Był piątek po godzinie 22, a jednocześnie ostatni dzień 21-dniowego terminu na decyzję prezydenta w sprawie podpisania ustawy, która dawała 2 miliardy złotych TVP. Zaraz po wystąpieniach prezydenta i premiera głos zabrał szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański, który podziękował Kurskiemu za to, jak kieruje telewizją publiczną. Następnie stwierdził, że… w korespondencyjnym głosowaniu Rada postanowiła o odwołaniu Jacka Kurskiego z funkcji prezesa TVP.

Kilka godzin wcześniej Jacek Kurski wystosował do Andrzeja Dudy list, który opublikował na swoim twitterowym profilu. Kurski zapewnił, że „w związku z wątpliwościami Pana Prezydenta co do złożenia podpisu pod ustawą przyznającą mediom publicznym rekompensatę abonamentową oraz w związku z pojawiającymi się w domenie publicznej odniesieniami do mnie jako Prezesa TVP, oświadczam, iż w imię dobra Telewizji Polskiej, interesu publicznego, a także w zgodzie z wartościami, którym służyłem całe swoje życie – oddaję się do dyspozycji Pana Prezydenta”.

W pewnym sensie wszystko zostało po staremu: Kurski wcześniej oddał się do dyspozycji prezesa Kaczyńskiego, a teraz oddał się do dyspozycji prezydenta Dudy. Ale w PiS-ie mają teraz problem. Skoro Kurski oddał się już do dyspozycji Kaczyńskiego, to jakim prawem jego głowy żąda teraz prezydent?

Prezydent zgodził się na współtworzenie zdegenerowanego systemu rządów, który zorganizował Jarosław Kaczyński, a którego Kurski był po prostu wdzięcznym uosobieniem. | Tomasz Sawczuk

W sprawie samej ustawy Duda nie miał dobrego wyjścia. Prezydent znalazł się w defensywie, co było zasługą arogancji Joanny Lichockiej i gry w tempo po stronie opozycji. Podpisanie ustawy oznacza wystawienie się na krytykę ze strony opozycji – 2 miliardy złotych na propagandę partyjną to wdzięczny temat na kampanię. Odesłanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, co rozważali niektórzy komentatorzy, pokazywałoby, że prezydent nie jest decyzyjny. Z kolei weto oznaczałoby otwarty konflikt z własnym obozem politycznym.

W tej sytuacji Duda zdecydował się na podpisanie ustawy, ale najwyraźniej uzależnił podpis od dymisji Kurskiego. Postawa prezydenta jest trudna do zrozumienia. Oczywiście, Kurski jak najbardziej zasłużył na to, by odwołać go ze stanowiska. Ponad rok temu pisałem, że wszelkie deklaracje PiS-u w sprawie potrzeby złagodzenia sporu politycznego powinny zacząć się od dymisji prezesa TVP.

Ale Duda wie przecież, że jest częścią układu rządzącego, w którym za takie numery nie biją braw. Wszelkie dywagacje o umawianych wetach, które miałyby pokazywać niezależność prezydenta dla celów kampanii wyborczej, można włożyć między bajki. Po pierwsze, taka zagrywka byłaby zbyt skomplikowana i zrozumiała jedynie dla osób, które na bieżąco śledzą politykę. Po drugie, skoro ustawa o TVP została „przyklepana” przez Jarosława Kaczyńskiego i przeszła przez parlament, to znaczy, że należy podpisać. Tak to działa. Nie po to Kaczyński łamie ludziom kręgosłupy, by nie mieli wątpliwości, w której drużynie grają, żeby potem miał godzić się na pokazowe wetowanie ustaw. W dodatku, chodzi o ustawę, która daje PiS-owi miliony złotych na partyjną reklamę, której nie trzeba rozliczać w PKW.

Podpisana przez Andrzeja Dudę ustawa daje PiS-owi miliony złotych na partyjną reklamę, której nie trzeba rozliczać w PKW. | Tomasz Sawczuk

Z punktu widzenia interesu obozu rządzącego racjonalne rozwiązanie było tylko jedno: podpisać i zapomnieć. Trzeba było odczekać kilka dni, może tydzień, od obraźliwego gestu Lichockiej, żeby podpis nie wyglądał na pogardliwy wobec opozycji, a potem po cichu podpisać i udawać, że to sprawa najzwyklejsza w świecie i nie ma o czym mówić.

Być może prezydent wyobrażał sobie, że dzięki odwołaniu Jacka Kurskiego zyska przychylność niepisowskich, umiarkowanych wyborców. Patrząc obiektywnie, Duda rozbija PiS. Publicysta Piotr Semka miał rację, gdy stwierdził, że w wyniku swojego postępowania Duda nadszarpnął zaufanie w obozie rządzącym, a niczego nie zyskał – opozycja w dalszym ciągu może krytykować podpisanie ustawy i propagandę, którą PiS uprawia za pieniądze telewizji publicznej.

Tak będzie, ponieważ problem nie dotyczy jednego Jacka Kurskiego. Prezydent zgodził się na współtworzenie zdegenerowanego systemu rządów, który zorganizował Jarosław Kaczyński, a którego Kurski był po prostu wdzięcznym uosobieniem. Sam Kurski zapewne zaliczy po tym wszystkim miękkie lądowanie.

Warto będzie obserwować w następnych tygodniach sytuację w obozie rządzącym. Wszystko było już jednak ćwiczone przy okazji weta w sprawie dwóch ustaw sądowych w 2017 roku, można się więc spodziewać, że po chwilowych zawirowaniach na dłuższą metę strony będą postępować racjonalnie, w interesie utrzymania spójności partii.

Z punktu widzenia rywalizacji politycznej w Polsce, dopóki Duda nie postawi się realnie Jarosławowi Kaczyńskiemu, wszystko zostaje po staremu. Nie jest to bardzo prawdopodobne, więc jeśli coś ma się na poważnie zmienić, to trzeba zmienić prezydenta.

 

Fot. profil Andrzeja Dudy na Facebooku.