Po pierwsze, wiceminister Piebiak, a także sędzia Iwaniec zostali usunięci z Ministerstwa Sprawiedliwości. Oznacza to, że Zjednoczona Prawica wzięła odpowiedzialność za działania grupy „Kasta”.
Nie jest to kwestia trywialna. Kiedy w przeszłości ujawniano bezprawne działania władzy w wymiarze sprawiedliwości, obóz rządzący zwykle szedł w zaparte, a politycy PiS-u twierdzili, że nie dzieje się nic złego. Także w przypadku afery w Ministerstwie Sprawiedliwości rząd mógł powiedzieć, że „tak wygląda dzisiaj rzeczywistość w internecie” lub coś równie cynicznego – i pewnie mało kto byłby taką reakcją zaskoczony. Działalność grupy „Kasta” dobrze wpisuje się przecież w logikę polityki Zjednoczonej Prawicy wobec wymiaru sprawiedliwości.
Problem polega na tym, że skoro obóz rządzący przyznaje, że w MS stało się coś złego, to za dymisjami powinny pójść postępowania dyscyplinarne i karne. Tymczasem rządząca prawica próbuje nie tyle wyjaśnić aferę i rozliczyć odpowiedzialnych, co symbolicznie odciąć się od członków grupy „Kasta”, aby zakończyć sprawę. Jednak sprawa wciąż żyje – w ciągu ostatniego tygodnia pojawiały się kolejne nazwiska osób zamieszanych w ataki „dobrej zmiany” na sędziów, a także informacje o dziennikarzach, którzy korzystali z wrzutek internetowej „Małej Emi”, czyli hejterki o imieniu Emilia.
W tym miejscu dochodzimy do drugiego punktu zwrotnego, to znaczy pytania o to, czy Zbigniew Ziobro zostanie usunięty z rządu.
Ziobro powinien podać się do dymisji. Jest przynajmniej kilka powodów. Jeśli wiedział o akcji nękania sędziów, to jego odpowiedzialność jest oczywista i powinien odejść. Jeśli nie wiedział o akcji, to ponosi odpowiedzialność polityczną za działanie resortu, dobór współpracowników i politykę wobec wymiaru sprawiedliwości, która zachęcała do nadużyć. Wreszcie, Ziobro pełni funkcję szefa prokuratury i dopóki tak jest, nie można się spodziewać, że rola jego współpracowników albo jego samego w aferze zostanie rzetelnie zbadana.
Ziobro powinien podać się do dymisji. Jest przynajmniej kilka powodów. Jeśli wiedział o akcji nękania sędziów, to jego odpowiedzialność jest oczywista i powinien odejść. Jeśli nie wiedział o akcji, to ponosi odpowiedzialność polityczną za działanie resortu, dobór współpracowników i politykę wobec wymiaru sprawiedliwości. | Tomasz Sawczuk
W praktyce możemy wyobrazić sobie w sprawie dymisji Ziobry trzy scenariusze. W pierwszym Ziobro zostałby usunięty z rządu już teraz, w ramach odpowiedzialności za działania grupy „Kasta”. Tak powinno się stać. Jednak realizacja tego scenariusza jest bardzo mało prawdopodobna – nie po to Zjednoczona Prawica postawiła Ziobrę na czele Ministerstwa Sprawiedliwości, aby przestrzegał standardów.
Wedle scenariusza drugiego, Ziobro musiałby podać się do dymisji, gdyby przedstawiono dowody na to, że wiedział o akcji nękania niewygodnych sędziów. Jak dotąd, wszyscy pracownicy Ministerstwa Sprawiedliwości zaangażowani w sprawę musieli odejść. Skoro obóz rządzący przyznał, że w Ministerstwie Sprawiedliwości działo się coś złego, to jak wyjaśnić fakt, że minister unika odpowiedzialności?
Także i ten scenariusz jest mało prawdopodobny. To Jarosław Kaczyński w ciągu ostatnich czterech lat firmował politykę Ziobry w wymiarze sprawiedliwości – i stawał w sprawie zmian w sądach po jego stronie, a nie po stronie hamulcowych. Szef PiS-u nie może sobie także pozwolić na tak spektakularny konflikt w obozie władzy na moment przed wyborami – a trudno wyobrazić sobie, że mógłby Ziobrę aresztować i umieścić w izolatce.
Wedle scenariusza trzeciego, Ziobro będzie trwać na stanowisku niezależnie od tego, jak rozwinie się sytuacja. Będzie to kolejny argument dla instytucji międzynarodowych, że rządy prawa w Polsce są poważnie zagrożone. Scenariusz ten może się zresztą okazać kłopotliwy dla rządzącej prawicy. Ziobry trudno będzie bronić – stąd złożenie przez Koalicję Obywatelską wniosku o wotum nieufności dla ministra jest dobrym posunięciem.
Rządząca prawica będzie starała się zagadać problem – już szuka przykładów „hejtu” po stronie opozycyjnej. W tej sprawie nie chodzi jednak o hejt, ale o budowanie patologicznego systemu, w którym ludzie władzy mogą nadużywać pozycji, aby mścić się na swoich wrogach.
Spory prawne w sprawie PiS-owskich zmian w sądach bywały zawiłe – teraz wszyscy widzą nadużywanie władzy w imię prywatnej zemsty. Jest ważne, by dostrzegły to także osoby popierające prawicę – to od nich w dużej mierze zależy, na ile będą pozwalać sobie politycy obozu władzy. Morał z tej afery jest bardzo prosty: osoby, które ostrzegały przed PiS-owskimi zmianami w sądach, miały rację.
*/ Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Piotr Drabik; Źródło: Flickr.com [CC BY 2.0]