Szanowni Państwo,

Czy wiedzą państwo jaka jest najbardziej pro-ekologiczna grupa specjalna w policji?

„Warszawski „SPEED”! Dzięki niej już 4216 kierowców zamiast prowadzić swoje auta wybrało inne środki komunikacji, w tym autobusy, tramwaje i rowery”. Tak reklamuje się na Twitterze Komenda Stołeczna Policji. Podana liczba odnosi się zatrzymanych praw jazdy między październikiem 2018 roku a końcem stycznia 2020.

To oczywiście żart, ale reklamy odwołujące się do haseł ekologicznych to obecnie standard. I niekiedy są one równie niedorzeczne jak przytoczony wyżej tweet stołecznej policji – z tą jednak różnicą, że są publikowane zupełnie na poważnie.

I tak na przykład jeszcze w latach 80., koncern naftowy Chevron wypuścił całą serię reklam, w których chwalił się swoją proekologiczną postawą. W jednym z filmów, pokazującym zapadającą w sen zimowy samicę niedźwiedzia grizli, lektor tłumaczył, że firma Chevron wydobywa ropę… zimą, po to, żeby na wiosnę misiowa mama mogła się cieszyć nieskazitelną naturą ze swoim młodym. W innym filmie firma chwaliła się tym, że jej pracownicy budują na pustyni kryjówki dla małych zwierząt po to, żeby mogły uciec przed drapieżnikami. Oczywiście o negatywnym wpływie Chevrona czy w ogóle przemysłu paliwowego na środowisko nie ma w reklamach ani słowa. Nie dowiemy się też, jaka jest skala rzekomej działalności ekologicznej firmy, ani też jej sens z punktu widzenia realnych potrzeb środowiska.

Reklamy Chevrona z lat 80. – nawiasem mówiąc bardzo popularne – są dziś podawane jako klasyczny przykład tak zwanego greenwashingu, czyli zjawiska na polski tłumaczonego jako „ekościema”. Chodzi o takie działania firmy, które można przedstawić jako pro-ekologiczne, ale w rzeczywistości, albo niemające większego wpływu na środowisko, albo takie, które środowisku wcale nie pomagają. Rzeczywistym celem jest w każdym wypadku poprawa wizerunku firmy i zwiększenie sprzedaży. Nazwa w języku angielskim pochodzi od słowa „whitewash”, które z kolei oznacza bielenie ścian, ale również próbę przykrycia niewygodnych dla siebie faktów. Oryginalne „white” zamieniono na „green” ze względu na to, że w tym wypadku do przykrycie grzechów wykorzystuje się odwołanie do „zielonych” działań.

Obecnie tego rodzaju akcje stają się coraz częstsze z oczywistych względów – dyskusje na temat zmian klimatycznych, skutków zanieczyszczenia powietrza, czy też informacje na temat katastrof naturalnych wywołanych działaniami człowieka docierają do nas coraz częściej. Wraz z nimi zaś rośnie świadomość wyzwań, przed jakimi staje świat, a także moda na ekologizm. Firma, która nie ogłosi, że dostrzega problemy środowiska i podejmuje na tym polu konkretne działania, ryzykuje utratę klientów. To z jednej strony godne pochwały, kiedy wielkie sieci restauracji rezygnują z używania plastikowych słomek, producenci samochodów budują coraz bardziej „ekologiczne” silniki, a firmy odzieżowe ograniczają liczbę wypuszczanych rocznie kolekcji lub wprowadzają ubrania z bawełny ekologicznej, rzekomo uprawianej w sposób mniej szkodliwy dla środowiska.

Problem w tym, że te z pozoru pozytywne wysiłki to często sposób na odwrócenie uwagi od innych, bardziej szkodliwych działań korporacji. Tak było właśnie w przypadku wspomnianej wyżej akcji Chevrona. Jak obliczali aktywiści ekologiczni program ochrony motyli realizowany przez firmę kosztował rocznie około 5 tysięcy dolarów. Koszty samej publikacji reklam – nie mówiąc już o kosztach ekologicznych głównej działalności firmy – szły w dziesiątki milionów dolarów.

„Ekologiczny tryb życia pomaga nam zwalczać klimatyczne lęki i oswoić się z myślą o nadciągającej katastrofie. Niestety, nawet w obliczu apokaliptycznych prognoz, firmy i osoby, które odpowiadają za zniszczenie naszej planety często przerzucają  odpowiedzialność za swoje działania na zwykłych ludzi. I jeszcze na tym zarabiają”, pisze w swoim artykule Jakub Bodziony z „Kultury Liberalnej”. Obok licznych przykładów greenwashingu autor pokazuje też, czego tak naprawdę powinniśmy jako konsumenci oczekiwać od firm.

„Firmy, poprzez swoje działy PR, pięknie opowiadają o tym, jak bardzo są odpowiedzialne ekologicznie i robią to w na tyle umiejętny sposób, że zdecydowana większość opinii publicznej jest w stanie uwierzyć im we wszystko. Bo skoro jest dziś zapotrzebowanie na eko, to czemu nie oznaczyć tak naszych produktów. Nawet jeśli nie ma to wiele wspólnego z prawdą. Zawsze tak było i pewnie zawsze tak będzie. Jedyne czego można oczekiwać, to trochę lepszej edukacji odbiorców”, mówi z kolei profesor Bolesław Rok, zajmujący się społeczną odpowiedzialnością przedsiębiorstw, w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim i Jakubem Szewczenko.

Jak jednak przełożyć świadomość na realny wpływ nie tylko na firmy, ale także na siły polityczne, które mogą tak zmienić prawo, by nakłonić przedsiębiorstwa do realnej zmiany ich działań? „Według badań potrzeba około 3,5 procent obywateli, aby wytworzyła się masa społeczna, która w drodze obywatelskiego nieposłuszeństwa będzie zdolna wprowadzić stałe, długoterminowe zmiany”, mówi aktywista klimatyczny z Extinction Rebellion, Maciej Michał Wereszyński, w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem. Czy jednak działalność organizacji znanej z kontrowersyjnych przedsięwzięć sprzyja podnoszeniu świadomości ekologicznej czy wręcz przeciwnie, zniechęca ludzi do tego tematu? Czas pokaże.

Nie ma dróg na skróty.

W dobie modnej ekościemy zachęcamy Państwa do wyrabiania sobie własnego poglądu.

Zapraszamy do lektury!

Redakcja „Kultury Liberalnej”