„Kultura Liberalna”: Jarosław Kaczyński oraz inni politycy PiS-u mówią, że nie ma „konstytucyjnych przesłanek” do przełożenia wyborów prezydenckich. Mają rację?
Ewa Łętowska: Nie mają – charakterystyczna jest podawana argumentacja. Jarosław Kaczyński powiada, że jego zdaniem „nie zachodzą przesłanki” do takiego przełożenia, a przedstawiciel Kancelarii Prezydenta powiada, że w ogóle problemu nie ma, bo nie ma żadnych przeszkód w realizacji kalendarza wyborczego. A przeszkód nie ma, ponieważ brak jest jakichkolwiek zakazów w prawie, bo nikt ich nie wprowadził w odniesieniu do wyborów.
Jednocześnie mamy różne ograniczenia w przemieszczaniu się; wyłączenie swobody organizowania kampanii wyborczej dla większości kandydatów, co wyraźnie uprzywilejowuje urzędującego prezydenta, gdy idzie o obecność medialną; nie pracuje normalnie poczta, nie działa w pełni komunikacja; media pracują na pół gwizdka; istnieją ograniczenia kwarantannowe i izolacyjne (szpitale) dla wyborców; władze zachęcają, a nawet wcale nie nazbyt delikatnie stymulują pozostawanie w domach. Problematyczne jest zorganizowanie aparatu wyborczego, bo ludzie się boją zarażenia. Nie mamy prawnej możliwości głosowania korespondencyjnego ani w obecnej sytuacji przez pełnomocnika (teoretycznie można, w praktyce to niemożliwe wobec izolacji i kwarantann). Na wędrówki z urną po domach – do czego namawia pan Kaczyński, obowiązujące prawo nie zezwala. To jest cały pakiet utrudnień prawnych (wynikających z tego „stanu epidemicznego” czy „stanu epidemii”) i znacznie szerzej działających ograniczeń czysto faktycznych.
One, i te prawne, i te faktyczne, mają jednakowe znaczenie z punktu widzenia uczestniczenia w kalendarzu wyborczym i odebrania wyborom cechy wolności. Jeżeli ktoś tego nie widzi, to albo udaje, albo jest cyniczny. Jeżeli się wybory jednak przeprowadzi, to nie będą wybory ani powszechne, ani równe. Ba, demokratyczne one nie będą. I już nawet nie mówię nic o fair play.
Problematyczne jest zorganizowanie aparatu wyborczego, bo ludzie boją się zarażenia. Nie mamy prawnej możliwości głosowania korespondencyjnego ani w obecnej sytuacji przez pełnomocnika (teoretycznie można, w praktyce to niemożliwe wobec izolacji i kwarantann). Na wędrówki z urną po domach – do czego namawia pan Kaczyński, obowiązujące prawo nie zezwala. | prof. Ewa Łętowska
O jakich w takim razie „przesłankach”, które miałyby być spełnione, mówi Kaczyński?
Przeszkody prawne wynikają z wprowadzonego poza wymaganym trybem – pod inną nazwą za pomocą „dziurawej” ustawy – nieznanego Konstytucji stanu nadzwyczajnego. Przy czym akurat sama decyzja o stanie nadzwyczajnym i ogólny kierunek ograniczeń nie budzą zastrzeżeń. Zastrzeżenia budzą luki i ominięcie Konstytucji. Zatem należałoby powrócić do tego, co wynika z Konstytucji i ogłosić stan nadzwyczajny – zapewne w postaci stanu klęski żywiołowej, bo on tu najlepiej pasuje. Tylko trzeba byłoby to zrobić porządnie co do trybu i zakresu. Miałoby to ten skutek, że wybory uległyby przesunięciu, bo w czasie stanów nadzwyczajnych wyborów się nie przeprowadza. Właśnie dlatego, że brak jest warunków, aby ludzie mogli głosować bez obawy (tu: przed zakażeniem), a kandydaci mogli mieć prowadzoną fair kampanię. Zaznaczam, że jest możliwe, zwłaszcza przy stanie katastrofy żywiołowej, elastyczne reagowanie na potrzebę ewentualnego przedłużenia tego stanu, gdyby epidemia miała trwać dłużej niż 30 dni (a będzie trwała). Bo o ile ów stan wprowadza rząd, o tyle o przedłużeniu decyduje Sejm.
I tu znów wrócę do bałamutnych argumentów zgłaszanych przez polityków jako przeszkoda przeciw konstytucyjnemu stanowi nadzwyczajnemu. Słyszę: nie chcemy wprowadzać stanów nadzwyczajnych, bo nie chcemy ograniczać praw i wolności obywatelskich, a w tych stanach dochodzi do takiego ograniczenia. Ale w stanach nadzwyczajnych ma się ograniczać tylko te prawa i wolności, które są w danej sytuacji proporcjonalne z uwagi na stopień zagrożenia (art. 228 pkt 5), a nie te wszystkie, na które prawo potencjalnie zezwala. (art. 228 pkt 3). Bałamuctwo argumentacji polega na tym, że utożsamia się to, co ograniczyć wolno, z tym, co ustawa rzekomo nakazuje ograniczyć. Tymczasem ogranicza się tylko to, co konkretnie trzeba dla danej sytuacji. Poza tym, tego się nie pisze w zgeneralizowany sposób, że „ogranicza się wolność działalności gospodarczej”. Tylko na przykład wprowadza obowiązek zamknięcia biznesu albo biznesu określonego typu, albo reglamentację zakupów, albo zezwala się władzy lokalnej na takie ograniczenie itd. A przecież my już takie ograniczenia mamy, tyle że wprowadzone bez wymaganego trybu.
Wybory w Polsce powinny być między innymi powszechne, a masowe kwarantanny, ograniczenia w poruszaniu się i duża liczba chorych sprawią, że nie każdy będzie miał prawo zagłosować. Czy w związku z tym można by później podważać legalność takich wyborów?
Oczywista oczywistość.
Należałoby powrócić do tego, co wynika z Konstytucji i ogłosić stan nadzwyczajny – zapewne w postaci stanu klęski żywiołowej, bo on tu najlepiej pasuje. Tylko trzeba byłoby to zrobić porządnie co do trybu i zakresu. Miałoby to ten skutek, że wybory uległyby przesunięciu, bo w czasie stanów nadzwyczajnych wyborów się nie przeprowadza. | prof. Ewa Łętowska
Po stronie opozycji pojawiają się dziś różne pomysły na wymuszenie przełożenia wyborów. Jednym z nich jest solidarna rezygnacja wszystkich kandydatów opozycji z kandydowania. Czy takie działanie ma jakiekolwiek umocowanie w prawie? I czy pani zdaniem to sensowny pomysł?
Nie. To jakieś kruczki i wybiegi. To infantylizuje poważne sprawy, jakiś taki machiawelizm pisany małą literą. Jest takich pomysłów więcej. Nie będę ich omawiać, cześć z nich, niestety, podpowiadają sami prawnicy. Co gorzej, wszystkie one bardzo instrumentalnie traktują Konstytucję, jej interpretację, prawo, procedury, same wybory wreszcie.
Poza tym, przy tym braku zaufania do instytucji i bardzo lekkim podejściu do uczciwości interpretacyjnej, już widzę, jak mnożą się opinie udowadniające, że jednak nawet przy jednym kandydacie można dokonać skutecznego wyboru i że w ogóle wszystko ślicznie się składa. Ja też mam ograniczone zaufanie do rzetelności władzy. Nie radzę iść tą drogą, można się oszukać.
Co zatem powinna w tych warunkach i z tymi instrumentami, jakie ma, zrobić opozycja?
Nie jestem doradcą ani komentatorem politycznym. Moje uwagi dotyczą kwestii prawnych. Chyba jest problem z czytaniem ze zrozumieniem tego prawa, które już istnieje. To powoduje, że nie dostrzega się jego potencjału, tego, że już są w nim instrumenty, których szukamy. Dlatego mamy redundancję legislacyjną.
Do tej pory pamiętam, z jakim hukiem, przy radości mediów, wprowadzono w 2010 roku bezsensowną, martwą ustawę o majątkowej odpowiedzialności funkcjonariuszy państwowych, dublującą to, co było w kodeksie cywilnym. Teraz też, razem z ustawą wirusową i jej zamierzoną nowelizacją, rozpoczęto kolejną odsłonę tego spektaklu. Ja bym radziła słuchać specjalistów, a nie zdawać się na wyobrażenia polityków. I nie dać się kiwać, że w ogóle inaczej się nie da zwalczyć zarazy. Łatwiej uchwalać ustawy niż zadbać o właściwą strukturę i logistykę rezerw strategicznych.