Na wstępie kilka faktów. Uchwała krajobrazowa została (prawie) jednogłośnie przyjęta przez Radę m.st. Warszawy 16 stycznia 2020 roku. Dokument trafił pod obrady rady po blisko 4 latach prac, w trakcie których był on dwukrotnie konsultowany (najpierw w 2017 roku, potem pod koniec 2018), przeszedł wszystkie etapy ustawowych uzgodnień, a w międzyczasie uległ licznym zmianom. Głosy krytyki budziły niektóre zapisy uchwały, jednak mało kto podważał jej zasadność. Nawet branża reklamowa stała na stanowisku, że uchwała jest potrzebna, bo zasady, które ma wprowadzić (dotyczące umieszczania reklam, szyldów, a także małej architektury i ogrodzeń), to kluczowe tematy dla przestrzeni publicznej w polskich miastach.
Tym bardziej z zaskoczeniem został przyjęty fakt, że wojewoda mazowiecki uchylił uchwałę w całości. Ale jeśli dziwi nas weto wojewody, to oznacza, że uwierzyliśmy w to, że Konstanty Radziwiłł jest politykiem wrażliwym na głos opinii publicznej. Tak deklaruje wielu członków Prawa i Sprawiedliwości, którzy w większości poparli przecież ten akt prawa lokalnego. Poparcie dla ustawy płynęło z kręgów o wiele szerszych niż tylko środowisko „Gazety Stołecznej”, innych mediów i aktywistów miejskich. Nawet warszawscy radni PiS-u byli za tą uchwałą, mimo że zgłaszane przez nich poprawki (dość kosmetyczne, między innymi redukujące dopuszczalną liczbę reklam na wiatach przystankowych) nie zostały przyjęte przez Radę m.st. Warszawy. Być może wojewoda stał na stanowisku, że przyjęcie tego dokumentu, bez wykorzystania szansy wpisania go w konflikt rząd–samorządy, będzie nadmiernie wyłamujące się z polskiej codzienności.
Jeśli dziwi nas weto wojewody, to oznacza, że uwierzyliśmy w to, że Konstanty Radziwiłł jest politykiem wrażliwym na głos opinii publicznej. | Wojciech Kacperski
Tych, których fakt uchylenia przez wojewodę uchwały nie zdziwił, wierzą w moc sprawczą pieniądza (rynek reklamowy w Warszawie jest wiele wart) oraz w działanie sił trzecich – w tym wypadku anonimowych firm reklamowych, które poufnie wydreptały sobie drogę do odpowiedniego gabinetu i na koniec pomogły wsadzić kij w szprychy. Nie dowierzali oni niektórym głosom zapewniającym podczas procesu legislacyjnego, że uchwała ta jest potrzebna. Jedno jest pewne, nawet jeśli te anonimowe firmy reklamowe były aktywne w tym procesie, to całą odpowiedzialność za ich działania wziął na siebie wojewoda.
Swoją decyzję o uchyleniu uchwały Radziwiłł uzasadniał – najpierw na piśmie, a później w trakcie konferencji prasowej – niedostatecznymi konsultacjami dokumentu podczas ścieżki legislacyjnej. Zdaniem wojewody, dokument, który przeszedł przez dwa tryby konsultacyjne (pierwszy z nich był fakultatywny, służył przedstawieniu uchwały opinii publicznej i zebraniu uwag), powinien zostać jeszcze raz uzgodniony ze wszystkimi zainteresowanymi. Postępując w ten sposób, zapisy ustawy mogłyby być deliberowane latami. Treść dokumentu nie wskazywała na dalszą potrzebę konsultacji, nieprawdziwy jest również podnoszony przez niektórych argument, że uchwała zagrażała zabytkom – wszystkie zapisy, które wymógł Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków pozostały niezmienione. Wystarczyło dokładnie przeczytać treść uchwały.
Decyzja została podjęta, a tym, którym zależy na zatrzymaniu reklamowego chaosu w Warszawie, pozostaje liczyć na sądy administracyjne. Szczęśliwie, dotychczasowe orzecznictwo było zgodne z duchem i treścią uchwały.
Fot. Flickr.com