Jakub Bodziony: Te pożary to nowe zjawisko?

Michael Reid: Pożary tego typu występują w Amazonii co roku, od mniej więcej początku XXI wieku. Te, z którymi mamy do czynienia teraz, są najgorsze od lat, ale nie sięgają poziomu historycznych rekordów. Większość pożarów ma miejsce w południowej części lasu i zostały wywołane przez właścicieli ziemskich, hodowców bydła, czy firmy zajmujące się wycinką i sprzedażą drewna. Wszystko po to, żeby „oczyścić ziemię”.

Dlaczego Europa reaguje teraz, a nie w latach poprzednich, kiedy pożary były większe niż obecnie?

Myślę, że jednym z głównych powodów jest prezydent Jair Bolsonaro i jego radykalne poglądy wobec Amazonii. W latach 2004–2012 poziom wylesiania stopniowo malał, ponieważ władze wprowadziły rygorystyczne przepisy pozwalające ograniczyć ten proces. Było to możliwe dzięki wsparciu takich krajów jak Niemcy i Norwegia, które założyły specjalny Fundusz Amazonii [Fundo Amazônia], opłacający projekty redukujące deforestację.

Bolsonaro już w trakcie swojej kampanii wyborczej postulował porzucenie tych regulacji, ponieważ uważał, że ograniczają możliwości rozwoju Brazylii. Od 1 stycznia, kiedy objął urząd prezydenta, znacząco zmniejszył kompetencje i możliwości działania rządowych agencji odpowiedzialnych za ochronę środowiska. Przekaz był jasny – to one są problemem, a nie znikające połacie Amazonii.

Skąd to nastawienie prezydenta?

Bolsonaro uważa, że regulacje środowiskowe hamują inwestycje. Ponadto prezydent nienawidzi organizacji pozarządowych, w szczególności tych zajmujących się ochroną natury. To prawda, że niektóre regulacje są bardzo rygorystyczne lub zbyt szczegółowe, ale argument mówiący, że wstrzymują one rozwój gospodarczy, jest nieprawdziwy. Nie znajdziemy żadnych danych dla jego podparcia, jest to więc czysto polityczna, kłamliwa retoryka, którą posługuje się brazylijski przywódca.

Kilka tygodni temu INPE [Instituto Nacional de Pesquisas Espaciais], brazylijska instytucja, która monitoruje stan puszczy, po analizie zdjęć satelitarnych, alarmowała, że w pierwszym półroczu tego roku znacząco wzrósł poziom deforastacji lasów. Bolsonaro stwierdził, że to kłamstwa, które mają go oczernić i zmusił dyrektora agencji Ricardo Galvão do odejścia ze stanowiska. A kiedy rozpoczęły się pożary, o ich wywołanie oskarżył właśnie organizacje pozarządowe, które wielokrotnie nazywał „częścią ofensywny kulturowego marksizmu”. To absurd.

Czy deforestacja może pomóc brazylijskiej gospodarce?

Rząd twierdzi, że chce zmonetyzować lasy deszczowe. Można to zrobić na dwa sposoby, pierwszy oznacza wycinkę drzew i przeznaczenie tak pozyskanych gruntów pod uprawę zwierząt i pasz. Ale to działanie obliczone na bardzo krótkotrwały zysk, bo według naukowców dalsza wycinka lasów może zmienić cały ekosystem Brazylii.

A drugi sposób?

Redukcja wylesiania i wykorzystanie środków ze wspomnianego wcześniej funduszu. To byłoby jednoznaczne z uznaniem, że pozostawienie lasu jest cenniejsze, także gospodarczo, niż jego karczowanie. Mam na myśli ostrożnie zarządzoną wycinkę drzew, czy produkcję dóbr pochodzących z Amazonii. Kluczowy jest tutaj odpowiedni nadzór na tymi procesami, który pozwoliłby na kontrolowany rozwój przy jednoczesnym zadbaniu o stan lasów.

W spolaryzowanym społeczeństwie Bolsonaro obiecywał w kampanii walkę z przestępczością i ukrócenie korupcji. A swoje poparcie oparł na nienawiści i głębokim społecznym sprzeciwie wobec rządzącego, lewicowego establishmentu. | Michael Reid

Bolsonaro i jego administracja oficjalnie deklarują, że walczą z wylesianiem.

To puste deklaracje. W rzeczywistości wszystkie działania prezydenta sprawiają, że osoby odpowiedzialne za wycinkę i podpalenia pozostają bezkarne. To on zmniejszył budżety agencjom federalnym odpowiedzialnym za ochronę środowiska i sprawił, że są one bezsilne.

Obecnie około połowa terenów Amazonii jest prawnie ochroniona – w formie parków i lasów narodowych czy rezerwatów przyrody. Niektórzy zwolennicy prezydenta, w tym jego syn, walczą w parlamencie o osłabienie specjalnych regulacji chroniących te tereny.

Ale stan, w jakim obecnie znajduje się puszcza, to nie tylko wina Bolsonaro.

Deforestacja przybrała na sile po 2012 roku, a ten proces się pogłębił, kiedy rząd wpadł w kłopoty gospodarcze trzy lata później. Bezrobocie znacznie wzrosło, osiągając poziom 15 procent i władze zaczęły deregulować obostrzenia dotyczące ochrony puszczy. Bolsonaro nie jest więc jedynym winnym obecnej sytuacji, ale to on złamał konsensus polityczny, zgodnie z którym ochrona lasów była sprawą priorytetową.

Fot. Pixabay.com

W jaki sposób udało mu się zdobyć poparcie społeczne?

Brazylijczycy byli zdesperowani, na co złożyła się kombinacja kilku czynników: wysokiego bezrobocia, korupcji wśród władz i rosnącej przestępczości. Wielu obywateli obwiniało za to rządzącą lewicową Partię Pracujących, z której wywodził się Lula De Silva i jego następczyni Dilma Rouseff. W spolaryzowanym społeczeństwie Bolsonaro obiecywał w kampanii walkę z przestępczością i ukrócenie korupcji. A swoje poparcie oparł na nienawiści i głębokim społecznym sprzeciwie wobec rządzącego, lewicowego establishmentu. Dodatkowo polityczne centrum w Brazylii uległo zapaści i nie było w stanie zaproponować przekonującej alternatywy dla populizmu Bolsonaro.

Jego przydomek to „Trump tropików”. Czym sobie na to zasłużył?

Tym, że w wielu aspektach rzeczywiście naśladuje Trumpa. Jest przeciwko ekologom, feminizmowi, globalizmowi i wszystkiemu, co uzna za lewicowe. Jego prawicowa ideologia doprowadziła do głębokich podziałów w armii, a skrajnie wolnorynkowi doradcy gospodarczy prezydenta są przyczyną stałych napięć w jego własnym rządzie.

Brazylijczycy są bardzo dumni ze swojego kraju, obecne są tam również silne nastroje nacjonalistyczne, więc antyimperialna, sprzeciwiająca się obcemu internwencjonizmowi retoryka trafia tam na podatny grunt, nawet wśród osób, które nie popierają Bolsonaro. | Michael Reid

W takim razie, co mogłoby przyczynić się do jego porażki?

Bolsonaro rozpoczął już pewne reformy gospodarcze, ale one nie wydają się przynosić oczekiwanych rezultatów i Brazylia wciąż pogrążona jest w stagnacji gospodarczej. Myślę, że prezydent nie był przygotowany do pełnienia tej funkcji, lepiej spełnia się w roli ideologa niż osoby, która ma realnie rządzić. To widać po chaosie panującym wewnątrz skłóconej wzajemnie administracji.

Wskaźniki jego poparcia są znacznie niższe niż w początkowych miesiącach prezydentury.

To prawda, ale nie są też katastrofalne. Zwłaszcza że reakcje zachodnich przywódców, w szczególności Emmanuela Macrona, działają na korzyść Bolsonaro.

[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/2019/09/03/pozary-amazonia-anna-sierpinska-wywiad/” txt1=”Przeczytaj również rozmowę z Anną Sierpińską” txt2=”Pożary w Amazonii to także nasz problem” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/09/fire-2227231_1920-550×367.jpg”]

Dlaczego?

Prezydent zdołał pokazać ten spór jako sprzeciw wobec neokolonialnego nastawienia Francji i całej Europy. Brazylijczycy są bardzo dumni ze swojego kraju, obecne są tam również silne nastroje nacjonalistyczne, więc antyimperialna, sprzeciwiająca się obcemu internwencjonizmowi retoryka trafia tam na podatny grunt, nawet wśród osób, które nie popierają Bolsonaro. Ta sprawa wymagała znacznie bardziej subtelnego podejścia niż to, które zaprezentował francuski przywódca.

Powtarza się też argument, że jeżeli Europa uważa Amazonię za wspólne dobro, to powinno się to równać ze znacznie większym wsparciem finansowym dla Brazylii.

Zgodnie z tym myśleniem powstał fundusz, o którym wcześniej mówiłem. W reakcji na politykę Bolsonaro i jego początkową bezczynność wobec pożarów Niemcy i Norwegia wycofały odpowiednio 35 i 30 milionów dolarów, które miały zasilić fundusz w tym roku.

Świat ma jednoznaczny interes w zachowaniu puszczy amazońskiej w związku z postępującymi zmianami klimatycznymi. Ale musimy to jakoś pogodzić z faktem, że ten las znajduje się na terytorium suwerennych państw.

Czy trwająca w Europie debata naprawdę dotyczy Amazonii, czy raczej handlu i europejskich rolników?

Myślę, że kwestia wylesiania i samej Amazonii jest obecnie jednym z kluczowych tematów w światowej debacie publicznej. Ale trudno pominąć fakt projektu umowy o wolnym handlu pomiędzy krajami Ameryki Południowej, zrzeszonymi w organizacji Mercosur, i Unią Europejską. Umowa z Mercosurem miałaby objąć 780 milionów ludzi na dwóch kontynentach, które wytwarzają niemal 20 procent światowego PKB. Francja i Irlandia od zawsze były jej przeciwne.

Dlaczego?

Bo ułatwiony dostęp do rynków południowoamerykańskich uderza w ich rodzimy sektor rolniczy, w szczególności producentów wołowiny. Pod naciskiem pozostałych krajów UE udało się w końcu osiągnąć porozumienie, ale umowa nie została jeszcze ratyfikowana. Dodatkowo Macron ma własne problemy we Francji, szczególnie w mniejszych miastach i na wsiach, więc chce wykorzystać pożary w Amazonii do własnych celów – starając się odebrać elektorat Zielonym i jednocześnie popierając protekcjonistyczne podejście do francuskiego rolnictwa.

Europejscy rolnicy argumentują, że przyjęcie umowy o wolnym handlu przyczyni się do dalszego wylesienia Amazonii, której coraz większe części będą przeznaczane na pastwiska i uprawy paszy dla zwierząt.

Dlatego umowa zawiera specjalne klauzule dotyczące dbania o środowisko. Organizacje ekologiczne uważają, że to za mało, ale to sprawdzone rozwiązanie. W 2006 roku firmy kupujące soję z Brazylii podpisały moratorium, gwarantujące dostęp do rynku soi hodowanej w sposób, który nie wiąże się z wylesianiem, niewolniczą pracą czy zagrożeniem dla rezerwatów. Myślę, że podobne rozwiązanie należałoby wprowadzić w stosunku do sprzedaży mięsa i bydła.

Czy, biorąc pod uwagę obecną sytuację, Unia nie powinna wycofać się z tej umowy?

Kwestia umowy powinna być narzędziem do wywierania presji wobec Bolsonaro, tak aby ten wywiązywał się z zobowiązań w kwestii zakończenia nadmiernego wylesienia Amazonii.

Wtedy Bolsonaro znowu może użyć argumentu o obronie narodowych interesów przed neoimperialistami z Europy.

Dlatego z jednej strony Europa powinna wywierać konstruktywną presję i oferować Brazylii współpracę. Z drugiej, Brazylijczycy powinni zrozumieć, że wizerunek i marka tego kraju cierpią przez działania prezydenta Bolsonaro. Liczę, że w ten sposób uda się osiągnąć porozumienie.