W „Rzeczpospolitej” pisała pani o nadciągającym armagedonie gospodarczym. Czy ten problem rozwiązało uchwalenie pierwszej tarczy antykryzysowej?

To na pewno nie było wystarczające działanie, ale i tak nalegaliśmy na jak najszybsze wdrożenie tych przepisów. To pozwoliło na chociaż częściowe zmniejszenie niepewności wśród przedsiębiorców i pracowników. Od razu zaapelowaliśmy o pracę nad drugą i trzecią wersją projektu, bo na razie jesteśmy jak dzieci we mgle.

Jakie są pani zastrzeżenia do rozwiązań proponowanych przez rząd?

Od początku mówiliśmy o tym, że filozofia tarczy powinna być zupełnie inna i opierać się na dwóch filarach – prostych procedurach i zaufaniu do przedsiębiorców. Niestety, zdecydowano się na rozwiązanie, które od zawsze dławi polską gospodarkę – biurokrację, która utrudnia otrzymanie jakiejkolwiek pomocy. W większości krajów wystarczy oświadczenie o spadku przychodów oraz informacje o liczbie i zarobkach pracowników.

To jest pole do nadużyć.

Proszę mi wierzyć, że ewentualne straty poniesione z tego powodu będą znacznie mniejsze niż katastrofa, jaka grozi nam, gdy tysiące firm utracą płynność finansową. W momencie niepewności, kiedy wsparcie jest zbyt małe, przedsiębiorcy muszą korzystać z rozwiązań, nad którymi mają kontrolę.

I dlatego zwalniają pracowników?

Tak, a właśnie tego chcieliśmy najbardziej uniknąć.

To samo mówi premier Mateusz Morawiecki.

Nie sądzę, żeby ktoś wierzył w tę propagandę. Od premiera oczekuję szczerości, której przejaw mogliśmy zobaczyć podczas przemówienia w Senacie. Nie jest prawdą, że nasza tarcza była pierwsza, bo byliśmy jednym z ostatnich krajów, który wprowadził pakiet ratunkowy. Nie jest on również nadzwyczaj hojny w porównaniu do innych krajów, nawet po uwzględnieniu różnic w PKB. W momencie, w którym ludzie walczą swoje życie i przetrwanie, uważam takie PR-owe podejście za wyjątkowo… irytujące. Równie sceptycznie odnoszę się do pomysłu organizacji wyborów w środku kryzysu gospodarczego. To nie czas i miejsce na to.

Wydaje się, że premier posłuchał waszych apeli – na ostatniej konferencji, wraz z prezesem NBP, ogłosił nowy program pomocowy. Zgodnie z jego założeniami, do przedsiębiorców trafi 100 miliardów złotych bezpośrednich subwencji, z czego znaczna część w formie bezzwrotnej.

Czyli rząd myślał, myślał, aż w końcu posłuchał przedsiębiorców. Szkoda, że tak późno, i szkoda, że wciąż na niewiele mogą liczyć duże firmy – a to one są największymi pracodawcami. Na szczegóły tej pomocy wciąż trzeba czekać – więc na razie trudno ją ocenić. Cieszę się, że oświadczenia, o których jako Konfederacja Lewiatan mówiliśmy wielokrotnie, stały się akceptowanym rozwiązaniem. Lepszego teraz nie ma. Warto też zwrócić uwagę, że pierwsze rozwiązania powstawały w Ministerstwie Rozwoju, te ostatnie – w Kancelarii Premiera – nie widać spójnej wizji wychodzenia z kryzysu.

Nowa pomoc to jednorazowy ruch czy zmiana filozofii, o której mówiła pani wcześniej?

Zobaczymy. Przed nami odmrożenie gospodarki i kolejne etapy jej ratowania. Jedne branże niemal upadły, inne potrzebują natychmiastowego zdjęcia lockdownu, żeby przetrwać – a są i takie, dla których koronawirus nie był problemem. Każda będzie potrzebowała nieco innych rozwiązań. Ważne, żeby rząd współpracował i słuchał, czego potrzebują pracodawcy.

Uważa pani, że szybko nastąpi powrót do normalności? Rząd zapowiada stopniowe łagodzenie restrykcji.

Oby, tylko trzeba to zrobić z głową. Ważne jest zdrowie, ale ważna jest też gospodarka, która powoli, ale musi ruszyć. Nikogo nie stać na zbyt długi przestój. W Konfederacji Lewiatan właśnie pracujemy nad strategią dla poszczególnych branż. Część firm już mogłaby ruszyć, bowiem każdy dzień utrzymywania powszechnych restrykcji dotyczących poruszania się i prowadzenia działalności gospodarczej powoduje znaczące straty i grozi zwolnieniami kolejnych grup pracowników. Rząd musi zapewnić jednak dostęp do maseczek, rękawiczek jednorazowych, preparatów do odkażania, bo tego wciąż brakuje. Trzeba zmienić przepisy BHP, te o pracy zdalnej, umożliwić sprawdzanie stanu zdrowia pracowników i udostępnić szybkie testy. Niemcy, Austria, Włochy – te kraje już ruszają, więc i my idźmy tą drogą.