„Jestem Aki” to jedna z tych książek, które bawią, wzruszają, zachwycają, dają do myślenia, znów zachwycają – swoją prostotą i mądrością – na wielu płaszczyznach. To także książka do posiadania. Wraca się do niej, poleca dzieciom, partnerowi, przyjaciółce, wychowawcy, dziadkom, pracownikom socjalnym, nauczycielom… Wszystkim ją polecam, taka jest piękna i mądra! I każdorazowo można wyciągnąć z niej nową naukę. I westchnąć: „No tak…”.
„Tak…” – tak właśnie westchnął tata Akiego. „No…” – westchnęła mama, gdy nadeszła pora, by Aki wyruszył „na spotkanie”. Bo przecież taka jest kolej rzeczy. Wszystko, co mogli, rodzice dla syna zrobili. Dali mu miłość, dobry byt, poczucie bezpieczeństwa. I najważniejsze – zaufanie. Że odnajdzie swoją własną drogę, że poradzi sobie bez (nad-)opiekuńczości rodziców. Bez zbędnych wskazówek, ostrzeżeń, dobrych rad i „mądrości” – tylko tyle i aż tyle: „Jesteś owadem. A za drzwiami jest las”.
Czy rodzice młodzieńca nie postąpili lekkomyślnie? Czy nie za wcześnie posłali samotnie w nieznane? Czy wystarczająco przygotowali go na SPOTKANIE? Przecież nawet nie wiadomo, kogo Aki miał spotkać na swojej drodze, dokąd pójść i jak długo iść. Czy się bał? Słyszał kiedyś to słowo, wiedział, co oznacza, ale nigdy nie musiał doświadczyć strachu. Więc po prostu ruszył przed siebie, wierząc rodzicom – skoro miał zacząć wędrówkę, to przede wszystkim musiał ją zacząć. Bez rozpoczęcia niczego nie da się przecież zacząć…
I tak na swojej drodze Aki doświadczał najróżniejszych doznań, poznając swoje własne reakcje i odczucia: smutek, zniecierpliwienie, zwątpienie („A może jestem Aki-nijaki?”), wstyd, bezsilność, zaskoczenie, współczucie, ciekawość, zachwyt… Całą paletę emocji. Poznawał najdziwniejsze istoty: aroganckie, zadufane w sobie, niedowartościowane, zagubione, wesołe, serdeczne, sfrustrowane, wystraszone, wstydliwe, utalentowane, hipochondryczne… Całą paletę osobowości. I oswajał się z nimi (napotkanymi osobami i własnymi uczuciami). Nabierał doświadczenia. Coraz śmielej maszerował dalej, coraz swobodniej zachowywał się w interakcjach, wykorzystując zdobytą wiedzę, by pomóc innym (świadomie bądź nie). Z czasem zdecydował się nawet podjąć pracę. Biała karta życiowego doświadczenia młokosa zaczęła się zapełniać – stopniowo wkraczał w dorosłość.
Zderzenie z „dorosłym” światem było dla Akiego szokujące. „Poważna” praca w redakcji okazała się idiotyczną pogonią za plotką i bzdurą: „Żaba była w kapciach. Z przodu miały zielone futerko. […] Pozostaje nam zauważyć: dobrze, że nie pada”, przeplataną nachalną reklamą: „LUBISZ SIEBIE? KUP SOBIE! CHCESZ? TO MIEJ!”, rozdmuchiwaniem sensacji i tworzeniem „newsów” z niczego: „Słynna Eliza Oblizajek we własnej osobie wyszła, a potem poszła. Nasz fotograf na szczęście akurat był w pobliżu”. Aki jednak nie dał się złapać w korporacyjny wyścig szczurów i z tak traumatycznego doświadczenia wysnuł sensowne wnioski: na tle całej masy bezsensu wyraźniej widać to, co sens posiada. Zamiast gonić za sztucznymi ciekawostkami lepiej zainteresować się tym, co dookoła: lasem i jego mieszkańcami, z ich problemami, inicjatywami, wyczynami. Może nie są one tak spektakularne jak niezwykłe (choć de facto „fejkowe”) życie tak zwanych Gwiazd, ale za to prawdziwe, ludzkie (a raczej „owadzie”) i namacalne.
Wreszcie już bardziej dorosły Aki przestał usilnie szukać TEGO spotkania, na które się wybrał. Najważniejsza stała się dla niego podróż i cała masa nowych interakcji. Przestał też boleśnie tęsknić za rodzicami. Pisał do nich serdeczne listy, myślał o nich ciepło i z troską, ale nie czuł już, że wyszedł z domu, żeby zaraz do niego wrócić. Nie, jego nową misją była droga. Dlatego, gdy rodzice zdecydowali się odwiedzić syna (a minęło już sporo czasu – „tyle, ile zwykle w takim czasie mija”), Aki ucieszył się na ich widok, wyściskał, opowiedział swoją historię i… ruszył dalej przed siebie. Na spotkanie.
A czy któreś ze spotkań było ważniejsze lub najważniejsze? Tego nie wiemy, niektóre bowiem „wydają się bardzo ważne. Ale nie są. Inne trwają tylko chwilę, jak coś niewartego uwagi, a potem okazuje się, że wiele w naszym życiu zmieniły. W naszym, albo tego, kogo spotkaliśmy”…
…aż prosi się dodać: „czytała Krystyna Czubówna”. No tak! Bo to ona właśnie udziela głosu narratorowi w przedstawieniu teatru lalek Banialuka z Bielska-Białej:
Jeśli przedstawienie okaże się (jeszcze go nie widziałam) tak samo prostolinijne, niedopowiedziane, filozoficzne, a zarazem zabawne (piękna polszczyzna autorki nie wyklucza gier słownych i znaczeniowych) oraz tak barwne i intrygujące jak ilustracje Patryka Hardzieja, to naprawdę warto je polecić. Jednak książkę bardziej! Dobrze ją mieć!
Książka:
Dorota Kassjanowicz, „Jestem Aki”, il. Patryk Hardziej, wyd. Tashka, Warszawa 2018.
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.