii, w tym sztucznej inteligencji, coraz większą liczbę obowiązków zawodowych będą przejmowały maszyny. My zaś będziemy mogli cieszyć się coraz większą ilością czasu wolnego. Wersja pesymistyczna – w tej lub innej formie powtarzana w rozlicznych tekstach kultury – zakłada, że to maszyny zniewolą nas.
Rzeczywistość okazuje się jednak znacznie bardziej skomplikowana – a zarówno scenariusz optymistyczny, jak i pesymistyczny są daleko niejednoznaczne.
Zacznijmy od wersji świetlanej. Owszem, maszyny są w stanie nas zastąpić w coraz większej liczbie prac, także w tych z pozoru skomplikowanych – jak na przykład tłumacz czy kierowca samochodu – które jeszcze do niedawna wydawały się względnie bezpieczne. Powód jest prosty, wbrew różowym przewidywaniom nie jest tak, że oto, dzięki rozwojowi technologii, pracy po prostu będzie mniej. Zbędne stają się za to konkretne zawody, kiedy jednocześnie wartość innych szybko rośnie. Zamiast więc jako ludzkość cieszyć się z czasu wolnego, jedni z nas czerpią zyski z przemian technologicznych, a inni dramatycznie próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości, szukając nowych zajęć. I znajdują, choć niekoniecznie to, czego szukali.
Okazuje się bowiem, że wbrew prostym zapowiedziom optymistów pracy nie tyle jest mniej, co zmienia się jej charakter, a granica między czasem wolnym a pracą coraz bardziej się zaciera. Ikonicznym przykładem tego zjawiska jest działalność takich firm jak Uber czy Airbnb, zachęcających ludzi do dodatkowej pracy, którą przedstawiają jednak jako elastyczny sposób zarobkowania z wykorzystaniem posiadanych już zasobów. Masz samochód, wolny pokój w mieszkaniu, rower? Możesz dodatkowo zarobić, wożąc ludzi, podnajmując lokal czy dostarczając jedzenie. Z pozoru brzmi świetnie, ale znów, rzeczywistość jest bardziej złożona. Oto bowiem firma zarabia na nas, chociaż formalnie nie jesteśmy jej pracownikiem. Mało tego, skłania nas, byśmy w tej pracy dla firmy nie tylko poświęcali swój czas, ale także kupione za własne pieniądze zasoby! Rzecz z pozoru absurdalna.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której przychodzimy na rozmowę o pracę w, dajmy na to, biurze. I dowiadujemy się, że owszem, możemy zostać zatrudnieni, ale tylko jeśli przyjdziemy z własnym komputerem, drukarką, biurkiem, krzesłem, rzutnikiem itd., a dodatkowo znajdziemy sobie na własną rękę miejsce do pracy (firma może nam je też podnająć, za dodatkową opłatą). Co więcej, firma owszem, zapłaci nam jakieś wynagrodzenie, ale formalnie nigdy nie będziemy jej pracownikiem. Jeśli więc popełnimy jakiś błąd, odpowiedzialność jest tylko i wyłącznie po naszej stronie. Czy ktoś zgodziłby się na takie warunki? A jednak dla firm takich jak Uber pracują dziesiątki tysięcy kierowców. Zaś tak zwana „uberyzacja” pracy postępuje. Kolejne zawody mogą podzielić los kierowców, hotelarzy czy dostawców.
Tak oto scenariusz optymistyczny łączy się z pesymistycznym. Nowe technologie, owszem, eliminują z rynku część zawodów, ale zamiast brać na siebie potrzebne do wykonania obowiązki, wypychają je poza tradycyjny rynek pracy, skłaniając ludzi do pracy na warunkach, na które jeszcze do niedawna nie chcieliby się zgodzić. „Pracownik” firmy może co prawda zrezygnować z przyjmowania zleceń, ale wówczas ryzykuje, że aplikacja pracodawcy za takie decyzje go ukarze, a promować będzie tych, którzy biorą więcej zleceń i nie są zbyt wybredni. Tym samym aplikacja de facto go sobie podporządkowuje.
„Ten nowy rodzaj pracy wpłynął […] na cały rynek, w szczególności na pracowników zarabiających poniżej średniej krajowej, którzy muszą z tych pieniędzy opłacić na przykład jeszcze ubezpieczenie zdrowotne czy odkładać jakąś sumę na wypadek nagłej utraty pracy”, mówi Sarah Kessler, dziennikarka ekonomiczna i autorka książki „autorka książki „Fuchy, dzieła, zlecenia Praca przyszłości czy przyszłość pracy?”. Jak twierdzi Kessler w rozmowie z Jakubem Bodzionym „powstała ogromna warstwa klasy średniej, która żyje w ciągłej niestabilności i nie ma żadnych zabezpieczeń socjalnych. Ten rewolucyjny rodzaj gospodarki dla większości okazał się fałszywą nadzieją”.
Upadek tych nadziei jest tym bardziej bolesny, że żyjemy w świecie nieustannie przekonującym, że sukces zawodowy nie tylko zależy wyłącznie od nas, ale jest warunkiem i symbolem sukcesu życiowego.
„Nie uważam, że dobrym sposobem do osiągania celów, nawet prywatnych, jest przerzucanie całej odpowiedzialności na plecy pojedynczej osoby. A to właśnie robi coaching”, mówi Kamil Fejfer autor słynnego bloga „Magazyn Porażka” w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem. „Mówienie, że jeśli będziesz ciężko pracować, to się uda, jest bzdurą – przecież wszyscy o tym wiedzą. Zapewne nawet sami mówcy motywacyjni, ale tego głośno nie powiedzą, bo to nie leży w ich ekonomicznym interesie”.
Obie te rozmowy odmalowują bardzo ponury obraz rzeczywistości: pracy co prawda nie zabraknie, ale będzie ona coraz bardziej niepewna i niejako niezależna od nas, wbrew temu, co mówią nam wszechobecni doradcy do spraw rynku pracy.
Wróćmy jednak na chwilę do scenariusza optymistycznego w jego pierwotnej wersji – pracy jest coraz mniej, a ludzie mogą swobodnie cieszyć się czasem wolnym. Czy to faktycznie przyszłość godna pozazdroszczenia? Czy człowiek pozbawiony możliwości pracy – nawet jeśli nie jest mu konieczna do zdobycia środków na życie – będzie szczęśliwszy? Czy wręcz przeciwnie: praca – jako rzecz nadająca strukturę i sens życiu – stanie się luksusem, o który będziemy walczyć?
„Coraz wyraźniej w społeczeństwach zachodnich widać rozpacz egzystencjonalną, której przyczyną jest to, że nic nami nie kieruje i nie mamy nic do zrobienia”, mówi słynny pisarz Jacek Dukaj w rozmowie z Jakubem Bodzionym, którą opublikujemy w najbliższych dniach. Pisarz twierdzi, że to dramat ludzi, którzy odchodzą na emeryturę i nie mają żadnych innych struktur sensu i znaczenia. Pogrążają się więc w depresji czy nałogach. A im ważniejszy dla ich tożsamości był zawód, tym większa pustka po jego utracie.
Co stanie się dalej w tym „nowym, wspaniałym świecie”?
Zapraszamy do lektury!