Nancy Springer. Fot. Jaime F. Pinto.

Czy Sherlock Holmes miał siostrę…? Z tym pytaniem wielu fanów legendarnego detektywa zwraca się do autorki serii o Enoli Holmes, rzekomej siostrze Sherlocka: „Otóż nie, nie miał, bo przecież… nie istniał! Aż dziw, że nikt dotąd nie wpadł na pomysł takiego rozwinięcia scenariusza, przecież ten staromodny męski świat aż się o to prosi!” – zauważa Nancy Springer.

Można powiedzieć, że jest autorką seryjną – ma na koncie ponad 50 publikacji dla dorosłych i dzieci, na dodatek zróżnicowanych gatunkowo. Mimo tempa oraz imponującej liczby wydawnictw, najważniejszą cechą książek Springer jest jakość: sto procent zaangażowania, dbałość o spójność i szczegóły, niebanalna fabuła. Wiele jej książek zostało docenionych przez krytyków i wyróżnionych prestiżowymi nagrodami. W Polsce, jak dotąd, ukazała się trzytomowa seria o Enoli Holmes, młodszej siostrze Sherlocka i Mycrofta Holmesów (polecana czytelnikom od 12 lat wzwyż).

Tytułowa bohaterka serii nie bez kozery ma na imię ENOLA. Imię czytane wstecz to alone, a więc „sama”. Bo faktycznie czternastoletnia dziewczynka pozostawiona jest w życiu sama sobie – mieszka w dworku, który dawno utracił swą świetność. Dba o nią (i o dom) dwoje służących, matka zaś, i tak zazwyczaj nieobecna lub zajęta malarstwem, pewnego dnia znika bez śladu. Ojciec Enoli nie żyje, a starsi bracia – Sherlock i Mycroft – mieszkają w Londynie, gdzie robią zawrotne kariery. Dziewczyna bardzo dużo czyta, przebywa na łonie natury, przez co uczy się uważności i czujności. Niepoddana siermiężnej wiktoriańskiej edukacji (z obowiązkowym internatem dla bezlitośnie ściskanych gorsetami młodych panien, lekcjami dobrych manier i uległości wobec mężczyzn) wyrasta na mądrą, zadziorną, niezależną i na tyle nietuzinkową osobę, że wyraźnie odstaje od reszty społeczeństwa i wywołuje konsternację u braci. Nie dość, że wymyka się spod ich kontroli, to na własną rękę, wcielając się w różne postaci, rozwiązuje zagadki kryminalne nawet lepiej niż słynny brat detektyw. Nie wiadomo, co jest Sherlockowi bardziej nie w smak – fakt, że dziewczynka przynosi rodzinie obyczajowy wstyd, czy bystrość umysłu i odwaga, dzięki której udaje się jej rozwikłać tajemnicze, skomplikowane sprawy. Warto więc, oprócz głównej fabuły kryminału, dostrzec istotny podtekst: Enola (i – jak się okazuje, także jej mama) są prekursorkami ruchów feministycznych i buntu kobiet, bo to właśnie koniec XIX wieku przyniósł aktywność sufrażystek, która dała początek przemianom społecznym.

***

Agnieszka Doberschuetz: Jak to się stało, że zaczęłaś pisać dla dzieci, poruszając w swoich książkach (między warstwami fabuły) ważne i trudne tematy?

Nancy Springer: Moje pisanie zmieniało się w czasie wraz ze mną. Bo pisanie nie jest dla mnie po prostu zajęciem – ono definiuje to, kim jestem. Moje wczesne powieści, cała fantastyka, którą napisałam, powstały z wewnętrznej potrzeby. Nie planowałam zostać pisarką, pisanie było raczej metodą na zachowanie równowagi emocjonalnej. Kolejnym sposobem na utrzymanie kontaktu z rzeczywistością był… zakup konia. Co spowodowało, że zaczęłam pisać dla dzieci o koniach właśnie. Pisałam za każdym razem, gdy coś mnie poruszało – czy to przejawy rasizmu, informacje o okrucieństwie i przestępstwach, smutna historia nieszczęśliwej osoby… Pisząc, rozprawiałam się z targającymi mną emocjami. Co okazało się niezłym treningiem przed bardziej ukonstytuowanym etapem mojego pisarstwa: po pierwszych udanych publikacjach kolejne pojawiały się już regularnie: wydawcy sami zwracali się do mnie z zamówieniem na książkę na konkretny temat. Jakże bym mogła nie skorzystać z takiej okazji? Zrozumiałam, że jestem pisarką. Wtedy czułam, że to zobowiązuje mnie do podjęcia różnych pisarskich prób. Że dobry autor powinien umieć napisać niemalże wszystko.

Podobno dorastałaś blisko natury (przepraszam – Natury, rzecz jasna!) i wolałaś towarzystwo roślin i potoków niż ludzi. Czy to dlatego duże miasto, przedstawione w książkach o Enoli, wydaje się esencją zła?

Tak, to prawda – miasto to nie jest moje miejsce. W rzeczywistości jednak wybór scenerii Londynu jako miejsca złowrogiego i sprzyjającego przestępstwom, nie był mój. Pochodzi od redaktora Michaela Greena, który od kilku lat publikuje moje książki dla dzieci. Zadzwonił do mnie pewnego dnia i powiedział: „Chciałbym, żebyś napisała coś osadzonego w najgłębszym, najciemniejszym zakątku Londynu z czasów Kuby Rozpruwacza”. Szczerze mówiąc, pomyślałam najpierw, że zwariował, ale zaufałam jego doświadczeniu na rynku. Zdałam sobie sprawę, że inne książki, które dla niego napisałam, także oparte były na znanej mi z dzieciństwa literaturze klasycznej. A co jeszcze wtedy czytałam oprócz „Króla Artura” i „Robin Hooda”? Oczywiście opowieści o Sherlocku Holmesie! Moja mama posiadała komplet dzieł Conana Doyle’a, doskonale więc znałam każdą część serii.

Obraz starego Londynu przedstawiony przez ciebie jest tak przekonujący, że podczas lektury niemal czułam wilgoć i odór rynsztoków wielkiego, ponurego miasta, królestwa przestępczości, oczekując, że Kuba Rozpruwacz zaraz wyskoczy z ciemnej uliczki!

Cieszę się, że mój wiktoriański Londyn wypadł przekonująco. W zasadzie po ukończeniu powieści zdałam sobie sprawę, jak wiele siebie zawarłam w opisach świata Enoli – gdy byłam młodą dziewczyną, moja rzeczywistość była dość ponura. Ale oczywiście przeprowadziłam też solidny research, choć nie do końca w klasycznym rozumieniu: mianowicie badałam szczegóły tamtych czasów… kolorując kolorowanki o architekturze i kostiumach tej epoki! Oglądałam filmy, zwłaszcza z Jeremym Brettem w roli Sherlocka Holmesa. Wyklejałam całe albumy ciekawostkami znalezionymi w internecie. Przejrzałam wszystkie wiktoriańskie powieści, które kiedykolwiek czytałam. Oczywiście prowadziłam także tradycyjne badania, ale i przy tym posługiwałam się kolorowymi długopisami żelowymi i naklejkami. Słowem, bawiłam się, pracując.

Wyobrażam sobie, że niełatwo było odtworzyć stylizowany na tamte czasy język, tak by zachować spójność i wiarygodność? Wymagało to zapewne wielu badań nad historią języka. Gdzie szukałaś informacji i inspiracji?

Dzięki Bogu nie musiałam daleko szukać. Wychowałam się wśród seniorów, którzy urodzili się pod koniec XIX wieku, pochodzili więc z prawdziwych czasów wiktoriańskich. Opowiadali historie, a ja słuchałam. Czytałam też jako dziecko sporo literatury z tamtej epoki, niejako naturalnie więc wybrałam na kierunek studiów literaturę angielską. Pisanie „Enoli” przyszło mi dość lekko, chociaż miejscami musiałam sprawdzać, czy dany idiom [na przykład Oh, my Stars and Garters! w dzisiejszym znaczeniu Oh, my Goodness! – przyp. AD] jest rzeczywiście brytyjskiego, a nie amerykańskiego pochodzenia.

Trudno wywnioskować, czy jesteś fanką Sherlocka Holmesa, czy seria o Enoli to raczej pastisz? Nie wydaje się on superbohaterem w konfrontacji ze swoją młodszą siostrą, na pierwszy rzut oka nie jest nawet miły…

Uwielbiam Sherlocka Holmesa! Jako dziecko czytałam każdą historię o nim, aż doszłam do dramatycznego dla mnie momentu, w którym uświadomiłam sobie, że znam i pamiętam każdą z nich, a więcej nie ma… Faktycznie, przedstawiam Sherlocka na początku jako zimnego i melancholijnego geniusza, ale później wiele się dzieje i na jaw wychodzą inne jego oblicza.

Enola nie jest jedyną zbuntowaną dziewczyną, którą stworzyłaś, inspirując się znanymi męskimi postaciami. Wymyśliłaś też na przykład córkę Robin Hooda – Rowan Hood. Dlaczego wybierasz akurat te dwa światy: heroiczne „samce alfa” i młode dziewczyny, które wydają się nie pasować do aktualnego kontekstu społecznego, ale w rzeczywistości okazują się przynajmniej tak bystre i odważne jak „tradycyjni” męscy bohaterowie?

Jak wspomniałam, moje pisanie wynika głównie z emocjonalnej potrzeby – jak by nie patrzeć, to korzystniejsza opcja niż psychoterapia! Zajęło mi trochę czasu, niemal 40 lat, uświadomienie sobie, jak bardzo jestem niezadowolona z postrzegania i traktowania dziewcząt i kobiet. Nigdy nie przestałam wielbić mężczyzn-bohaterów, ale poczułam się zobowiązana do stworzenia silnych postaci kobiecych. Pojawiają się w wielu moich książkach. Traktuję to jako poważną misję, ale i świetną zabawę.

***

W tym roku ma ukazać się ekranizacja powieści Nancy Springer. W roli głównej – Millie Bobby Brown, znana jako Jedenastka z serialu „Stranger Things”. Intrygują mnie dwie sprawy: jak sprawdzi się nowy aktor wcielający się w rolę Sherlocka (ostatnimi czasy, myśląc „Sherlock Holmes”, widzę Benedicta Cumberbatcha) oraz, jak akurat TEN aktor zaprezentuje się w roli niedominującej, podległej geniuszowi młodszej siostry: słynnego detektywa zagra bowiem Henry Cavill (a więc Geralt z netflixowej ekranizacji „Wiedźmina”).

Tak czy owak, polecam przeczytać książkę (najlepiej całą serię w kolejności), zanim adaptacja filmowa narzuci nam konkretną wizualizację scenerii – lektura po filmie nie będzie już zapewne tak ekscytująca i pobudzająca wyobraźnię!

 

Książki:

Nancy Springer, seria „Enola Holmes”: „Sprawa zaginionego markiza”; „Sprawa leworęcznej Lady”; „Sprawa złowieszczych bukietów”, przeł. Elżbieta Gałązka-Salamon, wyd. Poradnia K, Warszawa 2018, 2019.

 

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.