Jeszcze tydzień temu to Bernie Sanders umacniał się na pozycji lidera w wyścigu po nominację Partii Demokratycznej. To kandydat, który określa się jako „demokratyczny socjalista”, dotychczas stał na czele stawki. Joe Biden, lider centrowego skrzydła demokratów, po serii porażek w Iowa, New Hampshire i Nevadzie, przez niektórych został już spisany na straty. Wspierany przez partyjny establishment Biden zarzekał się, że wygra nadchodzące starcie w Karolinie Południowej. Obietnicy dotrzymał i 29 lutego zdobył aż 48,8 procent głosów w stanie, który określał jako swój bastion. Choć trudno w to uwierzyć, było to pierwsze zwycięstwo prawyborcze 77-letniego Bidena, chociaż o prezydenturę ubiega się już po raz trzeci. Po raz pierwszy startował… 32 lata temu, w roku 1988.
Sukces pozwolił kampanii Bidena odbić się od dna i złapać drugi oddech, niezbędny przed wyborczą kumulacją, zwaną „superwtorkiem”. 3 marca w prawyborach brało udział aż 14 stanów, a stawką było ponad 30 procent wszystkich delegatów w prawyborczych rozgrywkach. Dotychczasowa rywalizacja rozgrywała się pomiędzy dwoma skrzydłami partii – progresywnym, do którego oprócz Sandersa zalicza się Elizabeth Warren, i centrowym, którego głosy rozpraszały się aż na czterech kandydatów – Joe Bidena, Pete’a Buttigiega, Amy Klobuchar i Mike’a Bloomberga.
Tuż przed marcową kumulacją doszło jednak do istotnych przetasowań po stronie centrystów. Z rywalizacji wycofał Pete Buttiegieg, który zdecydował się wesprzeć Bidena. Burmistrz z Indiany, który zanotował bardzo dobre wyniki w Iowa i New Hampshire, nie zdołał przekonać do siebie czarnoskórych i latynoskich wyborców, kluczowych do zdobycia prezydenckiej nominacji. Podobnie było w przypadku Klobuchar. Senatorka z Minnesoty również zakończyła kampanię i przekazała swoje poparcie byłemu wiceprezydentowi. Na podobny gest zdecydował się Beto O’Rourke, kandydat, który z wyścigu wycofał się jeszcze w listopadzie zeszłego roku. To ruch z pozoru mało znaczący, bo O’Rourke, chociaż miał poparcie na poziomie 1 procenta, wsparł Bidena na wiecu w swoim macierzystym stanie, Teksasie, jednym z kluczowych dla wtorkowego głosowania.
Konsolidacja centrystów wzmocniła Bidena i w efekcie 3 marca zwyciężył w 10 z 14 stanów, które brały udział w prawyborach. Koalicja czarnoskórych wyborców, wśród których Biden cieszy się ogromną popularnością, centrystów i wyborców z tak zwanych przedmieść, przeważyła nad elektoratem Sandersa, złożonym w dużej części z młodych i progresywnie nastawionych wyborców. Zwolennicy Berniego, chociaż mogą czuć się rozczarowani, to z pewnością nie zostali upokorzeni skalą porażki. Poszczególne stany mają różne metody rozdzielania delegatów, a zwycięzca nie zgarnia całej puli. Dobrym tego przykładem jest Teksas, w którym mimo zwycięstwa Biden dostał jedynie czterech delegatów więcej niż drugi Sanders (42 do 38). Sukcesem kampanii tego drugiego jest spodziewane zwycięstwo w progresywnej Kalifornii, gdzie do zdobycia była największa liczba delegatów.
Biden często zapomina konkretnych słów, nie kończy zdań i potrafi mylić nazwiska osób, które stoją obok niego. Ostatnio zaś nie był w stanie przypomnieć sobie pierwszych zdań amerykańskiej Deklaracji Niepodległości! | Jakub Bodziony
Wyniki superwtorku z pewnością zmieniły układ sił u demokratów. Bernie stracił pozycję lidera i obecnie znajduje się nieznacznie za Bidenem. Z wyścigu wycofał się Mike Bloomberg, miliarder i były burmistrz Nowego Jorku, który podczas zaledwie trzech miesięcy wyborczej walki, wydał na kampanię rekordowe 450 milionów dolarów. Ogromne środki włożone w promocję przyniosły pewne efekty – w lutym poparcie dla Bloomberga dawało mu w ogólnokrajowych sondażach drugie miejsce, za Sandersem. Niemal nieograniczone zasoby finansowe nie wystarczyły jednak do przykrycia wszystkich wad kandydata, o czym boleśnie przekonał się on podczas wyborczych debat, w których szczególnie celnie atakowała go Elizabeth Warren. We wtorek Bloomberg wygrał wybory jedynie w… Samoa Amerykańskim. W konsekwencji zrezygnował z dalszej walki i również zdecydował się wesprzeć Bidena.
Dobre, momentami imponujące wystąpienia Warren w debatach nie przysporzyły jej dodatkowego poparcia. Nie udało się jej uciec z pułapki, w której była atakowana zarówno ze strony progresywistów, jako za mało postępowa, i centrystów, którzy oskarżali ją o radykalizm. Nie odniosła zwycięstwa w żadnym stanie, a w Massachusetts, które reprezentuje w Kongresie, zajęła upokarzające trzecie miejsce.
Sukces Bidena jest tym większy, że zwyciężył on nawet w miejscach, w których właściwie nie prowadził żadnej kampanii. Otwarte pozostaje pytanie, na ile jest to zasługa samego kandydata, a na ile partyjnego establishmentu, który pod wpływem sukcesów Sandersa, spanikował i postanowił zareagować w sposób zdecydowany. Poparcie Bidena przez Buttigiega poprzedziła rozmowa byłego burmistrza z Barackiem Obamą. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby zarówno kandydat z Indiany, jak i Amy Klobuchar kontynuowali swoje kampanie dłużej, co mogłoby wzmocnić ich pozycję w partii. Tak się jednak nie stało, a nagłą konsolidację po stronie centrystów trudno uznać za przypadek. Na korzyść tego argumentu przemawia również brak zmiany w zachowaniu Bidena. Często zdarza mu się mówić w sposób niezrozumiały i opowiada historie, które mają tylko luźne oparcie w faktach, czego przykładem jest anegdota o tym, jak rzekomo został aresztowany za spotkanie z Nelsonem Mandelą. Regularnie zapomina konkretnych słów, nie kończy zdań i potrafi mylić nazwiska osób, które stoją obok niego. Ostatnio zaś nie był w stanie przypomnieć sobie pierwszych zdań amerykańskiej Deklaracji Niepodległości! Wszystkim, którzy argumentują, że bardzo podobnie zachowuje się prezydent Trump, warto przypomnieć, że Biden ma symbolizować powrót do normalności i profesjonalizmu, a nie dalszą ewolucję w stronę starczej demencji.
Bez wątpienia ciekawym ruchem ze strony Bidena mogłoby być zaoferowanie stanowiska wiceprezydenta właśnie Warren. Taka decyzja pozwoliłaby wzmocnić partyjną jedność i zmobilizować progresywnych wyborców do głosowania podczas listopadowego starcia z Donaldem Trumpem. | Jakub Bodziony
Nie wiadomo również, jak długo Biden będzie się znajdował na fali wznoszącej. Na jego korzyść wskazują kolejne stany, w których odbędą się prawybory, szczególnie Floryda, gdzie Sanders naraził się kubańskim emigrantom słowami, które mogły zostać odebrane jako brak potępienia reżimu z czasów Fidela Castro. Sztabowcy Berniego wiedzą, że są w trudnej sytuacji i reagują nerwowo. Dobrym tego przykładem jest nowy spot wyborczy, który w całości składa się z kompilacji pochlebnych dla Sandersa wypowiedzi prezydenta Obamy. Kampanii natychmiast zarzucono manipulację i wyjęcie z kontekstu słów byłego prezydenta, który nigdy nie był specjalnym fanem Sandersa. Sam Sanders zresztą rozważał rzucenie Obamie rękawicy w czasie jego starań o reelekcję w 2012 roku. Trudno też wyobrazić sobie to, że wyborcy uwierzą, że Sanders cieszy się większym poparciem Obamy niż współpracujący z nim przez dwie kadencje wiceprezydent Biden.
Kolejna edycja prawyborów odbędzie się już 10 marca, a ekipa Sandersa jest daleka od złożenia broni. Bernie, w przemowie po wtorkowej przegranej, podkreślał kontrast pomiędzy nim, a Bidenem: „W tym wyścigu jeden z nas przewodził protestom przeciwko wojnie w Iraku – na niego właśnie patrzycie. Drugi z nas głosował za wojną w Iraku”, mówił. Porównywał również swoje i Bidena poglądy na temat opieki zdrowotnej, stosunku do korporacji, międzynarodowych umów handlowych czy wsparcia dla upadających banków. To zwiastuje zaostrzenie retoryki obu kandydatów. Tym bardziej, że w czwartek z dalszej rywalizacji zrezygnowała Elizabeth Warren. Nie wiemy jeszcze, którego z pozostałych kandydatów wesprze senatorka z Massachusetts. Ale bez wątpienia ciekawym ruchem ze strony Bidena mogłoby być zaoferowanie stanowiska wiceprezydenta właśnie Warren. Taka decyzja pozwoliłaby wzmocnić partyjną jedność i zmobilizować progresywnych wyborców do głosowania podczas listopadowego starcia z Donaldem Trumpem. Sam Biden w jednym z wywiadów wspominał, że Warren jest na jego „liście” kandydatów na wiceprezydenta. A warto pamiętać, że w wypadku śmierci prezydenta lub niezdolności do pełnienia urzędu to właśnie wiceprezydent przejmuje jego obowiązki. W przypadku 77-letniego Bidena wybór kandydata na to stanowisko ma więc szczególne znaczenie.
Fot. Flickr.com