„Dokądkolwiek podróżuję, Grecja mnie rani”, napisał latem 1936 roku Jorgos Seferis (1900–1971) w wierszu „Na modłę J.S.” (przekład Zygmunta Kubiaka). Seferis to jeden z dwóch, obok Odysseasa Elitisa, twórców literatury greckiej XX wieku, którzy otrzymali nagrodę Nobla. Złośliwi mówili, że wychodził go sobie kanałami dyplomatycznymi – był bowiem przez wiele lat wysokim urzędnikiem i doszedł do rangi ambasadora Grecji przy Dworze św. Jakuba. Jednak dla większości zaskoczeniem jest chyba sam fakt, że termin „literatura grecka” może dotyczyć epoki nowożytnej. „Prawdziwa” Grecja – ta od Homera i Sofoklesa – przytłoczyła bowiem wszystkie późniejsze epoki dziejów tego kraju na dobre i na złe. Grecy nigdy nie wyszli z cienia własnej chwalebnej przeszłości, a twórcy literatury nowogreckiej, chcąc nie chcąc, musieli znajdować sobie miejsce w którymś z obszarów tego cienia. Niektórzy udawali, że nie ma żadnego cienia, inni zaś – wśród nich Seferis – prowadzili z tym cieniem skomplikowane gry.
W Polsce Seferis znany jest dotychczas tylko z pojedynczych przekładów swoich wierszy i poematów, rozsianych po czasopismach literackich, oraz z prezentacji w antologiach. Najobszerniejszą z nich można znaleźć w „Antologii poezji nowogreckiej” ułożonej przez Zygmunta Kubiaka, który poświęcił Seferisowi aż 80 stron, dając przekłady tak istotnych utworów, jak „Mithistorima” (Legenda) i „«Kichli»” („Drozd”). Natomiast „Dni 1941–1956” wydane teraz przez Słowo obraz/terytoria w Bibliotece Mnemosyne są pierwszą polskojęzyczną książką mającą nazwisko Seferisa na okładce. Może lepiej by było, gdyby przed dziennikami wydać wreszcie solidny wybór jego poezji, ale dzięki i za to.
Twórczość poetycka tego autora uchodzi za trudną w odbiorze. Wpływ anglosaskiego modernizmu, w szczególności T.S. Eliota, którego tłumaczył na nowogrecki, widoczny jest zarówno w krótkich utworach, mających też pewne cechy poundowskiego imażyzmu, jak i – przede wszystkim – w obszernych poematach, w których autor ten mierzył się z ogromem greckich dziejów, z ciężarem ich dorobku, ale również ze współczesnymi sobie problemami narodu, którego losy w nowoczesności były bardzo trudne. W poemacie noszącym w oryginale tytuł „Mithistorima” – oznaczający syntezę mitu i historii – Seferis mówi: „Zbudziłem się, trzymając w rękach głowę z marmuru – / omdlewają mi ręce, lecz nie wiem, gdzie ją położyć. / Spadła w mój sen, gdym się ze snu wynurzał: / zjednoczyło się nasze życie, trudno je będzie rozdzielić.” [przekład Zygmunta Kubiaka]. Wiersze tego poety-ambasadora stanowią zapis doświadczenia jednocześnie głęboko historycznego i indywidualnego – którego skali niewiele innych w Europie dorównuje.
Ale te uwagi dotyczą poezji Seferisa. Trudno natomiast określić zasadniczą domenę jego dziennika, którego wielotomowe wydanie oryginalne było wydarzeniem w Grecji końca XX wieku. Zawiera on zapisy na tematy prywatne i publiczne, noty poetyckie i sprawozdawcze, uwagi osobiste i polityczne, lecz żaden z tych rodzajów zapisów nie osiąga wyraźnej przewagi. Świat widziany przez Seferisa-diarystę jest jak gdyby zamglony, niezbyt wyraźny i trudny do uchwycenia. Zapiski opublikowane w polskim przekładzie powstawały w czasie dla Grecji nadzwyczaj dramatycznym, a ich autor brał udział w zmaganiach o władzę, jakie toczyły się w tym kraju po II wojnie światowej. Jednak w „Dniach” wszystkie te wydarzenia znajdują bardzo nikły oddźwięk.
Oczywiście absurdem byłoby czynienie z tego braku zarzutu, podobnie jak czynienie Seferisowi pretensji o to, że nie był Mieczysławem Rakowskim i nie stenografował zebrań politycznych. Należy jednak przestrzec czytelników łaknących konkretu w czytanych przez siebie tekstach – u Seferisa wiele go nie znajdą. Znajdą tylko jego niewyraźne sugestie przesłonięte impresjami koncentrującymi się wokół procesu twórczego. W tym, powiedzą niektórzy, smak tego dziennika. Podobnie jak na przykład Borys Pasternak w „Doktorze Żywago”, Seferis nie chce obrabiać bryły realności w szczegółach dokumentarnego zapisu, lecz woli otoczyć zapisem ową realność tak, aby stała się w swojej ohydzie czymś zaledwie domyślnym, a na plan pierwszy wysuwa stany twórczego umysłu.
Problem jednak w tym, że w XXI wieku szczegóły funkcjonowania twórczych umysłów z wieku poprzedniego wzbudzają coraz słabsze zainteresowanie. Autorzy wstępów do angielskiego wydania „Dni”, które jest podstawą dla polskiego (wstępy te zostały dla nas również przełożone), mają do zapisków Seferisa stosunek nieco czołobitny, jak to zazwyczaj bywało w ubiegłym stuleciu wobec śladów życia wewnętrznego „wielkich twórców”. Dziś jednak taka rewerencja chwilami staje się już odrobinę komiczna, ponieważ w obliczu problemów, które zajmują obecnie zbiorową uwagę naszej cywilizacji, subtelne poruszenia pojedynczej świadomości, choćby najbystrzejszej, niekoniecznie muszą być obiektem natężonej atencji.
Najsławniejszy wiersz Seferisa, do którego muzykę napisał Mikis Theodorakis, to „Odmowa” (Arnisi). Zabroniony w czasie rządów junty Czarnych Pułkowników, śpiewany był podczas demonstracji i zebrań opozycyjnych. Tłumy ludzi śpiewały go też na pogrzebie poety w 1971 roku. Ostatnie lata jego życia upłynęły na emigracji wewnętrznej podczas kolejnej odsłony bratobójczego greckiego konfliktu. To zresztą ciekawe, że na przykład wilki nie prowadzą wojen na wyniszczenie pomiędzy poszczególnymi stadami z powodu tego, że jedno stado uważa za najlepszy księżyc w pierwszej kwadrze, a inne – księżyc w ostatniej kwadrze. Wszystkie wyją do niego tak samo. Dlatego nie mają o czym pisać. I nie potrzebują. Może kiedyś weźmiemy z nich przykład. Z nich i z innych stworzeń zwanych ostatnio prześmiesznie „nieludźmi”, chociaż to może my, ludzie, jesteśmy „niewilkami” albo „niewronami”, albo „niemyszami”.
Ale to jeszcze nie jest pointa. Aby Czytelnik nie sądził, że felietonista sądzi, że tradycja antyczna to wyłącznie szlachetne marmury i takie tam, a ludzka kondycja polega jedynie na zamartwianiu się jej nierozwiązywalnymi sprzecznościami, zacytujemy na koniec epigram napisany przez dwudziestodwuletniego Gajusza Juliusza Cezara Oktawiana – adoptowanego syna Juliusza Cezara – który przeszedł do historii jako cesarz August:
Quod futuit Glaphyran Antonius, hanc mihi poenam
Fulvia constituit, se quoque uti futuam.
Fulviam ego ut futuam? quid si me Manius oret
pedicem? faciam? non, puto, si sapiam.
„aut futue aut pugnemus” ait. quid quod mihi vita
carior est ipsa mentula? signa canant!
Co w wolnym przekładzie znaczy: „Ponieważ [Marek] Antoniusz posuwa [heterę] Glafirę, Fulwia [żona Antoniusza] wyznaczyła mi [Oktawianowi] taką karę, żebym ja ją posuwał. Żebym ja posuwał Fulwię?! A co, jeśli Maniusz poprosi mnie, żebym go przeleciał? To też mam zrobić? No, jeszcze nie zwariowałem! A ona mówi: «Albo mnie posuwasz, albo się znielubimy!» Tylko że dla mnie własny kutas jest droższy nad życie. Niech zagrzmią trąby!”.
Jak by to powiedzieć… Nie trzeba fejsa, żeby pozostawić po sobie niechwalebne ślady. Więcej nawet: posty na fejsie nie przetrwają dwóch tysięcy lat, to pewne jak amen w pacierzu. A dzienniki poetów są grzeczniejsze.
Książki:
Jorgos Seferis, „Dni 1941–1956”, przeł. Michał Bzinkowski, Słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2019, seria Biblioteka Mnemosyne.