W życiu Runego, protagonisty książki „Brune” Håkona Øvreåsa, wiele rzeczy dzieje się w tym samym czasie. Śmierć dziadka, kłopoty z miejscowymi łobuzami, rodzice próbujący poradzić sobie w trudnym dla nich okresie – wydaje się, że chłopiec musi nosić na swoich barkach bardzo duży ciężar. Na szczęście w porę pojawia się tytułowy superbohater, którym staje się sam Rune, pragnący zemścić się na swoich prześladowcach. Kiedy ci niszczą domek, który zbudował wraz z przyjacielem, w ruch idzie farba, a celem stają się rowery chuliganów. Jednak przemiany w zamaskowanego Brunego są nie tylko środkiem do wymierzenia sprawiedliwości – pomagają też odnaleźć własne miejsce w otaczającym świecie. Øvreås opowiada o tym, co tracimy z wiekiem i jak zarówno dzieci, jak i dorośli mogą przygotować się na śmierć drugiego człowieka oraz trudny okres, w którym każdy musi samodzielnie zrozumieć, co się stało.

Właśnie to wydarzenie ujawnia istnienie pewnej nieprzekraczalnej granicy między obiema stronami. Dorośli i dzieci nie potrafią się nawzajem zrozumieć, bo w obliczu śmierci każdy uważa co innego za naprawdę istotne. Perspektywa tych pierwszych opiera się na potrzebie wyjaśniania, porządkowania, zrozumienia – dorośli robią wszystko, żeby oprzeć się zmianom, które w jakiś sposób naruszają równowagę ich świata. W obliczu śmierci, nieuniknionej, a jednocześnie tak nieoczekiwanej, rodzice Runego chwytają się rytuału. Øvreås przedstawił odejście człowieka jako zdarzenie pozostawiające w życiu dorosłych niespodziewaną pustkę, a żałobę i związane z nią rytuały – jako sposoby poradzenia sobie z nagłym brakiem. Rodzice Runego z jednej strony zajmują się wszystkimi szczegółami wiążącymi się z ostatecznym wyprawieniem człowieka ze świata żywych, takimi jak organizacja pogrzebu czy ustalenie szczegółów pochówku, a jednocześnie odcinają się od rzeczywistości, żeby poradzić sobie psychicznie z nagłą zmianą.

Po drugiej stronie granicy znajduje się ich syn, który zdaje się postrzegać śmierć w całkiem inny sposób, jako jeden z nieodłącznych elementów świata. Wraz z przyjaciółmi rozmawia o niej jako o czymś niespecjalnie zaskakującym, co po prostu się zdarza. Życie i śmierć, zniszczenie domku i jego odbudowa, wyrządzona krzywda i oczywistość zemsty – wszystko to należy do rzeczywistości, istniejąc w niej równocześnie, bez definitywnego początku ani końca i bez wartościowania. Dlatego Rune, pod postacią tytułowego superbohatera, może spotkać swojego dziadka siedzącego na kamieniu i porozmawiać z nim jak gdyby nigdy nic – śmierć z perspektywy chłopca jest po prostu inną formą istnienia, niezwiązaną z jakąkolwiek religijną czy naukową koncepcją potrzebną dorosłym. Te z jednej strony pomagają im w jakiś sposób oswoić zjawisko, z drugiej – stanowią ograniczenie, któremu, w ujęciu Øvreåsa, nie podlega perspektywa dziecka. Widzi ono świat taki, jakim jest; nikt nie pojawia się, żeby zniknąć bez śladu – ludzie przychodzą i odchodzą, ale wciąż funkcjonują w tej samej rzeczywistości.

Ten rozdźwięk między dorosłymi a dziećmi sprawia, że Øvreås pisze nie tyle o samej żałobie, ile o jej wpływie na relacje międzyludzkie. Śmierć dziadka Runego nie jest głównym wątkiem, lecz tłem – na nim autor ukazuje schematy, w które wpadają ludzie, kiedy chcą wszystko kontrolować. Rodzice chłopca w trudnym dla siebie czasie nie potrafią – czy też nie mają siły – zrozumieć tego, że ich dziecko może inaczej postrzegać to, co się wydarzyło. Próbują co prawda nawiązać z nim kontakt, ale łatwo wyczuć w tym sztuczność, jako że ograniczają się do powtarzanego niczym refren: „Wszystko w porządku?”. Nie wiadomo, co miałoby oznaczać owo „w porządku” i Rune też zdaje się tego nie wiedzieć; pytanie staje się pustym gestem, w którym zawiera się zagubienie dorosłych, a które syn zdaje się wyczuwać, świadomie bądź nie, odpowiadając podobnie rytualnym: „Jasne”. Niezależnie od tego, jak by w rzeczywistości się czuł, zdaje się wyczuwać, że rodzice potrzebują właśnie tego – usłyszenia tego, co chcą usłyszeć, żeby zyskać kolejny punkt oparcia w świecie, który się chwieje.

Rune tymczasem przechodzi przez proces – bo Øvreås przedstawia śmierć przeżywaną jako zjawisko rozciągnięte w czasie – w którym uczy się coraz większej samodzielności. Ta okazuje się bardzo potrzebna w miarę jak chłopiec pozwala odejść zmarłemu; jest to jednak odchodzenie niewywołujące poczucia utraty, ale stające się impulsem do zmiany. Dziadek pomaga wnuczkowi zyskać pewność siebie i uwierzyć we własne siły, kiedy ten jako Brune wymyka się nocami z domu, żeby własnoręcznie wymierzyć sprawiedliwość. Staje się coraz bardziej samodzielny i jednocześnie pozwala odejść dziadkowi, tak jak pozwala się odejść mentorowi, kiedy wkracza się na własną drogę. W przypadku Runego śmierć nie niszczy, ale buduje, pozwala dowiedzieć się czegoś o sobie samym.

Mimo że narracja jest prowadzona zdecydowanie z perspektywy bliskiej Runemu – krótkie zdania skupiające się na obserwacji nie mają charakteru oceniającego, nie wartościują świata dookoła, oddają bezstronność spojrzenia – „Brune” to opowieść zdecydowanie dwuadresowa. Dorośli mogą odnaleźć w niej to, o czym z wiekiem często zapominają: że śmierć, niezależnie od indywidualnych przekonań, nie tworzy pustki, a przyniesiona przez nią zmiana nie oznacza czegoś gorszego. Młodzi czytelnicy z kolei mogą się przekonać, że zmiana zachodząca w dorosłych podczas żałoby nie jest niczym niecodziennym i niepokojącym. Śmierć każdy przeżywa inaczej – tak jak Rune, dla którego jest procesem, i jego rodzice, dla których jest zdarzeniem – i doświadczenie jej w pełni, do końca, żeby na powrót stała się częścią życia, a nie czymś, co tylko nim wstrząsa i przynosi spustoszenie, to najlepsze, co można zrobić.

 

Książka:

Håkon Øvreås, „Brune”, il. Øyvind Torseter, przeł. Milena Skoczko, wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2020.

 

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.