Tomasz Sawczuk: Ile pan ma lat?

Będąc Młodym Lekarzem: 28.

Rzeczywiście młody lekarz.

W naszej nomenklaturze lekarz jest młody do końca specjalizacji. Czyli jeszcze kilka lat.

Jaka specjalizacja?

Medycyna rodzinna.

Nie podobały się panu brawa od ministra zdrowia?

Mówiąc szczerze, trudno to rozsądnie skomentować. Było to żałosne. System ochrony zdrowia pogrąża się w totalnej apokalipsie. A my dostajemy brawa od ministra.

W apokalipsie?

Szczyt zachorowań jest jeszcze przed nami, więc sytuacja w szpitalach będzie się pogarszać. Brakuje nam sprzętu. O ile w szpitalach jednoimiennych on jeszcze jest, to w zwykłych szpitalach jest z tym różnie.

Pan także kupował sobie sprzęt ochronny?

Tak. Przychodnia nie była w stanie zapewnić mi maseczek, dlatego zdobyłem je samodzielnie.

W jaki sposób?

Kupiłem.

Jak to możliwe, że pan może kupić, a przychodnia nie może?

Dobre pytanie. Pewnie łatwiej kupić dwie maseczki niż dwieście. Tyle że sprzęt już pojawia się na rynku, a ja dalej mam do dyspozycji tylko maseczkę chirurgiczną. Jeździmy w maseczkach chirurgicznych stwierdzać zgony osób, które nie wiadomo, na co zmarły. Możemy pomarzyć o maseczkach FFP3, które jako jedyne chronią przed koronawirusem. W mojej przychodni sprzętu nie ma prawie wcale.

Czyli ochrona jest żadna. To sprawia, że mamy jeden z najwyższych wskaźników, jeżeli chodzi o zachorowalność pracowników ochrony zdrowia. Prawie 20 procent zarażonych koronawirusem to personel medyczny.

System ochrony zdrowia pogrąża się w totalnej apokalipsie. A my dostajemy brawa od ministra. | Będąc Młodym Lekarzem

Waldemar Kraska z Ministerstwa Zdrowia stwierdził, że „zakażenia wśród personelu medycznego to wynik ich nonszalancji i braku poszanowania lub nieznajomości procedur”.

Te słowa były bardzo szeroko komentowane w środowisku medycznym. W szpitalach nie było sprzętu. Nie można nazwać nonszalancją tego, że ktoś nie ubiera sprzętu, jeśli sprzętu nie ma.

Co więcej, nie było także żadnych procedur. Od znajomych docierają do mnie informacje, że co prawda do teraz sprzęt już przyszedł, ale nikomu nie pokazano, w jaki sposób należy go nałożyć i zdjąć. Nikt tego nie zorganizował. Kto był za to odpowiedzialny? Nie wiadomo. Nie mam pojęcia, na jakiej podstawie zostały wypowiedziane słowa pana Kraski. Dla mnie były one oburzające. Nonszalancja była raczej po stronie organów państwa.

Jak to jest być młodym bohaterem?

Nie zgadzam się z opowieścią o tym, że to jest jakieś niesamowite bohaterstwo czy poświęcenie. Jako lekarze codziennie podczas pracy narażamy się na HIV albo HCV. Można powiedzieć, że zagrożenie jest na co dzień. Z mojej perspektywy w dalszym ciągu wykonuję swoje obowiązki, w trochę cięższych warunkach niż zwykle. Oprócz tego, że dziś potrzebujemy dodatkowych środków ochrony indywidualnej, w mojej pracy z pacjentami niewiele się zmieniło. Dziś mamy problem, który trzeba rozwiązać.

Fot. Pixabay.com

A śpiewy z balkonów, posiłki dla lekarzy? Jak pan na to patrzy?

W pewnym sensie mamy obecnie w medycynie stan wojenny. Na przykład zaczęły się oddelegowania do pracy przy pandemii. To jest dla młodych lekarzy coś niezwykłego. Nigdy dotąd nie spotkaliśmy się z tym, że taka sytuacja może się zdarzyć – że z dnia na dzień dostaniemy powołanie do pracy w szpitalu 200 kilometrów od naszego miejsca zamieszkania. Ale wciąż traktuję to jako sytuację, z którą moja grupa zawodowa po prostu musi się zmierzyć. Potrzebne jest do tego realne wsparcie rządzących w postaci odpowiedniego sprzętu i finansowania, a nie oklasków.

Mnie te śpiewy i klaskanie osobiście się nie podobają, ale być może niektórych kolegów podnoszą na duchu. Natomiast pojawiają się także bardzo wartościowe akcje społeczne – na pewno jest pomocne, kiedy lekarz po długim dyżurze dostanie od ludzi posiłek. W Tarnowskich Górach doszło do sytuacji, w której część lekarzy została zamknięta na oddziale, ponieważ na oddziale pojawił się pacjent, u którego potwierdzono zarażenie koronawirusem – w środowisku toczy się dyskusja na temat tego, czy sanepid miał prawo ich tam zamknąć. Prezes szpitala prosił właścicieli lokali gastronomicznych, aby dowieźli lekarzom jakieś jedzenie…

Społeczeństwo jest w stanie bardzo pomóc. To fajne, że ludzie drukują przyłbice, których długo bardzo brakowało. Ale cały czas mam wrażenie, że to są problemy, które powinny zostać rozwiązane przez rządzących i w ramach systemu ochrony zdrowia, a nie przez jednorazowe akcje.

To fajne, że ludzie drukują przyłbice, których długo bardzo brakowało. Ale cały czas mam wrażenie, że to są problemy, które powinny zostać rozwiązane przez rządzących i w ramach systemu ochrony zdrowia. | Będąc Młodym Lekarzem

Student ratownictwa medycznego Łukasz Jurewicz umieścił na Facebooku wpis, który odbił się szerokim echem. Napisał, że nie idzie na wolontariat do szpitala i wysunął zarzut, że „roczniki lat 40., 50. i 60. swoim długoletnim niechlujstwem, ignorancją i cwaniactwem zapewniły nam katastrofę, która spada właśnie na nich jako osoby w grupie najwyższego ryzyka”. Jak dodaje, „teraz to na mnie, w przyszłym miesiącu 21-latku, wywiera się presję «etyki» i «moralności», aby rzucić się w samo centrum chaosu”. Czy pan myśli podobnie?

Zdecydowanie zgadzam się z zarzutem dotyczącym zaniedbań w ochronie zdrowia. O kryzysie w systemie opieki zdrowotnej mówi się, od kiedy pamiętam. Mamy jeden z najniższych w UE współczynników liczby lekarzy na 1000 mieszkańców. Braki sprzętowe oraz infrastrukturalne w szpitalach to także lata zaniedbań. Problem nie powstał wczoraj.

Jurewicz pisze, że nie chce „za darmo zostać zapchaj-dziurą Systemu z kartonu”.

Nas także oburzała sytuacja, w której oferowało się studentom medycyny pracę w szpitalach bez żadnego wynagrodzenia i bez informacji na temat środków ochrony indywidualnej. Jeżeli mamy lekarza, pielęgniarkę i studenta, to wiadomo, że ten student jest „najmniej wart” – dlatego było takie przypuszczenie, że studenci zostaną potraktowani jak mięso armatnie. Rzuci się ich na pierwszy front, do pobierania wymazów czy mierzenia temperatury. Tak nie powinno być. A nawet jeżeli studenci chcieliby pomóc, to powinno się im zapewnić środki ochronne. Dotąd takiej ochrony nie mieli nawet lekarze. Istniało więc duże prawdopodobieństwo, że studenci też ich nie dostaną.

[promobox_publikacja link=”https://bonito.pl/k-90669821-nowy-liberalizm” txt1=”Tomasz Sawczuk, Nowy liberalizm. Jak zrozumieć i wykorzystać kryzys III RP” txt2=”<b>O książce napisali:</b>

Książka Tomasza Sawczuka to największe intelektualne osiągnięcie szeroko rozumianego obozu liberalnego od czasu dojścia PiS-u do władzy. Jest świeża, intelektualnie dojrzała, łatwa w odbiorze i jednocześnie erudycyjna.

<em>Michał Kuź, Klubjagiellonski.pl</em>” txt3=”28,00 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/02/nowy_liberalizm_okladka-423×600.jpg”]

Ludzie piszą do Będąc Młodym Lekarzem?

Na pewno dostajemy znacznie więcej wiadomości i pytań. Staramy się pisać o najważniejszych sprawach, żeby przekazywać dalej wiedzę. W mediach społecznościowych dostajemy głównie informacje o kolejnych absurdach. Nie wszystko nadaje się do publikacji.

Jeden z lekarzy przesłał nam informację o tym, jak wygląda jego miejsce do spania. Jest to materac rzucony między fotele na dyżurce, pokryty prześcieradłem. Na oddziale nie było wcześniej miejsca do spania, więc coś trzeba było stworzyć. Inna historia: jedna butelka płynu dezynfekcyjnego, opisana przez pielęgniarkę oddziałową jako „zapas na czarną godzinę”, którego nie należy ruszać…

A dobre praktyki?

Ostatnio jedna z lekarek opisała pięć pomysłów, które jej szpital wprowadził u siebie, aby przygotować się do epidemii. To proste rzeczy: jak przygotować śluzy, jak przeszkolić pracowników. W większości szpitali tego nie ma.

Jeśli to są proste rzeczy, to dlaczego nie zostały powszechnie wprowadzone?

To jest dobre pytanie i sam się nad tym zastanawiam. Prawdopodobnie wiele zależy od poziomu organizacyjnego dyrekcji. Trzeba na przykład ściągnąć osobę, która przeszkoli personel z obsługi sprzętu ochronnego.

We wspomnianym szpitalu była po prostu jedna lekarka, która od stycznia przygotowywała się do tego, że w Polsce może dojść do epidemii i zbierała wszystkie środki ochrony indywidualnej, jakie tylko wpadły jej w ręce. O powodzeniu tej historii przesądziło to, że pojawiła się konkretna osoba, która była na tyle uparta, żeby przekonać dyrekcję, że warto.

W pana głosie jest sporo goryczy. W podobnym tonie wypowiada się wielu innych pracowników ochrony zdrowia.

To prawda. Jesteśmy zniesmaczeni sytuacją. Nie ma co ukrywać, że środowisko młodych lekarzy od dawna mówiło o problemach w ochronie zdrowia. A w zamian dostajemy brawa dla medyków, a nie rozwiązania systemowe. Zdecydowanie jest dużo goryczy.

Wśród młodych lekarzy czy wśród wszystkich?

Problemy są wspólne, ale wydaje się, że młodym lekarzom najbardziej zależy na pozytywnej zmianie. Mnie osobiście boli to, że muszę tłumaczyć się pacjentowi, że będzie miał termin na wizytę u specjalisty za trzy lata. Pacjent ma do mnie żal, ale ja nie jestem w stanie mu pomóc. Frustracja pacjentów odbija się na lekarzach i wielu młodych lekarzy ma z tym problem. Jeśli chodzi o starszą kadrę, iskierka nadziei chyba w nich wygasła. Oni już się przyzwyczaili, już wyrobili pozycję, więc ich sytuacja wygląda inaczej. Dlatego my krzyczymy najgłośniej.

Najlepiej byłoby przez kolejny miesiąc czy dwa odpuścić sobie aktywność fizyczną na świeżym powietrzu. Chciałbym, żeby systemowi ochrony zdrowia było dzisiaj jak najlżej. | Będąc Młodym Lekarzem

Patrząc realistycznie, co byłoby taką pozytywną zmianą?

Drastyczne zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia w dłuższej perspektywie. Z koronawirusem sobie poradzimy. Miejmy nadzieję, że przez kolejne dwa miesiące pandemia będzie wygasać i wkrótce zostanie wynaleziona szczepionka. Tyle że za chwilę może się pojawić kolejny kryzys. Obecna sytuacja bardzo wyczerpuje zasoby całego systemu ochrony zdrowia. Będzie potrzebne finansowanie, aby wykonać procedury zaplanowane na ten rok – w tej chwili zatrzymane są przyjęcia w poradniach specjalistycznych, a tymi pacjentami także trzeba się będzie zająć. Wydaje się, że pierwszym krokiem musi być zwiększenie nakładów na opiekę zdrowotną.

Czy to prawda, że wśród personelu medycznego jest niepewność co do warunków zatrudnienia w kolejnych miesiącach?

Mnie to osobiście nie dotyczy, ale jest to problem. Skoro placówki medyczne nie wykonują procedur zapisanych w kontrakcie, to może być tak, że nie dostaną części pieniędzy. Szpital zajmuje się walką z koronawirusem, a nie wykonywaniem kontraktów, więc może mieć problem finansowy. I co dalej? Na razie nie wiadomo. Jeżeli tak się stanie, będzie to taki absurd, że trudno to w ogóle skomentować.

Pan patrzy w przyszłość z nadzieją czy ze strachem?

Trudno powiedzieć, ile osób umrze. Wielka Brytania mówi, że jeśli umrze mniej niż 20 tysięcy osób, to będzie sukces. W Stanach Zjednoczonych może to być 60 tysięcy osób. Nie będzie to szczęśliwe zakończenie. Ale mam wielką nadzieję, że dzięki akcji „zostań w domu”, a także działaniom personelu medycznego i policji, która goni osoby jeżdżące na rowerze albo biegające mimo zakazów, spłaszczymy krzywą i nie będzie tak źle jak we Włoszech czy Hiszpanii.

Spacery i rowery to sprawa budząca duże emocje wśród ludzi, którzy muszą siedzieć w domach. Pan jest zwolennikiem ostrzejszych restrykcji, a nie bardziej luźnych zasad, jak w Szwecji albo Holandii?

Raczej tak, ponieważ ograniczając poruszanie się, sprawiamy, że jest dużo mniejsze prawdopodobieństwo wzrostu liczby zachorowań w skali kraju. Chcielibyśmy, żeby zgonów i powikłań po koronawirusie było jak najmniej, a każdy kontakt może teoretycznie powodować, że ktoś się zarazi.

Najlepiej byłoby przez kolejny miesiąc czy dwa odpuścić sobie aktywność fizyczną na świeżym powietrzu. Proszę pamiętać, że na rowerze także można się wywrócić i trafić do szpitala. A teraz są bardziej palące problemy niż opatrywanie osób, które nie były w stanie przez parę tygodni wysiedzieć na tyłku. Chciałbym, żeby systemowi ochrony zdrowia było dzisiaj jak najlżej.

Wierzy pan, że poradzimy sobie z pandemią i nie nastąpi zapaść systemu ochrony zdrowia?

Wydaje mi się, że jakimś cudem uda nam się uniknąć totalnej katastrofy, ale skutki obecnej sytuacji dla ochrony zdrowia mogą być odczuwalne przez kolejne miesiące albo nawet lata. Mam na myśli brak sprzętu, brak finansowania, odwołanie wizyt i zabiegów. Kiedy koncentrujemy wysiłki na walce z koronawirusem, druga strona medalu to zaniedbania w kwestii leczenia innych pacjentów. Nie byłoby dobrze, gdybyśmy zapomnieli o pacjentach, którzy mają inne problemy, takie jak choroby przewlekłe. Mam nadzieję, że unikniemy armagedonu, choć trzeba powiedzieć, że nie jesteśmy w tej chwili przygotowani na pogorszenie się sytuacji.