Jakub Bodziony: Dlaczego lewica nie chce pomóc Polakom?

Dariusz Standerski: Lewica nie tylko chce, ale już to robi. Robert Biedroń przedstawił Pakiet Antykryzysowy Polska 2020, a w Senacie wpisaliśmy do projektu tak zwanej tarczy antykryzysowej propozycje, które poprawiłyby sytuację milionów osób. Składamy kolejne projekty ustaw realnie wspierające pracowników, pracodawców, personel medyczny, samorządy, bezrobotnych. Nikt nie może być pozostawiony sam.

I dlatego zagłosowaliście przeciwko tarczy?

Bo PiS podczas głosowania w Sejmie zabrał proponowane przez Lewicę miliardy, które mogłyby trafić do polskich pracowników i przedsiębiorców. Rządowy pakiet to tak naprawdę nie tarcza, tylko durszlak. Jest dziurawa i w żaden sposób nie chroni nas przed skutkami najgorszego kryzysu od czasu II wojny światowej. Ponadto, te niewystarczające działania są po prostu spóźnione.

Dlaczego?

Tarcza weszła w życie 1 kwietnia, a z końcem marca kilkaset tysięcy osób straciło pracę. Na świecie wprowadza się teraz programy, w których państwo wypłaca pracownikom 75 proc. lub nawet całość wynagrodzenia. Tymczasem w Polsce rząd PiS-u umożliwił cięcia w zarobkach, a państwo dokłada do nich jedynie 40 procent. Nie wiem, skąd przedsiębiorca, który musiał zamknąć swój hotel, restaurację czy zakład fryzjerski ma wziąć pozostałą część tej kwoty. Widać, że projekt tarczy był pisany przez urzędników, którzy nie wiedzą, na jakich zasadach działa mały biznes, będący podstawą polskiej gospodarki.

Fot. Max Pixel.com

Ale są też inne rozwiązania. W tym zwolnienie ze składek ZUS na trzy miesiące, „postojowe”, czy dostęp do preferencyjnych kredytów. Duży zastrzyk gotówki ma dostać również system opieki zdrowotnej.

Rząd zaoferował małym firmom jednorazową, oprocentowaną pożyczkę w wysokości 5000 złotych. Dla zakładu, który zatrudnia 4–5 osób i nie miał poduszki finansowej przed kryzysem, ta kwota wystarczy na opłacanie połowy wynagrodzeń i kilku rachunków. Lewica proponuje pokrycie kosztów stałych przedsiębiorców do 50 tysięcy złotych miesięcznie – czynszu, leasingu, rachunków za energię elektryczną, gaz czy wodę. Wtedy przedsiębiorcy będą mogli przetrwać ten najgorszy czas.

Dlatego rząd wprowadził „postojowe”, które ma pomóc utrzymać płynność firmom.

Skończyło się na tym, że pracownikom można obniżyć wynagrodzenie o połowę, a to z kolei oznacza głodowe warunki dla wielu rodzin. Wtedy wynagrodzenie minimalne może zostać obniżone do około 1000 złotych na rękę. To często nie wystarcza na pokrycie rachunków i czynszu.

„Postojowe” stanowi 80 procent minimalnego wynagrodzenia, obowiązującego w 2020 roku i nie podlega to oskładkowaniu oraz opodatkowaniu. Na rękę to 2080 złotych.

Jednocześnie w myśl propozycji rządu można obniżyć wymiar zatrudnienia do połowy etatu. A według nowej propozycji ograniczyć czas na odpoczynek i skoszarować pracowników jak w obozach pracy.

Rząd mówi, że pakiet pomocowy to 212 miliardów. To mało?

Ta kwota jest wyssana z palca, bo większość to poręczenia i gwarancje. Z tego 70 miliardów trafi do sektora finansowego tak aby zapewnić mu płynność, a realnego wsparcia dla ludzi zostanie około 60 miliardów, z czego najwyżej połowa może trafić do pracowników. To nie jest odpowiedź na kryzys. Rząd nie zrozumiał, że stare myślenie o ekonomii się skończyło.

Co to znaczy?

Kiedy mamy zamknięte granice, a rynek stanął w miejscu, stare prawidła popytu i podaży już nie obowiązują. Sam jako ekonomista chciałem sprawdzić to, w jaki sposób literatura przedmiotu opisywała wcześniej globalne zamrożenie gospodarki.

I?

Takie zjawisko nie jest jeszcze opisane w ekonomii. To są zupełnie nowe mechanizmy, które nie mają jeszcze opracowanych modeli. Wszyscy uczą się tego, jak poradzić sobie z nowym wymiarem kryzysu, łączącym krach gospodarczy i pandemię, zagrażającą ludzkiemu życiu.

Kiedy mamy zamknięte granice, a rynek stanął w miejscu, stare prawidła popytu i podaży już nie obowiązują. | Dariusz Standerski

Dlaczego w projekcie tarczy nie ma elementów uwzględniających tę nadzwyczajną sytuację? Minister rozwoju Jadwiga Emilewicz twierdzi, że tarcza była konsultowana z opozycją.

Mieliśmy bardzo szybkie konsultacje z minister Emilewicz i trzeba jej oddać, że wniosła duży wkład w pracę nad tym projektem. Tym gorzej, że jej koledzy z PiS-u postanowili umieścić tam niezgodną z Konstytucją wrzutkę, która zmieniła kodeks wyborczy. Mam wrażenie, że dla niej to również była przykra niespodzianka.

W kwestiach zdrowotnych dzięki Lewicy udało się z tego projektu wykreślić wyłączenie tak zwanej klauzuli „opt-out”, co miało pozwolić na nielimitowany wyzysk osób pracujących w zawodach medycznych. Udało się również uzyskać zapewnienie, że Ministerstwo Zdrowia wykupi dodatkową polisę dla pracowników szpitali, które walczą z koronawirusem. Lekarze, lekarki i cały personel medyczny pracuje o wiele ponad swoje siły i liczebność. Polska bije rekordy pod względem zakażeń wśród lekarzy, bo nie mają oni zapewnionych środków ochrony. Musimy w końcu o nich zadbać.

Ale to nie są tematy, które bezpośrednio dotyczą konsekwencji gospodarczych. 

W tym zakresie nasze propozycje nie spotkały się z uznaniem. Określano je jako „niczym nieuzasadnione rozdawnictwo”. Było to starcie naiwnego, schematycznego myślenia Prawa i Sprawiedliwości z nową rzeczywistością. Jedna z ustaw zaproponowanych przez PiS pozornie przypomina niemiecką propozycję, która ma utrzymać firmy na rynku i dać impuls do rozwoju w przyszłości, czyli ma zawierać silny pakiet antykryzysowy i stymulacyjny.

Nie rozumiem. To źle, że wprowadzamy takie rozwiązanie? 

Są „małe” różnice. Polski odpowiednik, który zawiera ustawa o systemie instytucji rozwoju będzie liczył 6,7 miliardów złotych, a niemiecki 400 miliardów euro.

Różnica w naszym i niemieckim PKB jest znacząca.

Gospodarka niemiecka jest niemal sześciokrotnie większa od polskiej, a program niemiecki jest większy od polskiego 263 razy.

Ale nie dogadaliście się nawet na opozycji . Zamiast ustalić wspólny plan, pogrążyliście się w kłótniach i oskarżeniach o to, kto jest „większym pożytecznym idiotą PiS-u”.

Przyznam szczerze, że bardzo zdziwiło mnie to, jak nieprofesjonalnie zachowywali się niektórzy posłowie podczas posiedzenia Sejmu, które trwało 18 godzin i obejmowało całonocne głosowania. Ci, którzy najgłośniej krzyczeli o Konstytucji, o 6.30 rano zagłosowali za projektem PiS-u.

Według Platformy nie było innego wyjścia, bo chodziło o to, żeby Polacy jak najszybciej otrzymali wsparcie finansowe.

Tylko że tarcza w tej wersji niemal takiego wsparcia nie dawała. Zaraz po głosowaniu PO nie wiedziała, jak uzasadnić swoje głosowanie, dopiero później pojawiło się przypomniane przez pana wytłumaczenie. Tarcza PiS-u, popierana przez PO, zostawiła samym sobie miliony osób, które straciły pracę zaraz przed jej uchwaleniem lub których przyszłość jest niepewna. Już teraz bezrobocie w Polsce zapewne wynosi około 8 procent, a to dopiero początek. Teraz widać, że mieliśmy rację, bo rząd na szybko naprawia tarczę, oczywiście bez konsultacji z opozycją.

Mówi pan o tym, że bezrobotni zostaną na lodzie. Ale ani Sejm, ani Senat nie wprowadziły dodatkowych rozwiązań, które mogłyby poprawić ich sytuację.

Mamy projekt ustawy w tej sprawie. Walczymy o wpisanie do innych ustaw konkretnych postulatów. Walczymy o gwarancję utrzymania wynagrodzeń pracowników, finansowanie kosztów stałych czy dodatek dla lekarzy, którzy leczą pacjentów z koronawirusem i dodatkowe środki dla szpitali.

Przecież rząd zapowiedział, że przekaże 7,5 miliarda złotych na opiekę zdrowotną.

To w normalnych czasach byłoby zbyt mało. W obecnej sytuacji to brzmi jak nieśmieszny żart. My proponowaliśmy 22,5 miliarda, które głównie miałyby pochodzić z Unii Europejskiej. Rząd postąpił bardzo lekkomyślnie i nie chce korzystać z tych środków.

Lekarze, lekarki i cały personel medyczny pracuje o wiele ponad swoje siły i liczebność. Polska bije rekordy pod względem zakażeń wśród lekarzy, bo nie mają oni zapewnionych środków ochrony. Musimy w końcu o nich zadbać. | Dariusz Standerski

„Nie chce”?

Komisja Europejska zdecydowała się przekazać nam do dyspozycji środki, których wcześniej nie wykorzystaliśmy, w wysokości 7,4 miliarda euro. Polski rząd dotychczas nie złożył wniosku o pozyskanie tych funduszy. Premier Morawiecki powtarza frazesy o tym, że możemy liczyć tylko na siebie, a nie zrobił nic, aby uzyskać pomoc Unii Europejskiej, która jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. Rząd musi tylko powiedzieć, że te pieniądze chce. Z niewiadomych względów tego nie robi.

W tej rozmowie rysuje się obraz ustawy antykryzysowej, która nie zadowala nikogo – zarówno pracowników, jak i pracodawców.

Bo tarcza nie chroni nikogo, może poza bankami. Rozwiązania dla innych sektorów są dalece niewystarczające i mogą skończyć się tragicznie. Związki zawodowe i zrzeszenia pracodawców to zgłaszają. Codziennie rozmawiam z przedsiębiorcami i pracownikami. To trudne rozmowy, ich sytuacja pogarsza się z każdym dniem. Już teraz słyszymy z Ministerstwa Rozwoju, że swoje firmy zamyka kilka tysięcy przedsiębiorców dziennie. W momencie, kiedy firmy stracą płynność finansową, na takie działania będzie już za późno.

Konfederacja Lewiatan twierdzi, że ponad połowa pracodawców zapowiada w najbliższym miesiącu zwolnienie 20–50 procent pracowników. Jednak według rządu wprowadzone rozwiązania nie dopuszczą do spirali zwolnień.

Premier Morawiecki po prostu zakłamuje rzeczywistość, a działania rządu nie powstrzymały zwolnień. Rząd doskonale wie, jaka jest prawdziwa sytuacja, ale brnie w zaparte i usiłuje wmówić opinii publicznej, że problem jest rozwiązany. Jest to możliwe tylko dlatego, że dane dotyczące bezrobocia dopiero spłyną z Urzędów Pracy. Sytuacja wymknęła się rządowi spod kontroli.

Może rozwiązanie leży gdzie indziej. Grzegorz Hajdarowicz twierdzi, że „nikt nie chce usłyszeć prawdy” i proponuje radykalne ulgi podatkowe oraz zawieszenie kodeksu pracy, ograniczeniu urlopów i zmniejszenie pakietów socjalnych.

To jest recepta nie tylko na błyskawiczny kryzys gospodarczy, ale również przyczynienie się do śmierci tysięcy osób.

W jaki sposób? Będą oszczędności, które można efektywniej wydać.

Co z tego, że będą oszczędności w budżecie, skoro milionów ludzi nie będzie przez to stać na jedzenie i leki? Bo o takim zagrożeniu tu rozmawiamy. W Polsce większość społeczeństwa nie dysponuje żadnymi oszczędnościami, więc takie propozycje są skrajnie nieodpowiedzialne i niebezpieczne.

To skąd chcielibyście pozyskać środki na realizacje własnych pomysłów?

Państwa zachodnie wprowadzają największe w historii pakiety stymulacyjne. Politykę antycykliczną można było prowadzić w czasie prosperity, teraz nie ma czasu na oszczędzanie. Polska weszła w ten kryzys z bardzo niskim poziomem inwestycji, a nasz wzrost był oparty głównie na konsumpcji, która w marcu zmniejszyła się o jedną trzecią. W kwietniu sytuacja jeszcze się pogorszy, dlatego musimy działać szybko i zdecydowanie.

Czyli ratunkiem jest zadłużanie się?

Sporo brakuje nam do konstytucyjnych limitów zadłużenia. NBP zaczął stosować luzowanie ilościowe. Komisja Europejska, która zazwyczaj stoi na straży surowej dyscypliny budżetowej, wskazuje, że nie będzie weryfikować granicy 3 procent. deficytu budżetowego. Niestety, ale czasy się zmieniły. Obawiam się, że bezpowrotnie.

Gospodarka niemiecka jest niemal sześciokrotnie większa od polskiej, a w niemiecki program stymulacyjny jest większy od polskiego 263 razy. | Dariusz Standerski

Ile kosztowałby program Lewicy?

Nasza tarcza kosztowałaby około 230–250 miliardów złotych. Tylko, że zupełnie inaczej rozłożylibyśmy priorytety – na przedsiębiorców i pracowników. W ten sposób moglibyśmy uratować konsumpcję.

Skąd wziąć te dodatkowe miliardy?

To, co się teraz dzieje, kompletnie zmienia zasady gry. Mamy przed sobą kataklizm gospodarczy, którego nikt nigdy nie doświadczył. Zaciskanie pasa w takich czasach oznacza zaciskanie go sobie na szyi. To nie czas na przesunięcia i zastanawianie się nad tym, czy należy odebrać szpitalom, czy edukacji. Wydatki w tym roku będą wyższe niż przychody i rząd musi się do tego przyznać. Budżet, który został niedawno uchwalony, trzeba napisać od nowa. Obecnie jest to niemożliwe, bo jest zbyt wiele niewiadomych, a przed podobnym wyzwaniem stoi cały świat. Nadchodzą bezprecedensowe zmiany, a nasz rząd próbuje ratować gospodarkę za pomocą starych schematów.