Zdarzają się takie dekady, w których historia zdaje się nie biec, ale niemrawo pełzać. Wygrywa się i przegrywa wybory, uchwala i znosi prawa, rodzą się nowe gwiazdy, a dawne legendy odkłada się do lamusa. Niezależnie jednak od upływu czasu oraz wszystkiego, co się z tym wiąże, kulturalne, społeczne i polityczne dogmaty pozostają niezmienne.

Bywają też takie lata, kiedy zmienia się wszystko na raz. Nowe twarze szturmują polityczną scenę. Wyborcy domagają się rozwiązań, które jeszcze wczoraj były nie do pomyślenia. Napięcia społeczne, które od dawna buzowały pod powierzchnią, nagle wybuchają. System rządów, który zdawał się wiecznotrwały, zaczyna chwiać się w posadach.

Właśnie w takiej sytuacji znajdujemy się obecnie.

Do niedawna władza należała do demokracji liberalnej. Niezależnie od jej słabości, wydawało się, że większość obywateli jest głęboko przywiązana do tej formy rządów. Gospodarka się rozwijała. Radykalne partie pozostawały na marginesie. Politolodzy uważali, że w krajach takich jak Francja czy Stany Zjednoczone demokracja utrwaliła się na dobre już dawno temu, a w nadchodzących latach niewiele się pod tym względem zmieni. Z politycznego punktu widzenia wyglądało na to, że przyszłość nie będzie się zasadniczo różnić od przeszłości.

A wtedy nadeszła przyszłość – i okazało się, że jest jednak bardzo, ale to bardzo odmienna.

Obywatele, od dawna rozczarowani polityką, zaczęli odczuwać niepokój, gniew, a nawet pogardę wobec niej. Systemy partyjne były zamrożone; dziś autorytarni populiści zyskują popularność na całym świecie, od Ameryki po Europę i od Azji po Australię. Antypatie wyborców wobec poszczególnych partii, polityków czy rządów nie są niczym nowym, teraz jednak wydaje się, że ludzie mają dość demokracji liberalnej jako takiej.

Najbardziej wyrazistym przejawem kryzysu demokracji było zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich. Było to wydarzenie bez precedensu. Po raz pierwszy w historii najstarsza i najpotężniejsza demokracja na świecie wybrała na prezydenta człowieka, który otwarcie lekceważy podstawowe normy konstytucyjne – kogoś, kto pozostawił swoich zwolenników „w niepewności” co do tego, czy zaakceptuje wynik wyborów; kto wzywał do uwięzienia głównej rywalki politycznej; i kto konsekwentnie faworyzował autorytarnych przeciwników kraju, jednocześnie antagonizując demokratycznych sojuszników [1]. Choć ostatecznie zapędy Trumpa udało się powściągnąć, to już sama gotowość narodu amerykańskiego do wyboru potencjalnego despoty na najwyższy urząd w kraju jest bardzo złym omenem.

Wyborcze zwycięstwo Trumpa nie było bynajmniej odosobnionym incydentem. W Rosji i Turcji rządzącym twardą ręką politykom, którzy wygrali wybory, udało się przekształcić młode demokracje w dyktatury. W Polsce i na Węgrzech populistyczni przywódcy wykorzystują te same wzorce do niszczenia wolnych mediów, osłabiania niezależnych instytucji i kneblowania opozycji.

Do wymienionych mogą wkrótce dołączyć kolejne kraje. W Austrii niewiele brakowało, żeby skrajnie prawicowy kandydat zwyciężył w wyborach prezydenckich. We Francji szybko zmieniający się krajobraz polityczny otwiera nowe możliwości zarówno dla skrajnej lewicy, jak i skrajnej prawicy. W Hiszpanii i Grecji istniejące systemy partyjne rozpadają się w zdumiewającym tempie. Nawet w takich z pozoru stabilnych i tolerancyjnych demokracjach jak Szwecja, Niemcy i Holandia ekstremiści odnoszą bezprecedensowe sukcesy.

Nie ma już najmniejszych wątpliwości co do tego, że wkroczyliśmy w dobę populizmu. Musimy więc zadać sobie pytanie, czy ów moment przerodzi się w wiek populizmu i zagrozi demokracji liberalnej.

[…]

Strach przed tym, że gdyby populistyczni politykierzy doszli do władzy, zagroziliby liberalnym instytucjom, może wydawać się alarmistyczny, niemniej opiera się na wielu precedensach. W końcu nieliberalni populiści zostali już wybrani na urzędy państwowe między innymi w Polsce i Turcji. W obu tych krajach podjęli uderzająco podobne kroki w celu umocnienia swojej władzy: doprowadzili do eskalacji konfliktu z domniemanymi wrogami w kraju i za granicą, obsadzili sądy i komisje wyborcze swoimi ludźmi oraz przejęli kontrolę nad mediami [2].

Na Węgrzech, na przykład, demokracja liberalna stanowiła nowszy – i chyba bardziej kruchy – przeszczep niż, powiedzmy, w Niemczech czy Szwecji. A jednak w latach 90. politolodzy upierali się przy swoich tezach. Według ich teorii Węgry miały wszystkie cechy sprzyjające demokratycznym przemianom: w przeszłości doświadczyły demokratycznych rządów, ich totalitarne dziedzictwo było bardziej umiarkowane niż w wielu innych krajach Europy Wschodniej, stare elity komunistyczne zaakceptowały nowy system na drodze wynegocjowanego porozumienia, a sam kraj sąsiadował ze stabilnymi demokracjami. W języku nauk społecznych Węgry były „najbardziej prawdopodobnym przypadkiem”: jeśli tam nie udałoby się wprowadzić demokracji, to byłoby to równie trudne w innych krajach postkomunistycznych.

Taka prognoza obowiązywała przez całe lata 90. Gospodarka Węgier się rozwijała. Władza pokojowo przechodziła z rak do rąk. W witalnym społeczeństwie obywatelskim działały cechujące się krytycyzmem media, silne organizacje pozarządowe i jeden z najlepszych uniwersytetów w Europie Środkowej. Wydawało się, że węgierska demokracja się konsoliduje [3].

Wtedy zaczęły się kłopoty. Wielu Węgrów uważało, że niewystarczająco skorzystali na wzroście gospodarczym kraju. Zagrożeniem dla ich tożsamości była (raczej nierealna) perspektywa masowej imigracji. Kiedy wybuchł wielki skandal korupcyjny z udziałem rządzącej partii centrolewicowej, ich niezadowolenie przerodziło się w otwartą niechęć wobec rządu. W wyborach parlamentarnych w 2010 roku węgierscy wyborcy oddali zdecydowaną większość głosów na partię Viktora Orbána – Fidesz [4].

Po objęciu stanowiska Orbán konsekwentnie konsolidował swoje rządy. Wyznaczył lojalnych zwolenników do kierowania publiczną telewizją, przewodniczenia państwowej komisji wyborczej i zdominowania trybunału konstytucyjnego. Zmienił system wyborczy z korzyścią dla siebie, pozbył się zagranicznych korporacji, żeby przekierować pieniądze do własnych popleczników, wprowadził bardzo restrykcyjne zasady dotyczące organizacji pozarządowych i próbował zamknąć Uniwersytet Środkowoeuropejski w Budapeszcie [5].

Nie było żadnego Rubikonu, żadnego konkretnego kroku, który wyraźnie by oznaczał, że dawne standardy polityczne zostały raz na zawsze zniszczone. Każde działanie Orbána można w ten czy inny sposób obronić. Jednak wszystkie razem przyniosły rezultat, któremu nie sposób zaprzeczyć: Węgry nie są już demokracją liberalną.

[…]

[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/2019/04/09/yascha-mounk-lud-kontra-demokracja-wywiad/” txt1=”Płacimy za błędy elit” txt2=”Z Yaschą Mounkiem rozmawia Tomasz Sawczuk” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/04/1_Wstępniak-i-Mounk-550×367.jpg”]

Wzrost znaczenia demokracji nieliberalnej, czyli demokracji bez praw, to tylko jedna strona polityki w pierwszych dekadach XXI wieku. Nawet gdy zwykli ludzie zaczęli sceptycznie podchodzić do liberalnych praktyk i instytucji, elity polityczne próbowały izolować się od ich gniewu. Ich przedstawiciele uparcie twierdzili, że świat jest skomplikowany, a oni ciężko pracują, żeby znaleźć właściwe rozwiązania. Skoro ludzie zrobili się na tyle krnąbrni, że zaczęli ignorować światłe rady elit, należy ich wyedukować, zignorować lub zastraszyć i zmusić do poddania.

Taka postawa najlepiej uwidoczniła się w pierwszych godzinach 13 lipca 2015 roku. Wielka recesja z przełomu pierwszych dekad XXI wieku obciążyła Grecję ogromnym długiem. Ekonomiści wiedzieli, że kraj ten nigdy nie będzie w stanie spłacić wszystkiego, co jest winien; większość zgadzała się co do tego, że polityka oszczędnościowa przyczyniłaby się jedynie do dalszego niszczenia gospodarki w stanie zapaści. Gdyby jednak Unia Europejska zwolniła Grecję z zobowiązań, inwestorzy zaczęliby się obawiać, że o wiele większe kraje, takie jak Hiszpania czy Włochy, mogą ustawić się w kolejce. I tak technokraci w Brukseli postanowili, że aby reszta europejskiego systemu walutowego przetrwała, Grecja musi cierpieć.

Niewiele mogąc w tej sprawie zrobić, kolejne rządy greckie wypełniały wolę Brukseli. Jednak wraz z zamierającą z roku na rok gospodarką i wzrostem bezrobocia wśród młodzieży, które sięgnęło ponad 50 procent, zdesperowani wyborcy w końcu zaufali Alexisowi Tsiprasowi, młodemu populistycznemu przywódcy, który obiecał położyć kres polityce oszczędności [6].

Objąwszy urząd, Tsipras zabrał się za renegocjację długu państwowego z głównymi wierzycielami, reprezentowanymi przez Komisję Europejską, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Szybko jednak się okazało, że tak zwana trojka ani myślała ustąpić. Grecja musiałaby dalej tkwić w ubóstwie albo ogłosić bankructwo i opuścić strefę euro. Latem 2015 roku zaproponowano trudny do przełknięcia pakiet ratunkowy, więc Tsipras miał przed sobą dwie opcje: ulec żądaniom technokratów lub wprowadzić Grecję w stan gospodarczego chaosu [7].

W obliczu takiego wyboru Tsipras zrobił coś, co może wydawać się naturalne w systemie, który rzekomo pozwala rządzić ludziom: ogłosił powszechne referendum. Reakcja był natychmiastowa i bezlitosna. Przywódcy polityczni z całej Europy nazwali referendum nieodpowiedzialnym. Niemiecka kanclerz Angela Merkel przekonywała, że trojka złożyła „niezwykle hojną” ofertę. Media nie zostawiły na Tsiprasie suchej nitki [8].

[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/2019/08/30/trump-wizyta-polska-yascha-mounk-wywiad/” txt1=”Trump potrzebuje Polski do obrony chrześcijańskiego białego Zachodu” txt2=”Z Yaschą Mounkiem rozmawia Łukasz Pawłowski” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/08/godermptrump.png”]

Pośród szalejących emocji Grecy poszli do urn 5 lipca 2015 roku. Rezultat referendum okazał się wielką przyganą udzieloną technokratycznym elitom kontynentu. Pomimo katastroficznych przestróg przed nadciągającą apokalipsą wyborcy nie mieli zamiaru pokornie spuścić głów. Odrzucili umowę [9].

Ośmielony takim wyrazem woli ogółu Tsipras wrócił do stołu negocjacyjnego. Najwyraźniej spodziewał się, że trojka wyjdzie naprzeciw oczekiwaniom Grecji. Zamiast tego pierwotna umowa została wycofana, a nowa oferta narzucała jeszcze większe ograniczenia [10].

Kiedy Grecja znalazła się na skraju niewypłacalności, europejskie elity polityczne zebrały się w Brukseli na maraton kuluarowych negocjacji. Kiedy wczesnym rankiem 13 lipca Tsipras stanął przed kamerami z czerwonymi oczami i sinobladą twarzą, od razu było wiadomo, że nocne negocjacje skończyły się jego kapitulacją. Niewiele ponad tydzień po tym, jak dał narodowi szansę odrzucenia niepopularnej transakcji ratunkowej, Tsipras podpisał umowę, która była pod każdym względem gorsza [11]. Technokracja zwyciężyła.

Polityka strefy euro jest skrajnym przykładem systemu politycznego, w którym ludzie czują, że mają coraz mniej wpływu na to, co się dzieje24. Nie jest to jednak bynajmniej nietypowa sytuacja.

Niepostrzeżenie dla większości politologów pewna postać niedemokratycznego liberalizmu zakorzeniła się w Ameryce Północnej i Europie Zachodniej. W tej formie sprawowania rządów starannie przestrzega się zasad proceduralnych (niemal we wszystkich przypadkach) i respektuje się prawa jednostki (w większości przypadków). Ale wyborcy już dawno doszli do wniosku, że mają niewielki wpływ na politykę publiczną.

Nie bez racji.

Rosnące poparcie dla populistów na Węgrzech i greckie rządy technokratów sprawiają wrażenie skrajnych przeciwieństw. W pierwszym przypadku wola ludzi odsunęła na boczny tor niezależne instytucje, które miały chronić rządy prawa i prawa mniejszości. W drugim – siła rynku i przekonania technokratów zepchnęły na margines wolę ludzi.

Jednak Węgry i Grecja to tylko dwie strony tego samego medalu. W demokracjach na całym świecie rozgrywają się dwa pozornie odrębne wydarzenia. Z jednej strony, preferencje ludzi są coraz bardziej nieliberalne: wyborcy są coraz bardziej zniecierpliwieni działaniem niezależnych instytucji i coraz mniej skłonni do poszanowania praw mniejszości etnicznych ireligijnych. Z drugiej strony, elity przejmują władzę nad systemem politycznym i sprawiają, że reaguje on coraz słabiej: ci, którzy mają władzę, niechętnie poddają się woli ludzi. W rezultacie liberalizm i demokracja, czyli dwa podstawowe elementy naszego systemu politycznego, zaczynają kolidować.

Naukowcy od zawsze wiedzieli, że zarówno liberalizm, jak i demokrację można czasem badać osobno. W osiemnastowiecznych Prusach monarcha absolutny rządził w stosunkowo liberalny sposób, szanując (niektóre) prawa swoich poddanych i dopuszczając (minimalną) wolność słowa. Natomiast w starożytnych Atenach zgromadzenie ludowe rządziło w sposób rażąco nieliberalny, podejmując decyzje o wygnaniu niepopularnych mężów stanu, egzekucji krytycznych filozofów i cenzurowaniu wszystkiego – od mów politycznych po muzykę [12].

Mimo to większość politologów od dawna uważa, że liberalizm i demokracja wzajemnie się uzupełniają. O ile są gotowi przyznać, że prawa jednostki i wola ogółu nie zawsze idą w parze, o tyle uparcie trzymają się przekonania, że powinny. Według nich, kiedy tylko liberalizm spotyka się z demokracją, tworzą razem wyjątkowo stabilny, odporny i spójny amalgamat.

Jednak ponieważ poglądy ludzi wykazują tendencję nieliberalną, a preferencje elit stają się niedemokratyczne, między liberalizmem a demokracją pojawia się konflikt. Demokracja liberalna, unikalna mieszanka praw jednostki i rządów ludu, która od dawna charakteryzuje większość rządów w Ameryce Północnej i Europie Zachodniej, zaczyna się sypać. Zamiast tego obserwujemy rozwój demokracji nieliberalnej, czyli demokracji bez praw, oraz liberalizmu niedemokratycznego, czyli praw bez demokracji.

 

Przypisy:

[1] M. Talev i S. Kapur, „Trump Vows Election-Day Suspense without Seeking Voters He Needs to Win”, Bloomberg, 20 października 2016; Associated Press, „Trump to Clinton: «You’d Be in Jail»”, opublikowane na stronach „The New York Times” [wideo], 10 października 2016, Y. Dreazen, „Trump’s Love for Brutal Leaders Like the Philippines’ Rodrigo Duterte, Explained”, „Vox”, 1 maja 2017.

[2] Na temat Polski, zob. J. Fomina, J. Kucharczyk, „Populism and Protest in Poland”, „Journal of Democracy”, 27, nr 4 (2016), s. 58–68; J. Rupnik, „Surging Illiberalism in the East”, „Journal of Democracy” 27, nr 4 (2016), s. 77–87; oraz B. Bugaric, T. Ginsburg, „The Assault on Postcommunist Courts”, „Journal of Democracy”, 27, nr 3 (2016), s. 69–82. Na temat Turcji, zob. B. Esen i S. Gumuscu, „Turkey: How the Coup Failed”, „Journal of Democracy”, 28, nr 1 (2017), s. 59–73; D. Filkins, „Erdogan’s March to Dictatorship in Turkey”, „The New Yorker”, 31 marca 2016; oraz S. Cagaptay, „The New Sultan: Erdogan and the Crisis of Modern Turkey”, I.B. Tauris, London 2017.

[3] Jak zauważyli w 2010 roku György Lengyel i Gabriella Ilonszki, „większość lokalnych i zagranicznych obserwatorów politycznych przez wiele lat uważała Węgry za najlepszy przykład płynnego przejścia od państwowego socjalizmu do demokracji, najbardziej skonsolidowanej demokracji w Europie Środkowo-Wschodniej”. Zob. G. Lengyel, G. Ilonszki, „Hungary: Between Consolidated and Simulated Democracy” [w:] „Democratic Elitism: New Theoretical and Comparative Perspectives”, H. Best, J. Higley [red.], Brill, Leiden 2010, s. 150. Zob. też A. Ágh, „Early Democratic Consolidation in Hungary and the Europeanisation of the Hungarian Polity” [w:] „Prospects for Democratic Consolidation in East-Central Europe”, G. Pridham, A. Ágh [red.], Manchester University Press, Manchester 2001, s. 167; oraz M. Sükösd, „Democratic Transformation and the Mass Media in Hungary: From Stalinism to Democratic Consolidation” [w:] „Democracy and the Media: A Comparative Perspective”, R. Gunther, A. Mughan [red.], s. 122–164, Cambridge University Press, Cambridge 2000.

[4] M. Dunai, K. Than, „Hungary’s Fidesz Wins Historic Two-Thirds Mandate”, Reuters, 25 kwietnia 2010. Zob. też A. Ágh, „Early Consolidation and Performance Crisis: The Majoritarian-consensus Democracy Debate in Hungary”, „West European Politics”, 24, nr 3 (2001), s. 89–112.

[5] Zob. J. Kornai, „Hungary’s U-turn: Retreating from Democracy”, „Journal of Democracy”, 26, nr 3 (2015), 34–48; oraz M. Bánkuti, G. Halmai, K. L. Scheppele, „Disabling the Constitution”, „Journal of Democracy”, 23, nr 3 (2012), s. 138–146. J. Puhl, „A Whiff of Corruption in Orbán’s Hungary”, „Spiegel” online, 17 stycznia 2017; K. Verseck, „Amendment Alarms Opposition: Orbán Cements His Power with New Voting Law”, „Spiegel” online, 30 października 2012; L. Bayer, „Hungarian Law Targets Soros, Foreign-Backed NGOs”, „Politico”, 9 marca 2017. A. MacDowall, „US-Linked Top University Fears New Rules Will Force It Out of Hungary”, „The Guardian”, 29 marca 2017.

[6] L. Rodgers, N. Stylianou, „How Bad Are Things for the People of Greece?”, BBC News, 16 lipca 2015.

[7] L. Alderman, „Tsipras Declares Creditors’ Debt Proposal for Greece «Absurd»”, „New York Times”, 5 czerca 2015. Zob. też „In the Final Hour, a Plea for Economic Sanity and Humanity”, J. Stiglitz, T. Piketty, M. D’Alema i in., „Financial Times”, 4 kwietnia 2015; i J. Gordon i in., „Greece: Ex-Post Evaluation of Exceptional Access under the 2010 Stand-By Arrangement”, IMF Country Report, no. 13/156, International Monetary Fund, Washington, DC, czerwiec 2013.

[8] H. Nianias, „Alexis Tsipras of Syriza Is Far from Greek Orthodox: The Communist «Harry Potter» Who Could Implode the Eurozone”, „Independent”, 21 stycznia 2015; C.J. Polychroniou, „Syriza’s Lies and Empty Promises”, Al Jazeera, 6 lipca 2015; A. Rinke, „Tsipras Has Caused a Disaster, Says German Conservative Lawmaker”, Reuters, 5 lipca 2015; „Bumbling toward Disaster: Greece’s Leaders Look a Poor Match to the Challenges Facing the Country”, „Economist”, 19 marca 2015.

[9] R. Maltezou. L. Papadimas, „Greeks Defy Europe with Overwhelming Referendum «No»”, Reuters, 5 lipca 2015.

[10] P. Spiegel, „A Comparison of Greece’s Reform List and Creditors’ Proposals”, „Financial Times”, 10 lipca 2015.

[11] S. Daley, L. Alderman, „Premier of Greece, Alexis Tsipras, Accepts Creditors’ Austerity Deal”, „New York Times”, 13 lipca 2015.

[12] Klasycznym esejem na temat ścisłych ograniczeń wolności jednostki w świecie starożytnym pozostaje B. Constant, „The Liberty of the Ancients Compared with That of the Moderns” [w:] „Political Writings”, B. Fontana [red.], s. 309–328, Cambridge University Press, New York 1988.