Łukasz Pawłowski: Popiera pana Grzegorz Schetyna?
Jacek Jaśkowiak: Trudno mi to ocenić. Nie rozmawiałem z nim na ten temat, a on też nie wyrażał wprost swoich preferencji. Natomiast osoby postrzegane jako bliskie Schetynie – w szczególności Piotr Borys – wykazały się dużą życzliwością i pomocą w kwestiach organizacyjnych.
Robert Tyszkiewicz, bliski współpracownik przewodniczącego Schetyny, także podróżował z panem podczas kampanii.
Tyszkiewicz jako szef jednego z regionalnych oddziałów PO był obecny na jednym moim spotkaniu. Tak jak na innych spotkaniach obecni byli inni regionalni liderzy. To normalne. Zaskakujące dla mnie było to, że niektórzy szefowie regionów na spotkaniach się nie pojawiali.
Pan przedstawia się jako kandydat progresywny, a popiera pana konserwatywne skrzydło Platformy. Grzegorz Schetyna miał zarzucać „konserwatywną kotwicę”, a teraz stawia na progresywność? Gdzie tu sens?
To tak zwani „młodzi” – chociaż już dobiegają pięćdziesiątki – są bliżsi konserwatyzmowi i zachowawczości. Myślę, że częściowym uzasadnieniem dla postaw prezentowanych przez polityków takich jak Sławomir Nitras czy Borys Budka są zbliżające się wybory na szefa PO. Trudno mi oceniać, na ile deklaracje części naszych działaczy są dowodem konserwatywnych poglądów, a na ile są to… inne względy.
Nie powinniśmy pytać, kto ma większą rozpoznawalność, ale kto ma większy potencjał wzrostu. I czy w Polsce, która się laicyzuje, wybory prezydenckie nie będą plebiscytem na to, czy chcemy być częścią zachodniej Europy, czy też krajem w rozkroku między wschodem a zachodem. | Jacek Jaśkowiak
Jak jedno łączy się z drugim? Gdyby pan wygrał nominację prezydencką, Schetyna zachowa stanowisko?
Dla mnie to są dwie, zupełnie odrębne kwestie. Mam jednak wrażenie, słysząc różne kłamliwe anonimowe wypowiedzi na temat powodów mojego startu, że według niektórych te dwie kwestie są powiązane.
A może pan wcale nie jest taki progresywny albo Małgorzata Kidawa-Błońska wcale nie jest tak konserwatywna?
Można to ocenić po tym, co robiłem w Poznaniu przez ostatnie 5 lat i na ile są to rzeczy typowe dla Platformy Obywatelskiej. Mam tu na myśli kwestie relacji miasta z Kościołem czy udział w Marszu Równości. Byłem pierwszym samorządowcem, który protestował przeciwko atakowi na trójpodział władzy i naruszanie Konstytucji. Występowałem w obronie nauczycieli, uchodźców, środowisk LGBT+. Zawsze byłem po stronie obywateli. A jak w tych kwestiach odnalazła się Małgorzata Kidawa-Błońska? Pozostawiam to ocenie tych, którzy będą głosować w sobotę.
Jak to możliwe, że inny popularny samorządowiec, prezydent bodaj najbardziej progresywnego miasta w Polsce – Warszawy – pana nie wspiera?
Rozmawiałem o tym z Rafałem Trzaskowskim, który tłumaczył mi, że wcześniej poparł już Małgorzatę Kidawę-Błońską, w związku z czym musi być konsekwentny. Natomiast jasno zadeklarował, że jeżeli wygram te prawybory, to on w pełni zaangażuje się w moją kampanię.
A jeżeli pan nie wygra?
Mam czyste sumienie i wiem, że w bardzo ważnym momencie dla przyszłości Polski nie stchórzyłem. Byłem gotów wyjść na ring i wziąć udział w tej brutalnej walce. Bo nie mam wątpliwości, że PiS będzie bez żadnych skrupułów korzystało z służb specjalnych, prowokacji i mediów publicznych, żeby nie oddać władzy. Miałem tego przedsmak podczas wyborów samorządowych, razem z Pawłem Adamowiczem czy Wadimem Tyszkiewiczem. Jeżeli w sobotę koleżanki i koledzy wybiorą zachowawczość i oddadzą głos na osobę, która jest symbolem 8 lat rządów PO, a tym samym i zaniechań z tego okresu, to może być to ryzykowne.
Pan uważa, że Bartosz Arłukowicz, Radosław Sikorski i Donald Tusk stchórzyli?
Donald Tusk podjął bardzo odpowiedzialną decyzję. Zrezygnował z wyścigu prezydenckiego nie dlatego, że się boi, ale ponieważ jest twarzą rządów PO, co daje mu mniejsze szanse na wygraną. Uważa, że ten negatywny PR, który PiS uprawia przez ostatnie lata, miałby wpływ na wynik.
Radosław Sikorski wyrażał wątpliwości, czy te prawybory odbywają się na serio.
Miał wrażenie, że – tak jak 10 lat temu – to nie była właściwa prekampania. Trudno mi to określić, bo 10 lat temu nie byłem członkiem PO. Zadałem sobie jednak pytanie, jak wyglądałaby sytuacja w 2015 roku, gdyby to Radek Sikorski był prezydentem.
Co pan chce powiedzieć?
Tak jak elektorzy przejęli współodpowiedzialność za wyniki tych wyborów, w których Bronisław Komorowski wygrał, tak ponoszą współodpowiedzialność za wybory przegrane przez Komorowskiego, bo to oni wtedy podjęli taką, a nie inną decyzję. Ci, którzy będą głosować w najbliższą sobotę, również przejmują bardzo poważną odpowiedzialność nie tylko za to, kto będzie kandydatem, ale za wynik wyborów majowych. I to w sytuacji, kiedy widać już bardzo wyraźnie sygnały zmęczenia materiału po stronie PiS-u.
Nie podziela pan opinii Sikorskiego, że to nie są prawdziwe prawybory? Raptem dwa tygodnie kampanii.
To faktycznie bardzo krótko. W takim ograniczonym czasie nie jest łatwo nadgonić przewagę, którą miała Małgorzata, chociażby z racji tego, że była twarzą kampanii parlamentarnej. Również fakt, że w wyborach głosują nie wszyscy członkowie PO opłacający składki, a tylko elektorzy, powoduje, że wybory nie mają takiego samego ciężaru.
Dla pana to lepiej czy gorzej?
Wolałbym, żeby wszyscy głosowali. Zawsze to lepiej oddaje nastroje w formacji.
Jest szereg argumentów mówiących, że to pan jest gorszym kandydatem niż Małgorzata Kidawa-Błońska. Przede wszystkim ze względu na pana poglądy na tak zwane kwestie obyczajowe. Pan je czasami wyraźnie tonuje, ale powiedział pan w RMF FM, że jest zwolennikiem wprowadzenia małżeństw homoseksualnych. Odrzuci pan wyborców centrowych i prawicowych.
Wybór kandydata powinien się opierać na tym, kto ma większe szanse i większy potencjał wzrostu.
Nie podzielam poglądu, że w Polsce wybory na prezydenta może wygrać tylko konserwatysta. Proszę spojrzeć, co się stało w konserwatywnej Słowacji. Bardzo ważne jest zachęcenie do pójścia na wybory młodych. A tego nie zrobimy, oferując letnią wodę w kranie. | Jacek Jaśkowiak
Pana przeciwnicy właśnie to mówią – pan nie ma potencjału wzrostu.
Nie podzielam poglądu, że w Polsce wybory na prezydenta może wygrać tylko konserwatysta. Proszę spojrzeć, co się stało w konserwatywnej Słowacji. Bardzo ważne jest zachęcenie do pójścia na wybory młodych. A tego nie zrobimy, oferując letnią wodę w kranie. Musimy również przekonać tych, którzy odwrócili się od PO, czyli wyborców z wykształceniem podstawowym i zawodowym.
I pan do nich trafi?
Trzeba umieć z nimi rozmawiać, a mi przychodzi to łatwiej, bo wychowałem się w robotniczej dzielnicy. Zresztą rozmawiam często z mieszkańcami, którzy nie są zwolennikami Platformy. Potrafię też rozmawiać z mieszkańcami wsi i małych miasteczek. To, co udało się nam zrobić w ramach Metropolii Poznań – mam tu na myśli na przykład wspólne finansowanie kolei metropolitalnej – pokazuje moje kompetencje. Wyniosłem to z biznesu. Dzięki tym umiejętnościom domykam również transakcje z Kościołem czy z wojewodą pochodzącym z PiS-u.
Pana mało kto w Polsce kojarzy, Małgorzatę Kidawę-Błońską już tak.
To wynika chociażby z tego, że ja jestem w Platformie od 6 lat, a Małgorzata od 18, a także z tego, że była Marszałkiem Sejmu i twarzą naszej kampanii. Nie powinniśmy jednak pytać, kto ma większą rozpoznawalność, ale kto ma większy potencjał wzrostu. I czy w Polsce, która się laicyzuje, wybory prezydenckie nie będą plebiscytem na to, czy chcemy być częścią zachodniej Europy, czy też krajem w rozkroku między wschodem a zachodem.
Podał pan przykład Słowacji. O tyle wątpliwy, że tam akurat w wyborach prezydenckich wygrała kobieta. Może czas także na prezydentkę w Polsce? Sukces kobiety także mógłby być dowodem na progresywność polskiego społeczeństwa.
Ja nie chciałbym używać argumentu, że jestem lepszym kandydatem dlatego, że jestem mężczyzną. W związku z tym uważam za nietrafione i niefortunne twierdzenia, że ktoś jest lepszym kandydatem, bo jest kobietą. Podpieranie się takimi argumentami nie wydaje mi się właściwe.
*/ Przed sobotnim głosowaniem w PO chcieliśmy również opublikować rozmowę z Małgorzatą Kidawą-Błońską, ale mimo licznych próśb o rozmowę nie uzyskaliśmy żadnej odpowiedzi.