Będzie gnicie?
Po pierwsze, partyjne elity nie chcą zmian. Grzegorz Schetyna powiedział w TVN, że nie ma wrażenia, by niektórzy działacze PO podważali jego przywództwo, a rozmowa o zmianie przywództwa w partii jest obecnie nie na miejscu (jak zawsze, są pilniejsze sprawy, a poza tym trzeba obalić PiS). Jego powyborczy przekaz jest taki sam jak przekaz przedwyborczy: trzeba integrować opozycję.
Po drugie, nikt nie zastąpi polityków w formułowaniu pozytywnych scenariuszy, a nawet gdyby Schetyna przegrał wybory na szefa PO, w partii nie widać obecnie nikogo lepszego, kto mógłby zająć jego miejsce.
Na przykład, Małgorzata Kidawa-Błońska budzi pozytywne emocje wyborców i nie ma programu politycznego, może być zatem sensowną kandydatką na prezydenta, ale nie na szefa partii. Nie daje perspektywy zmian na lepsze. Politycy, którzy wymieniani są wśród konkurentów Schetyny, tacy jak Borys Budka, Joanna Mucha czy Julia Pitera, nie dają gwarancji, że będą zarządzać partią lepiej niż Schetyna, podobnie jak Rafał Trzaskowski, który jest zajęty jako prezydent Warszawy i ma inne słabości.
Jednak chyba najważniejsza jest kwestia trzecia. Wydaje się, że rozmowy na temat zmian, których potrzebuje Platforma, są interesujące jedynie dla osób, którym nie wystarcza scenariusz minimum. W tym przypadku scenariusz polega na tym, że Platforma pozostaje największą partią opozycyjną, ale nie zmienia się w istotny sposób. Być może większości wyborców Platformy wystarczy zamiana mniej lubianego Schetyny na bardziej lubianą Kidawę-Błońską, która niczego istotnego nie zmienia.
Trzeba obiektywnie przyznać, że ów scenariusz minimum wygląda kiepsko, ale nie można z góry przesądzić, że nie przyniesie on kiedyś rezultatu w postaci odsunięcia PiS-u od władzy. To właśnie tą niepewnością żywią się dzisiaj platformerskie elity.
Ich wersja wydarzeń nie jest przecież zupełnie od rzeczy. Ostatecznie, jest prawdą, że PiS uzyskało w Sejmie jedynie niewielką większość i przegrało Senat, mimo tego, że partia rządząca miała w kampanii znaczną przewagę sił, a rywalizacja wyborcza nie była całkiem fair.
Jest także prawdą, że pomysły budowania nowych projektów od zera, które podejmowano w ostatnich latach, nie wypaliły. Być może w naszych warunkach lepsze jest wrogiem niezbyt dobrego.
Wreszcie, marzenia o lepszej Platformie mogą być w teorii słuszne, ale w praktyce nierealizowane. Platforma jest zmęczona, a właściwie nieżywa. Można zawsze powiedzieć, że Grzegorz Schetyna – jeśli utrzyma władzę w partii – powinien dopuścić do grona decyzyjnego więcej ciekawych, energicznych osób, którym jeszcze się chce, takich jak nowy poseł z Poznania Franciszek Sterczewski. To byłoby więcej niż scenariusz minimum, ale ostrożnie, bez rewolucji. Tylko po co Grzegorz Schetyna ma ugościć w partii zdolnych i żywiołowych ludzi, skoro potem wbiją mu nóż w plecy?
Może być więc tak, że dla Platformy po prostu nie istnieje scenariusz pozytywny, a jej jedynym dalszym przeznaczeniem jest gnicie.
Lewica nie zastąpi Platformy
Niektórzy sugerują, że w tej sytuacji Lewica ma szansę zastąpić Platformę. Jest jednak przynajmniej kilka trudności, które mogą wskazywać, że tak się nie stanie.
Po pierwsze, na razie nie wiadomo, czy Lewica utrzyma jedność. Już pojawiły się spekulacje na temat tego, że posłowie z partii Razem nie dołączą w Sejmie do klubu Lewicy. Taki ruch ma sens tylko w jednym scenariuszu: gdyby przez cztery lata Razem zdobyła tak dużą popularność, że w następnych wyborach będzie dysponować znacznie mocniejszą kartą przetargową.
W wąskim planie, tego rodzaju hazardowa zagrywka może się opłacić, bo partia wprowadziła do Sejmu wyrazistych, inteligentnych polityków, którzy na pewno zwrócą na siebie wiele uwagi. W szerszym planie, postawa ta utrudni konsolidację wielonurtowej partii centrolewicy, która mogłaby stać się główną siłą po stronie niepisowskiej.
Po drugie, jeśli Lewica utrzyma jedność, będzie musiała stać się bardziej pragmatyczna, mieszczańska i ludowa.
Blisko dwa lata temu pisałem, że potrzebujemy nowego liberalizmu – że jeśli opozycja ma wygrać z PiS-em i zbudować lepszą Polskę, to ktoś musi podjąć zadanie odnowienia i ucywilizowania polskiej centrowej polityki. Skoro Platforma była bierna i wyczerpana, do zadania tego można było podejść albo od strony Nowoczesnej, albo od strony Razem.
Od tego czasu partia Katarzyny Lubnauer dała się zgasić Platformie, jednak przed koalicją lewicy otworzyły się nowe perspektywy. Najpierw pojawiła się Wiosna. Jej potencjał został w znacznej mierze zmarnowany, ale nie wszystko zostało stracone – w tej chwili jest to siła, która ogółem wzmacnia Lewicę.
Do tego lewica uczy się budować sojusze. Działacze Razem zdecydowali się na koalicję z bardziej umiarkowanymi ugrupowaniami, co daje szansę na stworzenie formacji o stosunkowo szerokiej formule. Teraz potrzeba kolejnego kroku. Nie wydaje się, żeby popyt na umiarkowaną partię mieszczańską miał szybko zaniknąć. Lewica ma szansę na sukces wtedy, gdy na trwałe wejdzie do politycznego mainstreamu – gdy postanowi być „lepszą Platformą”.
Jeśli w wyniku integracji partii centrolewicy powstanie nowe ugrupowanie, słowo „lewica” można usunąć z nazwy, odczarować i potraktować jako jedno z wielu użytecznych słów.
Po trzecie, pozytywna zmiana na lewicy musiałaby zajść wbrew niektórym ideologicznym odruchom jej działaczy. Jednym z takich odruchów jest budowanie barier między „liberałami” a „lewicą”, w miejsce rozwiązywania problemów, a także budowania sojuszy i nowej wyobraźni politycznej.
Podobne kłopoty pojawiają się na tle programowym. Symptomatyczna wydała mi się w tym kontekście kampanijna wypowiedź Adriana Zandberga, który postanowił w jednym ze spotów zaatakować bankierów, powielając kalki ideowe z zachodnich debat. Nie żyjemy przecież w Stanach Zjednoczonych, gdzie patologie systemu bankowego występują w dużej skali. W III RP to stabilność systemu bankowego była jednym z fundamentalnych czynników wzrostu.
Po czwarte, Lewica musiałaby budować szersze poparcie wbrew środowiskom, które tworzą jej ideowe zaplecze. Wynikłoby z tego wiele facebookowych dramatów. W typowej sytuacji wystarczy choćby nieznacznie wyjść poza aktualne ideologiczne credo, aby wywołać święte oburzenie lewicowej policji światopoglądowej, która jest bodaj najbardziej widoczną komórką lewicowego aktywizmu w mediach społecznościowych. Czy politycy będą psychologicznie gotowi, by sobie z tym poradzić, a aktywiści stonują oczekiwania?
Jeśli nic się nie zmieni, Platforma będzie gnić dalej i może gnić jeszcze długo, a Lewica nie będzie w stanie jej zastąpić.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: profil SLD Lewicy na Facebooku.