Wyborcze szaleństwo

W związku z pandemią rząd nawołuje do narodowej zgody i zjednoczenia. Jednak jego działania w sprawie wyborów zamieniają te hasła w groteskę. Sama obsługa techniczna procesu wyborczego wymaga zaangażowania ponad 400 tysięcy osób. Władze kolejnych samorządów deklarują, że nie zorganizują wyborów, co spotkało się ze zdecydowaną reakcją PiS-u. Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki zagroził, że wobec opornych samorządowców może zostać wprowadzony zarząd komisaryczny.

Z początku obóz rządzący ignorował problem. Jarosław Kaczyński w głośnym wywiadzie na antenie RMF FM przekonywał, że do organizacji wyborów w majowym terminie nie ma żadnych przeciwskazań. Oliwy do ognia dodała wypowiedź prezydenta Andrzeja Dudy, który stwierdził, że „jeżeli są warunki do tego, żeby chodzić normalnie do sklepu, to są i warunki do tego, żeby pójść do lokalu wyborczego”.

Po wielu dniach rządzących doścignęła rzeczywistość. Zorganizowanie normalnych wyborów w maju uznali za niemożliwe. Były minister zdrowia i aktualny wiceminister nauki Wojciech Maksymowicz stwierdził wprost, że wyborów 10 maja nie będzie, „bo przyroda rządzi”.

W odpowiedzi PiS postanowiło więc organizować wybory w trybie nienormalnym. Partia rządząca przedstawiła projekt powszechnego głosowania korespondencyjnego, który w fundamentalny sposób zmienia procedurę wyborczą na krótko przed głosowaniem. W dodatku realizację projektu trudno sobie wyobrazić. Kiedy ustawa przejdzie przez Sejm, kontrolowany przez opozycję Senat, będzie mógł obradować nad nią aż do 4 maja, z której to możliwości zapewne skorzysta. Pojawia się także cały szereg trudności organizacyjnych. Wicepremier Jacek Sasin błędnie wczoraj twierdził, że pakiet wyborczy będzie można tak po prostu doręczyć do skrzynki pocztowej. Kodeks wyborczy w wersji proponowanej przez PiS mówi coś zupełnie innego: zgodnie z art. 53e. § 6 „pakiet wyborczy doręcza się wyłącznie do rąk własnych wyborcy, po okazaniu dokumentu potwierdzającego tożsamość i pisemnym pokwitowaniu odbioru”.

Zagadką pozostaje również to, w jaki sposób Poczta Polska doręczy 30 milionów przesyłek poleconych, które wcześniej muszą zostać odpowiednio zaadresowane i ostemplowane. Wymagałoby to zaangażowania setek tysięcy osób, nie licząc tych, które później miałyby owe głosy przeliczać. Jeśli PiS włączy w proces wyborczy wojsko, policję czy wojska obrony terytorialnej, to ryzykuje delegitymizacją wyborów, które organizowane są chaotycznie, w ostatniej chwili i zapewne przyniosą niską frekwencję, a także wysoki odsetek głosów nieważnych. Podobnych problemów jest zresztą więcej. Na przykład, w jaki sposób międzynarodowi obserwatorzy mieliby analizować przebieg polskich wyborów, organizowanych niemal bez żadnego trybu?

Kto zatrzyma Jarosława Kaczyńskiego?

Do zmiany sytuacji mogą doprowadzić dwie osoby. Pierwszą z nich jest wicepremier Jarosław Gowin, który sprzeciwia się majowym wyborom. Nie wiadomo jednak, czy Gowin jest gotów realnie postawić się Jarosławowi Kaczyńskiemu, czy hamletyzuje w sposób podobny, jak miało to miejsce w przeszłości. Można przypuszczać, że w zamian za odpowiednie korzyści Gowin po raz kolejny postanowi „zagłosować, ale się nie cieszyć”.

Dlatego kluczowa wydaje się inna postać: minister zdrowia Łukasz Szumowski, którego w mediach kreuje się na apolitycznego eksperta. Nie należy jednak zapominać, że minister jest również posłem klubu partii rządzącej i znajduje się obecnie pod ogromną presją polityczną ze strony jej kierownictwa. Wydaje się, że to właśnie jego zalecenia w sprawie możliwości przeprowadzenia wyborów, które mają zostać ogłoszone w kwietniu, przesądzą o ich przyszłości. W mojej ocenie PiS nie może sobie pozwolić na ich zignorowanie, a przecież dymisja bardzo popularnego ministra w środku pandemii byłaby politycznym samobójstwem.

Politycy muszą skupić się na opanowaniu epidemii i łagodzeniu skutków nadciągającego kryzysu gospodarczego. Lekarze codziennie informują o coraz gorszej sytuacji w szpitalach, gdzie brakuje pracowników, sprzętu, procedur i środków ochrony osobistej. Pracownicy i przedsiębiorcy zgodnie twierdzą, że nadchodzi fala bezrobocia i recesja, a tarcza antykryzysowa, z której zadowolony jest chyba jedynie rząd, to zaledwie kropla w morzu potrzeb. Na tle rozwiązań wprowadzanych w innych krajach wygląda zresztą marnie.

To na barkach ministra zdrowia spoczywa obecnie odpowiedzialność za ukrócenie bezsensownej i szkodliwej dyskusji o wyborach. Profesor Szumowski powinien jak najszybciej ogłosić, że wyborów – w żadnej formie – nie da się obecnie przeprowadzić. Musi zdecydować, czy jest tylko politykiem, czy także lekarzem.

 

Fot. Facebook.com