Nie będę ukrywać – twórczość Nikoli Kucharskiej na dobre zagościła w moim sercu. Od kilku lat nieustannie śledzę jej prace, które zachwycają nie tylko świetnie przemyślanymi kompozycjami, kolorystyką i humorem, ale – jak choćby zeszłoroczne „Zwierzęta, które zniknęły” [1] – poruszają ważne problemy. Mam wrażenie, że książka z 2018 roku była pewnego rodzaju przygrywką do „Zaginionej wyspy”, Kucharska ponownie sięga bowiem po konwencję atlasu, choć tym razem całość jest o wiele bardziej złożona. Na zawartą w książce opowieść składają się dwa przeplatające się i z czasem coraz bardziej powiązane poziomy. Plan współczesny tworzy pierwszoosobowa komiksowa narracja ilustratorki Nikoli, która w telefonicznej loterii wygrywa tygodniowy dostęp do łódki – dziewczyna bez zastanowienia postanawia więc uciec od świata (czyli deadline’ów i niekończących się telefonów od wydawców) na tytułową wyspę. Po dotarciu na miejsce odnajduje dziennik doktora Alojzego Rzepy, który w roku 1889 doleciał tam skonstruowanym przez siebie samolotem i zaczął spisywać wszystko, co zaobserwował w ciągu pobytu na tajemniczym lądzie. Od tej chwili czytelnicy mają okazję naprzemiennie śledzić dramatyczną, choć często zabawną walkę Nikoli o przetrwanie (na którą składają się między innymi szukanie wody i tęsknota za pozostawionymi w domu kotami) oraz kolejne odkrycia Rzepy, który spotyka na swojej drodze nie tylko tajemnicze rośliny i zwierzęta, ale też nieznane wcześniej plemiona Tyltów, Brnąców czy Ptakoludów. Z pozoru oddalone o ponad sto lat historie łączy wiele punktów wspólnych, a czytelnik zostaje wciągnięty w te niesamowite przygody i z przejęciem śledzi losy obojga bohaterów.
W pierwszej kolejności trzeba zaznaczyć, że „Zaginiona wyspa” to dwie niezwykle ekscytujące opowieści przygodowe! Z pozoru skala wyzwań jest nieporównywalna, bo o ile Nikola cierpi z powodu wysokich temperatur czy kąsających nieustannie moskitów, o tyle w trakcie odkrywania nieznanego lądu Rzepa jest goszczony i częstowany dziwnymi potrawami, pada ofiarą porwania, wreszcie zostaje więźniem i gubi się w podziemnych labiryntach. A to tylko niektóre z „atrakcji”, jakich doświadczył w czasie kilkutygodniowego pobytu na wyspie. Choć finał nie jest bez znaczenia, to o wiele ciekawsza jest sama droga bohaterów, Kucharska świetnie operuje bowiem suspensem, przerywając narracje w odpowiednich momentach, przez co czytelnikowi trudno oderwać się od lektury.
Nie da się również oderwać wzroku od uzupełniających tekst ilustracji. Kucharska sprawnie korzysta z konwencji książki informacyjnej, tworząc z jednej strony porywające pejzaże, ukazujące wioski poszczególnych plemion, z drugiej schematy prezentujące rośliny, zwierzęta i mieszkańców wyspy oraz używane przez nich przedmioty. „Zaginiona wyspa” to też komiksowa narracja Nikoli – także w tej konwencji autorka sprawdza się świetnie, a tworzące tę narrację sekwencje (Kucharska nie stosuje jednorodnie wydzielonych kadrów) są pełne życia i humoru. Aż trudno uwierzyć, że spod ręki jednej ilustratorki wyszły zarówno pełne detali fragmenty dziennika Rzepy, jak i komiksowe kadry dziennika Nikoli – takie rozwiązanie jest nie tylko estetycznie satysfakcjonujące, ale może też służyć ukazaniu dziecięcemu odbiorcy różnych konwencji narracyjnych i artystycznych.
Hybrydyczność, widoczna zarówno na poziomie tekstu, jak i ilustracji, jest chyba najciekawszym i najbardziej fascynującym elementem „Zaginionej wyspy”. Kucharska nie tylko korzysta z konwencji komiksu i atlasu historyczno-przyrodniczego, ale również mieszka fakty i fikcję, czyniąc z tej wyjątkowej książki niemałą gratkę dla młodszych i starszych czytelników. Sama Nikola kilkukrotnie odnosi się do autentyczności odnalezionego dziennika doktora Rzepy, uznając finalnie, że tego rodzaju dywagacje nie mają większego znaczenia! Warto też dodać, że tylko pozornie opisane odkrycia są pełne fantastycznych wizji, jak choćby plemię wężowłosych Meduz czy rosnący na wyspie przyssawnik, ponieważ wśród szczegółowych obserwacji można doszukać się między innymi informacji dotyczących dobrze nam znanej kukurydzy. Kucharska nieustannie balansuje na granicy prawdy i fikcji, wciągając czytelnika nie tylko w fascynujący świat dziwacznych istot, ale zmuszając go również do krytycznego myślenia o otaczającym nas świecie.
„Zaginiona wyspa” bezsprzecznie jest publikacją fascynującą, zarówno na poziomie formy, jak i treści. Wciągającą fabułę uzupełniają schematy i szkice wielu niesamowitych stworzeń, co świadczy o niezwykle bogatej wyobraźni autorki. Wydaje mi się, że tą książką Kucharska ugruntowała swoją pozycję jednej z najciekawszych twórczyń współczesnej ilustracji (i w ogóle książki) dziecięcej, bo – choć daleko jej do awangardy i eksperymentów tak cenionych przez jurorów sekcji graficznej konkursu Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY [2] – jest niezwykle utalentowaną artystką, czego „Zaginiona wyspa” jest najlepszym dowodem!
Przypisy:
[1] O „Zwierzętach, które zniknęły” pisałem wcześniej na łamach „Kultury Liberalnej”.
[2] W tegorocznej edycji nagrody zdobyli Monika Hanulak za „Homo lector. Kalendarz na 13 miesięcy” [wyd. Wytwórnia] oraz Jacek Ambrożewski i Zosia Frankowska za „Podróżnicy. Wielkie wyprawy Polaków” [wyd. Dwie Siostry].
Książka:
Nikola Kucharska, (Alojzy Rzepa), „Zaginiona wyspa”, opracowanie tekstów Katarzyna Piętka, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2019.
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.