Kultura Liberalna: To kryzys globalny, czy raczej kryzys globalizacji? Długie i rozrzucone po całym świecie łańcuchy dostaw przy tego rodzaju nieprzewidzianych wydarzeniach kompletnie się załamują.
Barry Eichengreen: To pytanie zadawano sobie dwa tygodnie temu, kiedy koronawirus był uważany za chiński fenomen. Dyskutowano wtedy o tym, czy należy przenieść nasze łańcuchy dostaw z Chin. Ta kwestia nadal jest aktualna, ale dzisiaj dla amerykańskich przedsiębiorstw sytuacja wcale nie wygląda lepiej, jeżeli ich podzespoły pochodzą ze stanu Waszyngton. Tak czy inaczej, dostawca musiał zamknąć zakład, a praca fabryki została zawieszona. Po zakończeniu kryzysu firmy będą musiały zastanowić się nad tym, w jakim stopniu możliwe jest skrócenie łańcuchów dostaw i przeniesienie produkcji na ląd. Ale odpowiadając na pytanie – obecnie powiedziałbym, że to „globalny kryzys”.
Na początku epidemii, kiedy koronawirus był obecny tylko w Chinach, amerykański sekretarz handlu, Wilbur Ross mówił, że to „przyspieszy powrót miejsc pracy do Ameryki Północnej”. Miał rację?
Tak jak mówiłem – gdy kryzys dobiegnie końca, jasne jest, że niektóre amerykańskie firmy zastanowią się, jak skrócić, zdywersyfikować i przenieść na ląd łańcuchy dostaw. Ale na miejscu Apple’a wolałby pan produkować w Chinach, gdzie rząd był w stanie podjąć skuteczne działania w celu powstrzymania rozprzestrzeniania się wirusa, czy w Stanach Zjednoczonych, gdzie prezydent Trump, bez żadnego ostrzeżenia, zamknął ruch lotniczy do Europy, co w żaden sposób nie zatrzymało rozprzestrzeniania się wirusa w USA? Ross uległ złudzeniu, że problem jest ograniczony tylko do Chin. Ale teraz widzimy, że jest to kryzys globalny – amerykański również.
Jakie kraje są najbardziej narażone na gospodarcze konsekwencje tej epidemii?
Te, które mają słabo rozwinięty, niedofinansowany system publicznej opieki zdrowotnej. Poważniejsze konsekwencje, niż zmiany w łańcuchach dostaw, ma dla kondycji gospodarki rozprzestrzenianie się samego wirusa.
Dlaczego?
Epidemia prowadzi do izolacji społeczeństw, powoduje zamykanie firm i ograniczenie konsumpcji, niezależnie od tego, czy gospodarki zależą od globalnych łańcuchów dostaw, polegają na eksporcie czy produkcji.
Mówi się nam, że tradycyjne środki fiskalne i monetarne – zwykle stosowane w czasach kryzysu – mogą tym razem nie wystarczyć, ponieważ po prostu nie zmuszą ludzi do powrotu do pracy ani nie spowodują, że firmy zainwestują. Jednak w „The Guardian” pisze pan, że mogą one mieć pozytywny wpływ. Kiedy należy je zastosować – teraz, kiedy wciąż nie znamy skali epidemii i czasu, którego potrzebujemy, aby ją opanować – a może dopiero po tym, jak sytuacja zostanie opanowana?
Już teraz mamy do czynienia z kryzysem w pełnym tego słowa znaczeniu. Miałem na myśli, że priorytetem powinny być teraz środki zdrowia publicznego. Oznacza to zakaz organizowania wszystkich imprez masowych i większych zgromadzeń. Musimy umożliwić pracownikom systemu opieki zdrowotnej wykonywanie ich pracy. To oznacza również budowę awaryjnych tymczasowych szpitali dla osób zakażonych. Te środki są najpilniejsze, ale kiedy firmy pozostają zamknięte, a ludzie nie pracują, standardowe środki polityki fiskalnej i monetarnej nie powinny być opóźniane.
Już teraz wiemy, że branże takie jak gastronomia czy turystyka poniosą ogromne straty. Ale czy są takie, które na mogą zyskać na kryzysie?
Na moim Uniwersytecie Berkley w Kalifornii wszystkie zajęcia, spotkania i seminaria odbywają się w formie online. Firma, z której usług korzystamy do prowadzenia wideokonferencji i wykładów, odnotowuje więc wzrost popytu. Innymi słowy, jest garstka firm i sektorów, które skorzystają. Ale one są zbyt małe i jest ich niewystarczająco dużo, żeby zmniejszyć rozmiary krachu.
Czy działania podejmowane na szczeblu krajowym są wystarczające, aby zaradzić konsekwencjom kryzysu?
Na poziomie UE przydatna byłaby koordynacja reakcji sektora publicznego, co mogłoby zapobiec działaniom, jakie widzieliśmy w Niemczech, gdzie zabroniono eksportu maseczek i respiratorów. Myślę, że ważna byłaby debata nad zwiększeniem kompetencji Wspólnoty, tak aby obejmowały one również zdrowie publiczne. Wszystkie kraje Unii, w tym Polska, będą musiały pomyśleć o tym, jak pomóc Włochom, które po uporaniu się z epidemią przeżyją bardzo poważny kryzys gospodarczy.
Na poziomie globalnym należy skoordynować inicjatywy polityki monetarnej i fiskalnej, tak jak zostało to zrobione w 2009 roku podczas globalnego kryzysu finansowego. Międzynarodowy Funduszu Walutowy i Bank Światowy powinny zwiększyć tempo i wielkość wypłat dla biednych krajów, z publiczną opieką zdrowotną na niskim poziomie.
Prezydent Donald Trump wydał zakaz podróżowania dla osób przybywających z Europy, ale twierdzi, że restrykcje nie dotyczą towarów i „nie wpłyną w żaden sposób na handel”. Wierzy pan w to?
Wydany przez Trumpa zakaz podróży odwraca uwagę od realnego problemu. Prezydent uważa, że odcięcie od Europy może ograniczyć liczbę nowych zakażeń, ale wirus już tu jest – i w wyniku społecznych interakcji błyskawicznie się rozprzestrzenia. Główną konsekwencją zakazu jest udowodnienie opinii publicznej, że prezydent USA nadal nie rozumie istoty tego kryzysu. Negatywna reakcja giełdy na przemówienie Trumpa jest tego dowodem.
Spadający popyt na ropę już spowodował spadek cen. Pomimo tego Arabia Saudyjska i Rosja zwiększają produkcję, co prawdopodobnie spowoduje dalsze obniżki. Jest to postrzegane jako akt wojny gospodarczej z USA i niektórymi innymi krajami produkującymi ropę. Jakie będą konsekwencje tych działań?
Zwykle niskie ceny ropy są dobre dla gospodarek europejskich i amerykańskich, ponieważ konsumenci mają więcej pieniędzy w kieszeniach i wydają więcej na inne towary i usługi. Ale teraz sytuacja jest odmienna. Głównym skutkiem tych działań jest chaos i niepokój wśród amerykańskich koncernów paliwowych i firm energetycznych. A uderzenie w gospodarkę USA zaszkodzi wszystkim, również Rosji i Arabii Saudyjskiej.