Fakt, że Grzegorz Schetyna nie powinien dalej prowadzić największej partii opozycyjnej, wydaje się oczywisty. Pytanie, jak dokonać zmiany w sposób uporządkowany. Jeśli to się nie uda, opozycja znów będzie do kolejnych wyborów zupełnie nieprzygotowana.
Nie widzę sposobu, w jaki można by racjonalnie bronić wyniku Koalicji Obywatelska. Po pierwsze, KO otrzymało wynik gorszy niż tworzące ją partie łącznie w wyborach w 2015 roku. I to mimo że do PO i Nowoczesnej dołączyli Zieloni, Inicjatywa Polska oraz kilku byłych polityków PiS-u – co miało poszerzyć elektorat tego podmiotu. Raz jeszcze okazało się, że proste dodawanie do siebie kolejnych bytów politycznych nie przekłada się na proporcjonalny wzrost poparcia.
Można by sądzić, że taki wynik KO ostatecznie przekona kierownictwo partii, że to nie w integracji różnych partii leży klucz do zwycięstwa. Z bardzo prostego powodu – od mieszania herbata nie staje się słodsza. Zamiast więc przekładać poszczególne ugrupowania polityczne z jednego woreczka do drugiego i na siłę łączyć byty rozłączne, warto pomyśleć nad programem, a przede wszystkim nad jego wiarygodną komunikacją. To tu leży klucz do zwycięstwa.
Niestety, lider PO zdaje się odporny na tego rodzaju wnioski. „Dalsza współpraca i integracja partii opozycyjnych to jedyna droga” – przekonywał po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów. Jeśli zakładamy, że Schetyna mówi szczerze i naprawdę wierzy w taki model pracy, to sympatycy oraz politycy największej partii opozycyjnej mają powody do obaw.
Można by sądzić, że wynik KO ostatecznie przekona kierownictwo, że to nie w integracji różnych partii leży klucz do zwycięstwa. Niestety, lider PO zdaje się odporny na tego rodzaju wnioski. | Łukasz Pawłowski
Po drugie, Schetyna poniósł klęskę osobistą. Chociaż startował z Wrocławia, a więc miasta, z którym związany jest od lat studenckich, zdecydowanie przegrał rywalizację z Małgorzatą Stachowiak-Różecką. Szeregowa posłanka PiS-u, która w ławach sejmowych zasiada dopiero od roku 2015, dostała 91 236 głosów, a lider KO jedynie 66 859. A przecież Stachowiak-Różecka w ostatnim czasie zdążyła już przegrać rywalizację o fotel prezydenta Wrocławia (zdobyła 27,5 procent głosów) oraz do Parlamentu Europejskiego (startowała z ostatniego miejsca i zdobyła 15 613 głosów). Nie jest to więc polityczka, którą można by określić mianem dolnośląskiego „barona” PiS-u, nie jest także rozpoznawalna w skali kraju. Klęska lidera drugiej największej partii w potyczce z takim przeciwnikiem to dzwonek alarmowy. Jeśli tak znany polityk nie potrafi wygrać w swoim regionie, to gdzie ma wygrywać?
A jakby tego było mało, ostateczny wynik Schetyny lokuje go na dalekim miejscu wśród wszystkich polityków Koalicji Obywatelskiej – więcej głosów od lidera dostali m.in. Małgorzata Kidawa-Błońska, Borys Budka, Sławomir Nitras i Joanna Jaśkowiak.
Oczywiście można powiedzieć, że okręg okręgowi nierówny. To prawda, ale możemy też policzyć, jaki odsetek wszystkich głosów zdobyli liderzy list. Przy przyjęciu takiej miary, wynik Schetyny również nie imponuje. Lider PO dostał niespełna jedną trzecią wszystkich głosów oddanych na listę Koalicji w jego okręgu. Dla porównania, na Małgorzatę Kidawę-Błońską, która uzyskała ponad 408 tysięcy głosów, oddano ponad 70 procent głosów, które padły w Warszawie na listę KO.
Po trzecie, manewr ze zmianą lidera listy warszawskiej również nie przyniósł pożądanych rezultatów. Po ogłoszeniu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej kandydatką na premiera, pisaliśmy na łamach „Kultury Liberalnej”, że ta zmiana może poprawić wynik KO w stolicy, ale nie odmieni losu tych wyborów lub nawet nie zapewni Koalicji Obywatelskiej lepszego wyniku w całym kraju. Oczywiście nie wiemy, jaki ostatecznie rezultat osiągnęłaby KO z kandydaturą Schetyny w Warszawie, ale możemy przeanalizować wyniki sondażowe. A te po ogłoszeniu kandydatury Kidawy-Błońskiej ani drgnęły.
Wynik w wyborach do Senatu, w którym PiS nie zdobyło większości, nie zmienia tej ogólnej oceny. Po pierwsze, dlatego że bez senatorów niezależnych, PSL i SLD, Grzegorz Schetyna wiele w Senacie nie ugra. Po drugie, ojcostwo „paktu senackiego” na wiele tygodni przed wyborami przypisywali sobie wszyscy liderzy partii opozycyjnej. To nie jest sukces lidera Koalicji Obywatelskiej.
Lider PO dostał niespełna jedną trzecią wszystkich głosów oddanych na listę Koalicji w jego okręgu. Dla porównania, na Małgorzatę Kidawę-Błońską, która uzyskała ponad 408 tysięcy głosów, oddano ponad 70 procent głosów, które padły w Warszawie na listę KO. | Łukasz Pawłowski
„Tym się różni PiS od PO. To jest partia demokratyczna, która daje mi całe instrumentarium i mówi: «Walcz, chłopie!»”. Nikt mi jednak nie pozwoli przegrać tych wyborów, następnych i prezydenckich. Nikt mi nie da następnej szansy”, mówił w „Kulturze Liberalnej” przed wyborami do Europarlamentu Grzegorz Schetyna. Od tego czasu dotknęły go już dwie klęski.
O tym, czy będzie miał szansę poprowadzić swoją drużynę do walki o prezydenturę, zadecydują w lutym członkowie partii, w wyborach na lidera ugrupowania.
Dziś widać, że Platformie Obywatelskiej potrzebny jest nowy przywódca, nie tylko dlatego, że Schetyna przegrał wybory i nie poprawił wyniku partii. Znacznie bardziej niepokojący dla sympatyków partii powinien być fakt, że Schetyna nie ma pomysłu, jak tchnąć w partię nowe życie, jak przekonać wyborców, że PO pod jego rządami się zmieniła i jak odzyskać zaufanie elektoratu. Nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie miało się to zmienić.
W tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem byłaby uporządkowana i jak najszybsza zmiana lidera, poprzedzona krótką, ale rzeczową kampanią skupioną na pomysłach na przyszłość, które wykraczają poza hasła dalszego jednoczenia.
Odwlekanie odnowy do lutego tylko Platformie Obywatelskiej zaszkodzi.
To pierwszy z serii tekstów na temat przyszłości PO po wyborach. Już jutro analiza Karoliny Wigury.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: profil PO na Facebooku.