Szanowni Państwo!
„Są dwa scenariusze – albo my to przejmujemy i naprawdę otwieramy się na środowiska obywatelskie, które rozkwitły w ciągu ostatnich czterech lat, otwieramy się na młodych, poważnie dociążając temat ekologii i zmieniamy formułę działania. […] Albo Grzegorz Schetyna zostaje na stanowisku przewodniczącego, co doprowadzi do tego, że – moim zdaniem – władzę w Polsce przejmie lewica”, mówiła na łamach „Kultury Liberalnej” posłanka Platformy Obywatelskiej Joanna Mucha.
Nie da się ukryć, że pięć minut po wyborach sytuacja Platformy Obywatelskiej jest trudna. Przywództwo Grzegorza Schetyny jest otwarcie kwestionowane przez tak zwanych „młodych”, czyli grupę polityków przed pięćdziesiątką, od lat należących do PO. Obok cytowanej Joanny Muchy zaliczani są do niej między innymi Rafał Trzaskowski, Bartosz Arłukowicz, Borys Budka czy Sławomir Nitras.
„Nie jestem pewien, czy te wybory dają legitymację Grzegorzowi Schetynie do dalszego przewodniczenia PO. Ale o jego losach powinna zadecydować partia”, mówił na antenie radia Tok FM debiutujący w Sejmie, jeden z najmłodszych posłów tej kadencji, Franciszek Sterczewski. Na tym jednak nie koniec. Krótko po wyborach grupa prominentnych polityków PO spotkała się w jednej z warszawskich restauracji na – jak mówił jeden z uczestników kolacji – „politycznej stypie Grzegorza Schetyny”, o czym natychmiast poinformowali dziennikarze „Super Expressu”. Trudno uwierzyć, by obecność na miejscu dziennikarzy tabloidu, którzy dokumentowali, kto i kiedy pojawił się na spotkaniu, była przypadkowa.
Grzegorz Schetyna jednak nie ma zamiaru rezygnować, ponieważ utrata stanowiska lidera partii przed wyborami prezydenckimi, jak sugeruje, może przynieść katastrofalne konsekwencje polityczne. Kandydat partii na głowę państwa będzie osłabiony „przewrotem pałacowym”, zaś sama Platforma pogrąży się w wewnętrznych sporach, bo ostatecznie nikt nie może zagwarantować, iż nowy lider sprawnie przezwycięży dzisiejsze podziały. Schetyna ma w PO sporo szabel i z pewnością nie złoży tej broni – albowiem dla niego samego rezygnacja mogłaby być też równoznaczna z końcem politycznej kariery.
Rzecz w tym, że – przynajmniej na razie – ani Schetyna, ani jego przeciwnicy nie zyskali wyraźnej przewagi. Wszystko to sprawia, że w szeregach Koalicji Obywatelskiej trwa moment przesilenia. A przynajmniej tak to wygląda z zewnątrz. Tymczasem partia – poza decyzją co do procedury wyboru kandydata na prezydenta – powinna zaraz wyłonić także władze nowego klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej. Trzeba też – w ramach całej opozycji – zdecydować się na wybór Marszałka Senatu.
Czy na tym wszystkim skorzysta powracająca do parlamentu Lewica?
Z analogiczną sytuacją mieliśmy do czynienia przed czterema laty. Wówczas poobijana po wyborach Platforma Obywatelska również szykowała się do wyborów nowego lidera, a debiutująca w Sejmie Nowoczesna szybowała w sondażach w górę, szybko wyprzedzając PO. I to mimo że do Sejmu weszła z wynikiem o kilka procent niższym niż ostatni wynik Lewicy.
Na razie, w przeciwieństwie do polityków PO, lewica próbuje zamanifestować jedność.
„SLD i Wiosna tworzą wspólny klub parlamentarny. To przesądzone. Razem wciąż się zastanawia, czy być razem, czy osobno”, mówi posłanka SLD Joanna Senyszyn w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. Najnowsze doniesienia mówią, że Razem ostatecznie zdecyduje się dołączyć do wspólnego klubu parlamentarnego. To jednak dopiero pierwszy krok. Znacznie trudniejsze jest pytanie o to, jak Lewica zamierza poszerzyć swoją bazę wyborców? Bo przecież z 13-procentowym poparciem władzy nie zdobędzie.
Zdaniem Senyszyn kluczem jest „wyrazistość”, zwłaszcza w tak zwanych kwestiach obyczajowych, obejmujących nie tylko prawa kobiet czy mniejszości seksualnych, ale także relacje państwo–Kościół.
„Ściśle ponad 60 procent obywateli chce świeckiego państwa, ma dosyć Kościoła jako instytucji biznesowo-politycznej i domaga się od swoich przedstawicieli działań w tej dziedzinie. Niestety, zbyt mało członków SLD takie stanowcze poglądy wyrażało i między innymi dlatego traciliśmy poparcie”, mówi Senyszyn. Kłopot w tym, że Senyszyn obok stawiania wyraźnych postulatów programowych jednocześnie bardzo ostro wypowiada się o sympatykach Prawa i Sprawiedliwości: mówi o „kaczystach”, „katolach” czy budowaniu elektoratu „wdzięcznego za transfery socjalne”. To sprawia, że uwaga wyborców, zamiast na planach Lewicy, znów koncentruje się na PiS-ie.
Być może dlatego debiutująca w Sejmie posłanka z partii Razem Daria Gosek-Popiołek podkreśla, że obok postulatów obyczajowych, program Lewicy musi opierać się na polityce socjalnej skierowanej do mniej zamożnych części elektoratu.
„Ja doskonale wiem, jaki profil ideowy ma nasza formacja i jaką chcę być polityczką”, mówi w rozmowie z Jakubem Bodzionym. „Progresywną i otwartą. Taką, która wie, że każda zmiana społeczna musi być sprawiedliwa, co dobrze widać w przypadku naszej wizji transformacji energetycznej – mówimy wprost, że musi być ona sprawiedliwa, że nie możemy zostawić nikogo za burtą – tak jak stało się w latach 90. Wolny rynek nie może decydować o wszystkim”.
Do kogo jednak ma być skierowana ta oferta? Dziś znaczną część elektoratu Lewicy stanowią dobrze wykształceni i nieźle zarabiający mieszkańcy dużych miast. To także potencjalny elektorat Platformy Obywatelskiej (a także ludzie, którzy kiedyś głosowali na PO lub Nowoczesną). Czy zatem Lewica powinna przekonywać do siebie takie osoby, czy też podjąć trud sięgnięcia po wyborców PiS-u?
„Uważam, że dla lewicy i Polski punktem dojścia powinien być moment, kiedy to PO jest główną siłą centroprawicy czy prawicy, główną siłą opozycyjną wobec niej jest lewica, a PiS jest zepchnięte do pozycji trzeciej lub czwartej siły”, mówi działacz lewicowy i były polityk Wiosny Michał Syska w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem.
„Obawiam się, że jeśli lewica będzie rywalizować z Platformą, to umocni PiS jako jedynego rzecznika osób, które nie były beneficjentami transformacji. Celem lewicy powinno być doprowadzenie do sytuacji, w której rywalizacja toczy się między neoliberalną prawicą, reprezentowaną przez PO, oraz socjaldemokratyczną lewicą. Chodzi mi przecież o to, żeby lewica kiedyś wygrała wybory”.
Syska ma rację w tym sensie, że jeśli chaos w szeregach PO będzie się pogłębiał, znaczna część jej wyborców może sama z siebie podryfować w stronę Lewicy. Przekonanie wyborców PiS-u to zadanie znacznie trudniejsze i wymagające znacznie więcej czasu. A także pokory. Dziś to wciąż PiS oraz Koalicja Obywatelska mają na polskiej scenie absolutnie dominującą pozycję, łącznie przyciągając ponad dwie trzecie wszystkich głosów. Jest tak zresztą już od 14 lat i zmiana tego stanu rzeczy nie będzie łatwa.
Czy to oznacza, że lewicowa koalicja – zawiązana niedługo przed wyborami – jest skazana na sukces? Do tego daleko. Jak pisał na naszych łamach Tomasz Sawczuk, istnieje cały szereg okoliczności, które stawiają przyszłość Lewicy pod znakiem zapytania.
Warto pamiętać, że po wyborach parlamentarnych w 2015 roku upadek szybującej w sondażach Nowoczesnej zaczął się mniej więcej w tym samym czasie, kiedy jej przewodniczący ogłosił się… liderem opozycji.
***
O konkurencji między Lewicą a Koalicją Obywatelską porozmawiamy też podczas najbliższej debaty „Kultury Liberalnej”, już w piątek, 8 listopada o godzinie 18.00. Naszymi gośćmi będą Joanna Mucha oraz Franciszek Sterczewski z KO, a także Magdalena Biejat i Maciej Gdula z Lewicy. Szczegóły spotkania TUTAJ.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”