Jakub Bodziony: Czy to chiński wirus?

François Godement: Do dzisiaj nie udało nam się zidentyfikować pacjenta zero, a Chińczycy wciąż prowadzą badania na ten temat, szczególnie na terenie prowincji Hubei, gdzie rozpoczęła się epidemia. Można powiedzieć, że Chiny były kolebką wirusa, ale wciąż nie wiemy, jak i gdzie zaraziła się pierwsza osoba.

Chinom udało się już pokonać epidemię? Tak twierdzą władze w Pekinie.

Nie sądzę. Po 23 stycznia Chinom udało się wprowadzić bardzo efektywne środki, które pozwoliły na ograniczenie rozprzestrzeniania się wirusa, po tym jak początkowo popełniono fatalne błędy. To raczej rozwiązanie prowizoryczne.

Czy powstrzymanie wirusa przełoży się na sukces polityczny?

To by oznaczało, że Chiny nie zostaną obarczone odpowiedzialnością za rozprzestrzenianie się epidemii. Na to moim zdaniem nie ma szans, niezależnie do tego, co stara się nam obecnie wmówić chińska propaganda. To Chiny przez niemal dwa miesiące kłamały co do statystyk zarażonych i objawów wirusa. Władze zezwoliły również na podróże podczas Chińskiego Nowego Roku, czyli święta, które stanowi największą, coroczną migrację na świecie – udział bierze w niej kilkaset milionów osób. Nawet po 23 stycznia nie wprowadzono ograniczeń dotyczących podróży indywidualnych, a także zdecydowano się opóźnić przyjazd ekspertów Światowej Organizacji Zdrowia aż do 13 lutego. To wszystko jednoznacznie wskazuje na polityczną odpowiedzialność Chin.

Pekin próbuje zrzucić z siebie odpowiedzialność poprzez szeroko zakrojone działania w zakresie tak zwanej dyplomacji medycznej. Do krajów, które obecnie zmagają się z epidemią, Chiny wysyłają sprzęt medyczny – maseczki, respiratory, testy na obecność wirusa.

To prawda, ale jest to akcja bardzo precyzyjnie zaplanowana z politycznego punktu widzenia. Warto zaznaczyć, że ilości przekazywanego sprzętu są bardzo małe.

Milion maseczek to mało?

Z psychologicznego punktu widzenia może się wydawać, że to dużo, ale Chiny produkują 150 milionów maseczek dziennie. Włochy otrzymały znacznie większą pomoc ze strony Niemiec i Francji niż od Chińczyków, ale trudno się przebić z tym przekazem przez ogromną mobilizację chińskiej nacjonalistycznej propagandy.

Czy ta propaganda przynosi efekty? Profesor Guy Sorman, z którym rozmawiałem niedawno, twierdzi, że nikt nie wierzy w przekaz Pekinu. O to, żeby nie ulegać złudzeniu bezinteresownej chińskiej pomocy, apelował również Joseph Borrel, który stoi na czele unijnej dyplomacji.

Pomoc jest kierowana do wybranych państw i omija organizacje międzynarodowe, co jest działaniem wymierzonym w Unię Europejską. To działanie wyjątkowo cyniczne, bo UE w pierwszej fazie epidemii dostarczyła ogromne ilości sprzętu do Chin, ale nie chwaliła się tym tak jak Chińczycy.

To był błąd? Teraz trudniej jest budować unijną narrację.

Trudno powiedzieć. Nie jesteśmy Europejską Partią Komunistyczną, więc naszych działań nie determinuje propaganda.

Ale to właśnie soft power przez lata było sztandarowym przykładem działalności UE.  

To prawda. Zabrakło zapewne koordynacji w unijnym przekazie, który podkreśliłby działania Wspólnoty i jednocześnie pozwolił odpowiedzieć na chińskie kłamstwa.

Jakie kłamstwa?

Ambasadorzy Chin w wielu krajach, również we Francji, rozprzestrzeniali plotki o tym, że wybuch epidemii to spisek amerykańskiej armii wymierzony w Pekin. Taka narracja płynie również z chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych, co niewątpliwie jest porażką pogrążonej w chaosie amerykańskiej dyplomacji publicznej. Inną wersją, powielaną przez chińskich dyplomatów, jest historia o tym, że koronawirus pochodzi z Włoch. Oczywiście oskarżenia wobec Włochów czy Amerykanów nie się poparte żadnymi dowodami.

Włochy otrzymały znacznie większą pomoc ze strony Niemiec i Francji niż od Chińczyków, ale trudno się przebić z tym przekazem przez ogromną mobilizację chińskiej nacjonalistycznej propagandy. | François Godement

Czy ten kryzys obnażył słabość Unii Europejskiej? Takie głosy słychać ze strony eurosceptyków. 

Unia nie ma kompetencji w zakresie zdrowia publicznego, więc na tym polu jest na straconej pozycji. To oznacza również, że państwa członkowskie, które mają problem z brakiem środków ochrony osobistej czy zbyt małą liczbą respiratorów, to konsekwencja błędów tych krajów, a nie Unii Europejskiej. To uderzające, że w Europie niemal zupełnie zrezygnowano z produkcji maseczek, które są powszechne w Azji. Słabość państw europejskich i samej Unii widać również w zakresie przestawienia gospodarki na tryb „moblizacji wojennej”, która określa priorytety w zakresie produkcji. W warunkach chińskiej gospodarki planowanej nakaz skupienia się na produkcji sprzętu potrzebnego do walki z epidemią zadziałał efektywnie.

Kiedy UE pośpiesznie wprowadziła zakaz wywozu sprzętu medycznego, serbski prezydent Aleksandar Vučić określił solidarność UE jako „fantazję”, zwracając się zamiast tego do przywódcy Chin Xi Jinpinga, którego nazwał przyjacielem i bratem.

Kraje europejskie, aspirujące do członkostwa w UE, od dawna są na celowniku Pekinu, który stara się opóźnić proces ich akcesji. W czasie obecnego kryzysu te działania przybrały na sile. W ostatnich tygodniach UE odpowiedziała na działania Chin, kierując strumień środków na walkę z epidemią do Serbii. Hiszpania, Czechy i Holandia zakupiły duże ilości sprzętu medycznego od Pekinu. Zaznaczam, że chodziło o zakup, bo chińskie media często przedstawiają te dostawy jako akt dobrej woli. Jak się okazało, znaczna część tego sprzętu okazała się bezużyteczna – na czele z wadliwymi testami na obecność koronawirusa. Ale ta propaganda, jak zawsze w przypadku Chin, jest przede wszystkim skierowana na rynek wewnętrzny.

Jeśli solidarności będzie zbyt mało, to może być koniec projektu europejskiego, który stoi przed jednym z największych wyzwań w swojej historii. | François Godement

Co chce osiągnąć władza?

Ma pokazać, że to Chiny kontrolują sytuację, a inne kraje są bezradne i mogą sobie poradzić z epidemią tylko dzięki pomocy Pekinu. Nie sądzę, żeby kłamstwa na temat Włoch, pomimo przekazanej pomocy medycznej, ociepliły wizerunek Chin w Europie. Paradoksalnie, gdyby pozbyć się tej warstwy propagandowej, akcja z przekazywaniem i sprzedażą sprzętu medycznego byłaby znacznie korzystniejsza dla interesów Pekinu.

Czy Unia Europejska zmieni się pod wpływem tego kryzysu?

Z pewnością zmienią się procedury wewnątrz samej Unii, szczególnie dotyczące reakcji na tego typu katastrofy. Mam tu na myśli lepszą organizację wspólnych przetargów na zakup sprzętu medycznego i leków. Ale to pieśń przyszłości, bo teraz są ważniejsze inne kwestie.

Jakie?

Po pierwsze, na ile państwa UE będą solidarne ze sobą pod względem wzajemnej pomocy medycznej. Tutaj nawet małe gesty mogą mieć ogromne znaczenie dla zachowania politycznej jedności. Drugi krok jest znacznie bardziej skomplikowany i polega na stworzeniu odpowiedniego pakietu pomocowego dla krajów, które najbardziej zostały dotknięte epidemią, takich jak Włochy i Hiszpania. Te państwa są szczególnie narażone na krach gospodarczy, ponieważ od lat zmagają się z problemem wysokiego długu publicznego. Dlatego potrzeba kolejnych działań stymulujących ze strony Europejskiego Banku Centralnej i ponownego rozważenia kwestii wspólnych obligacji strefy euro, co pozwoliłyby na uwspólnotowienie długu państw, dla których lockdown będzie miał najpoważniejsze konsekwencje gospodarcze.

Ten pomysł od zawsze budził sprzeciw Niemiec, które nie chcą spłacać zobowiązań krajów południa. Teraz zapewne pojawi się argument o tym, że to rodzaj moralnego szantażu.

To argument zupełnie chybiony, biorąc pod uwagę, że w Europie codziennie umierają tysiące osób. Nadzwyczajna sytuacja wymaga nadzwyczajnych środków. To ważne również w przypadku Polski, która w mojej ocenie będzie sceptycznie nastawiona do propozycji szerokiej gospodarczej solidarności. Jeśli tej solidarności będzie zbyt mało, to może być koniec projektu europejskiego, który stoi przed jednym z największych wyzwań w swojej historii.

Czy z tego kryzysu wyłoni się nowy porządek światowy?

Wątpię. Nie trzeba wielkiej wiedzy historycznej, żeby wiedzieć, że po każdej wielkiej epidemii, wszyscy chcieli jak najszybciej o niej zapomnieć. Z pewnością przeszacowujemy geopolityczne i społeczne konsekwencje tej sytuacji, ale jeszcze długo będzie nam o niej przypominał nadciągający kryzys gospodarczy. Jako Europa musimy nań odpowiedzieć wspólnie.