Szanowni Państwo!

„Polska pod rządami PiS nie jest gotowa na kryzys”, mówił tuż przed niedzielnymi wyborami Grzegorz Schetyna. „Jesteśmy przygotowani”, przekonywał z kolei w jednym z niedawnych wywiadów Jarosław Kaczyński. „Nasza polityka antycykliczna, prorozwojowa, oparta m.in. na popycie, ale także na wspieraniu przedsiębiorców, to jest polityka, która może doprowadzić do tego, że skutki kryzysu będą albo w ogóle wyeliminowane, albo w każdym razie bardzo niewielkie”, tłumaczył.

Komu wierzyć? Czy te deklaracje to jedynie polityczna retoryka, czy też stoją za nimi poważne, przekonujące wyliczenia? I czy bieżąca kondycja polskiej gospodarki naprawdę zależy od wyniku wyborów?

„Rynki finansowe nie lubią zaskoczeń, a w wynikach wyborów parlamentarnych w Polsce dużego zaskoczenia nie ma”, napisano już po głosowaniu na portalu Business Insider. Z kolei cytowany przez portal analityk przekonuje, że „z punktu widzenia rynków finansowych, wyceny złotego i obligacji skarbowych jest to wynik najbardziej neutralny z możliwych”. Wygląda to tak, jakby decyzje polityczne nie miały na rynki większego wpływu – o ile tylko są względnie przewidywalne.

Część ekonomistów argumentuje jednak, że nad Polską zbierają się ciemne chmury. Nadciągające kłopoty zwiastować ma choćby zapowiadane spowolnienie gospodarcze w Niemczech i Stanach Zjednoczonych.

Strona rządowa odpowiada, że polskie wskaźniki gospodarcze są bardzo dobre. Także Bank Światowy koryguje w górę prognozy wzrostu polskiego PKB na 2019 rok, który ma rosnąć między innymi dzięki rosnącej konsumpcji prywatnej oraz ożywieniu w inwestycjach. Jarosław Kaczyński twierdzi nie tylko, że polska gospodarka jest gotowa na każdy scenariusz, ale że w ciągu 21 lat dogonimy Niemcy.

„Błogosławieni ci, którzy wykorzystali szansę, żeby nie wypowiadać się w tematach poza ich obszarem kompetencji. Przecież to nic nie znaczy!”, mówi ekonomistka dr hab. Joanna Tyrowicz w rozmowie z Jakubem Bodzionym.

Rozbija przy tym wspomnianą na początku wypowiedź Kaczyńskiego na czynniki pierwsze. I tak na przykład, „antycykliczna polityka fiskalna”, o której mówi lider PiS-u, powinna zdaniem Tyrowicz oznaczać, że zwiększamy wydatki, kiedy jest źle, a zmniejszamy wydatki, kiedy jest dobrze. W ostatnich latach w Polsce robiliśmy dokładnie na odwrót, co pokazuje skala transferów gotówkowych, które zostały wprowadzone w latach świetnej koniunktury gospodarczej. Co z kolei ma na myśli lider Prawa i Sprawiedliwości, kiedy mówi, że prowadzi „politykę prorozwojową”? Jedną z miar takiej polityki mogą być wydatki na badania i rozwój. A te wciąż nie dobiły nawet do 1 procenta PKB.

Znacznie bardziej optymistycznie patrzy w przyszłość ekonomista dr hab. Marcin Piątkowski, autor książki „Europejski lider wzrostu. Polska droga od ekonomicznych peryferii do gospodarki sukcesu”.

„PiS prowadziło przez cztery lata dobrą politykę gospodarczą, mimo wielu prognoz na początku kadencji, że skończy się to katastrofą. Patrząc na dane, Polska dalej jest europejskim czempionem, okazem ekonomicznego zdrowia. Mamy zbilansowaną, zdrową gospodarkę, która szybko się rozwija i nadgania Europę Zachodnią w niespotykanym tempie”, mówi Piątkowski w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem. I dodaje, że różnica w porównaniu z polityką poprzedników polega przede wszystkim na rozłożeniu akcentów i tym, że „PiS inaczej dzieli tort”.

Owoce tego „dzielenia” miały w zamyśle polityków PiS-u trafić nie tylko do najbiedniejszych, ale do szerokich warstw społeczeństwa. „Prawo i Sprawiedliwość jest partią rodzącej się polskiej klasy średniej. Coraz większej polskiej klasy średniej”, przekonywał premier Mateusz Morawiecki. A jakie są oczekiwania klasy średniej?

„Wiemy, że chcieliby trochę więcej zarabiać. Średnio wychodziło nam 6600 złotych netto na gospodarstwo domowe. To o 1900 złotych netto więcej niż średni dochód rodziny z klasy średniej”, mówi dr Paula Kukołowicz, ekspertka Polskiego Instytutu Ekonomicznego i autorka raportu „Klasa średnia w Polsce Czy istnieje polski self-made man?”. Jakie jeszcze oczekiwania ma klasa średnia?

„Chcieliby też doinwestowania niektórych usług publicznych, przede wszystkim właśnie służby zdrowia i edukacji. Wiemy też, że nie przeciwstawiają się polityce socjalnej. Niekoniecznie na nią liczą, ale nie chcieliby państwa, które mówi: «Radźcie sobie wszyscy sami»”, mówi Kukołowicz w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim.

Przynajmniej część z tych oczekiwań PiS odczytało bardzo dobrze. Pytanie jednak, na ile działania polityczne mają przełożenie na codzienne życie ludzi. W raporcie Polskiego Instytutu Ekonomicznego bodaj najbardziej uderzający jest wykres pokazujący zmianę odsetka klasy średniej w społeczeństwie na przestrzeni ostatnich lat. Nie zmienił się chociażby o punkt procentowy! Ogromne perturbacje, przez które przechodziła polska polityka, przynajmniej na ten wskaźnik nie miały żadnego wpływu.

„Na tym polega trudność polityki, że trudno jej wpłynąć na życie społeczne. Można napisać ileś ustaw, ale ich konsekwencje zależą od tego, jak do rzeczywistości odniosą się aktorzy społeczni. A wiemy, że Polacy są bardzo zaradni”, mówi Kukołowicz. I dodaje: „Innymi słowy politycy i kampania sobie, a Polacy sobie”.

Zapraszamy do lektury!

Redakcja „Kultury Liberalnej”