Jej twórcy zauważyli podobieństwo między obu ośrodkami w ich genezie. Obydwa powstawały w tym samym czasie, na prawie pustym terenie, w ramach realizacji narodowych marzeń. W obydwu wcielano w życie nawet podobne idee architektoniczne. Miały to być miasta nowoczesne, a więc z modernistycznymi budowlami. Mogli je zresztą realizować ci sami architekci. Przykładem Lucjan Korngold, twórca nowoczesnych budynków w Warszawie, po wojnie w Brazylii, a wtedy w Tel Awiwie (kilka z tych ostatnich pokazano w fotografiach) [1].
Na uwagę zasługuje równoległe spojrzenie autorów wystawy na zjawiska występujące wśród Żydów i wśród polskich chrześcijan. Takie podejście prawie nie występuje czy to w nauce, czy publicystyce. Powtarzając w kółko zdania o bliskości obu społeczności w codziennym funkcjonowaniu, pracujemy nad nimi jak nad osobnymi światami. Podejmujemy (mniejsza w tej chwili, że z różnymi wnioskami) kwestie wzajemnych ich stosunków, ale prawie nie ma prac o wspólnej egzystencji w tych samych w końcu miastach, czy o podobnych zjawiskach występujących w obu społecznościach, bądź o ewentualnych paralelach.
Na uwagę zasługuje równoległe spojrzenie autorów wystawy na zjawiska występujące wśród Żydów i wśród polskich chrześcijan. Takie podejście prawie nie występuje czy to w nauce, czy publicystyce. | Marcin Kula
Na uwagę zasługuje spojrzenie na powstawanie Gdyni i Tel Awiwu nie tylko od strony planów oraz ich realizacji, ale jako na pewne zjawisko występujące w historii – zjawisko budowania miasta dla realizacji narodowego celu, dla jednoczenia narodu, także dla nowego lub lepszego startu społeczności, czasem dla zagospodarowania przestrzeni. Miast, które powstały w ramach realizacji takich idei, jest na świecie więcej (Ankara, Brasília, Astana, Chandigarh i in.). Często reprezentowały one pewną paradoksalną dwoistość: były symbolami nowego otwarcia i drogi ku nowoczesności, a jednocześnie kontynuacją dziejowych marzeń. Z tego punktu widzenia Gdynia i Tel Awiw tylko częściowo przypominają siebie nawzajem. Gdynia miała być symbolem oraz przesłanką możliwości wyjścia Polski na morze, jej otwarcia, wręcz dojścia do statusu potęgi. Tel Awiw – jak cały projekt syjonistyczny – symbolizował głęboką przemianę całego społeczeństwa żydowskiego i był jej potrzebnym narzędziem. Przez swoje położenie nawiązywał do bardzo dawnej tradycji Żydów, ale Żydzi tam przybywający mieli się zmienić. Nie tylko architektura i siatka ulic miały być nowe. Ksawery Pruszyński, który odwiedził Palestynę u schyłku okresu międzywojennego, pisał o Tel Awiwie: „To miasto jest wielkim stosem rozpalonym na brzegu morza po to, by przybywający tu Żyd palił na nim łachmany gett świata”. Kontynuował: „Tel Awiw ma swoje Nalewki: są to Nalewki inne, bo w zieleni i czystości, i w słońcu. Są to Nalewki innego typu Żyda” [2]. Ciekawe, że w tym dążeniu do odmiany żydowskiego życia prawie nie pojawiała się – w mieście i kraju położonym nad morzem – gospodarka morska. Ideą przewodnią syjonizmu był powrót Żydów do pracy na roli, a Tel Awiw nie stał się liczącym się portem. Nie miał być nawet miastem przemysłowym czy lokomotywą gospodarki o innym charakterze, raczej miejscem do mieszkania i ośrodkiem organizacyjnym. Przybywali tam ludzie nie tyle za pracą, jak do Gdyni, ile po to, żeby żyć. Praca była na budowach, w usługach dla powiększającej się ludności lub poza powstającym miastem.
Zastanawia też stopień podobieństwa i różnic rozpatrywanych miast w roli instrumentu narodotwórczego. W obu wypadkach były to przedsięwzięcia realizowane przez ludzi przybywających z różnych stron. | Marcin Kula
Czy Tel Awiw stał się miastem „idealnym”? Taka myśl najczęściej pojawiała się w odniesieniu do wspomnianych projektowanych nowych miast. Żadne z nich nie stało się „idealne” – bo czegoś takiego nie ma. Są to na ogół miasta nowoczesne – Gdynia też – będąc wszakże po prostu miastami, z różnymi swoimi ułomnościami. Istnieje legenda o Meirze Dizengoffie, pierwszym burmistrzu Tel Awiwu (1921–1925, 1928–1936), że na wiadomość o jakimś liczącym się rabunku miał zareagować: „No, nareszcie jesteśmy dużym miastem!”. W super modelowo pomyślanej Brasílii, na marginesie pierwotnego planu odrodziły się bardzo różne elementy zwykłego życia.
Zastanawia też stopień podobieństwa i różnic rozpatrywanych miast w roli instrumentu narodotwórczego. W obu wypadkach były to przedsięwzięcia realizowane przez ludzi przybywających z różnych stron. Do Tel Awiwu napływali przybysze z różnych krajów, natomiast do Gdyni z różnych zaborów, jeszcze dalekich od mentalnego zjednoczenia. Jednocześnie przecież do Gdyni nie napływali ludzie „z innego świata”, od których oczekiwano nauczenia się najczęściej nieznanego lub słabo znanego im języka (hebrajskiego). Dalsza sprawa: jedno i drugie miasto rozwijało się obok innych grup etnicznych, w jakimś sensie rzucając im wyzwanie. Jakie były tego konsekwencje?
Jakie były granice „nowego otwarcia”, symbolizowanego w narodowym życiu przez owe miasta? W wypadku Tel Awiwu bardzo trudno to określić, bowiem cały syjonizm miał jednocześnie akcent radykalnej nowości i akcent nawiązywania do tradycji. Społeczeństwo powstające w Palestynie było jednak inne od pozostałego za morzem. Gdynia była wielkim sukcesem Polski; zbyt rzadko wspomina się o nim (częściej odnosząc się do spraw faktycznie mocno dyskusyjnych!). Można jednak zwrócić uwagę, że ona nie była budowana z myślą o przekształceniu narodu w różnych aspektach jego egzystencji. Wśród szczegółowych spraw można przypomnieć, że miała być portem przewidzianym dla emigrantów. Otóż idea rozwiązywania problemów przeludnienia na wsi i bezrobocia w miastach (o czym bezkrytycznie mówi jeden z tekstów na wystawie), podobnie jak idea zmniejszenia obecności innych grup etnicznych w Polsce przez emigrację (o czym już żaden tekst nie mówi), były pomysłami z poprzedniej epoki. Także polska idea kolonialna była w tym czasie już tylko śmieszna. Trzeba przyznać, że Józef Piłsudski zachował w tej sprawie więcej przytomności niż niektórzy z jego współpracowników. Gdy przyszli do niego z ideą, żeby zorganizować polską kolonię w Ameryce Południowej, zapytał tylko, czy Polska ma okręty, które by tam dopływały. Nawiasem mówiąc, pytania, co i w jakim stopniu jest nowością, a w jakim kontynuacją, nasuwają się – zapewne już bez intencji autorów wystawy – przy jeszcze jednym jej aspekcie. Gdy widz ogląda plakaty i filmy czy to z budowy Gdyni czy Tel Awiwu, ma wrażenie patrzenia na socrealizm. Tacy sami murarze, żniwiarze… Może wtedy to był nowy styl; później jeszcze raz potwierdziło się, że komunizm dalece nie zawsze „ruszał z posad bryłę świata”.
Przypisy:
[1] Grzegorz Rytel, Lucjan Korngold, „Warszawa–São Paulo. 1897–1963”, Salix Alba, Warszawa 2014.
[2] Ksawery Pruszyński, „Palestyna po raz trzeci”, Rój, Warszawa 1936, s. 31 i 32.
Wystawa:
„Gdynia – Tel Awiw”, kurator Artur Tanikowski, otwarta do 3 lutego 2020 roku
Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie
Fot. materiały prasowe wystawy.