Doniesienia prasowe związane z pandemią covid-19 media przyzwyczaiły nas do militarnych metafor. We włoskich mediach już na stałe zagościła metafora okopów wojennych [wł. trincea], która opisuje funkcjonowanie oddziałów zakaźnych szpitali. Codzienne konferencje prasowe sztabów kryzysowych, znaczne ograniczenie dostępności przestrzeni publicznych i mobilności obywateli, oddziały wojsk zaangażowane w działania epidemiologiczne i organizacyjne oraz politycy wprost nazywający zwalczanie pandemii wojną, uzasadniają takie porównania. Pytanie, co zrobić w sytuacji, gdy te metaforyczne opisy tragicznej sytuacji przysłaniają realne wojskowe problemy? We Włoszech niemal zaginęły one w zamęcie medialnym, co może być szczególnie niebezpieczne.
Niedźwiedzia przysługa?
25 marca w internetowej wersji dziennika „La Stampa” opublikowano dwa krótkie artykuły o pomocy medycznej z Rosji, która przybyła do pogrążonych w epidemii Włoch. Już sam tytuł pierwszego był wymowny „Wojskowi z Moskwy osadzeni w koszarach włoskiego wojska, strach przed rosyjską «okupacją» we Włoszech”. Kilka godzin później sprawa została rozwinięta w drugim materiale, w którym podano, powołując się na „wysoko postawione źródła polityczne”, że 80 procent materiału wysłanego przez reżim Putina jest bezwartościowe, a „częściej niż pomoc, do Włoch przebywają rosyjscy wojskowi”. Wskazywałby na to przekrój personelu wojskowego, uczestniczącego w misji, na który składają się oficerowie wysokiego szczebla oraz wojskowi wcześniej angażowani w misje specjalne, na przykład w Gwinei.
Te dwa artykuły nie wzbudziły szerokich reakcji, wszyscy skupieni byli na wciąż wzrastającym wskaźniku nowych zakażeń i zgonów – szczyt epidemii nastąpił dwa dni później, 27 marca, zbliżając się niemal do 1000 zgonów w ciągu doby. Sprawa wróciła 1 kwietnia, kiedy w papierowym wydaniu dziennika został opublikowany kolejny tekst, który rozwijał temat rosyjskiej aktywności wojskowej we Włoszech. Artykuł wzbudził gwałtowne reakcje ze strony Rosji, w tym próby dyscyplinowania prasy i zawoalowane groźby pod adresem dziennikarzy, którzy piszą wbrew linii Kremla. Już następnego dnia list wystosował ambasador Federacji Rosyjskiej w Rzymie, a kilka dni później sekretarz Ministerstwa Obrony Rosji, stwierdził, że „kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada”. W reakcji na te działania swoje wsparcie dla wolności słowa i autorów artykułów wyraziło wielu dziennikarzy i polityków, w tym komisarz do spraw sprawiedliwości Unii Europejskiej Věra Jourová, która uznała słowa rosyjskich dyplomatów skierowane do dziennikarzy za „niedopuszczalne”. Tymczasem włoski minister spraw zagranicznych Luigi Di Maio w wywiadzie telewizyjnym 6 kwietnia potępił postępowanie dziennikarzy i wyraził podziękowania Rosji za wsparcie.
W tekście wielonarodowa grupa redaktorów opisała dochodzenie, czerpiąc zarówno z kontaktów we włoskim rządzie i wojsku, jak i z zagranicznych źródeł. Przywołano słowa byłego komendanta pułku do spraw broni biologicznej, radiologicznej i atomowej Armii Brytyjskiej Hamisha De Bretton-Gordona, który stwierdził, że „bez wątpienia wśród wojskowych, którzy trafili do Włoch, znajdują się oficerzy rosyjskiego wywiadu GRU”, którzy realizują działania o charakterze wywiadowczym. Informacja ta została potwierdzona w trzech innych źródłach wśród rosyjskich wojskowych. Ponadto, w artykule opisano tajemniczą postać dowódcy włoskiej operacji Sergieja Kikota, który jest zastępcą generała, odpowiedzialnego za rosyjską broń biologiczną. Kikot, wedle źródeł dziennikarzy, miał być zaangażowany w próby oczyszczenia Baszara Assada z zarzutów użycia broni chemicznej.
Na prośbę o komentarz do tej sytuacji włoskie Ministerstwo Obrony odpowiedziało, że pytania nie powinny być skierowane do nich, co wedle autorów artykułu sugeruje, że decyzja o przyjeździe rosyjskich wojskowych została podjęta bezpośrednio przez premiera. W istocie, to właśnie przewodniczący rady ministrów Giuseppe Conte podczas długiej rozmowy telefonicznej z Putinem 21 marca ustalił transport rosyjskiej pomocy. Już następnego wieczora na lotnisku wojskowym pod Rzymem wylądowało 9 samolotów Iljuszyn ze sprzętem i wojskowymi, które osobiście powitał sam Luigi Di Maio.
Specjalista od wywiadu rosyjskiego prof. Sergio Germani zauważył, że „jest sporo naiwności w stosunku do Rosji, szczególnie w obecnym rządzie. Jestem przekonany, że włoskie służby wywiadowcze są świadome zagrożeń, ale na wyższych szczeblach muszą podporządkowywać się linii politycznej. Niektórzy nominaci polityczni, znajdujący się w najwyższych kręgach nie wykazują żadnej zdolności krytycznej”.
Wszystkie artykuły dotyczące rosyjskiej interwencji we Włoszech firmuje Jacopo Iacobini, uznany dziennikarz zajmujący się polityką międzynarodową, który ze szczególną uwagą analizuje działania Rosji. Wśród jego publikacji znajduje się raport o wpływach rosyjskich we Włoszech, przygotowany dla prestiżowego think tanku Atlantic Council, opublikowany w broszurze „The Kremlin Trojan’s Horses” [2017], w której zwraca uwagę na prorosyjski zwrot we włoskiej polityce. Ważny element jego zainteresowań stanowi rządząca partia Ruch 5 gwiazd (Movimento 5 Stelle) i czołowy polityk tej partii Luigi Di Maio. Iacobini poświęcił mu książkę, w której opisuje związki tego ugrupowania z Kremlem.
Tradycyjnie blisko Kremla
Historia mariażu włoskiej polityki z Kremlem sięga co najmniej czasów II wojny światowej. Ten okres w Moskwie spędził jeden z najważniejszych powojennych włoskich polityków, Palmiro Togliatti, przywódca najsilniejszego ugrupowania komunistycznego w Europie. Włoska Partia Komunistyczna przynajmniej do jego śmierci w 1964 roku utrzymywała ostrą stalinowską linię, potępiając powstanie na Węgrzech w 1956 roku i pielęgnując związki z Kremlem. Włoscy komuniści utracili jednak monopol na kontakty z Kremlem już na początku lat 60., kiedy w lutym 1960 roku chadecki prezydent Giovanni Gronchi podczas wizyty w Moskwie podpisał porozumienie gospodarcze z ZSRR. Od tego momentu włoska prawica stopniowo budowała partnerstwo z Kremlem z pominięciem komunistów. Najbardziej spektakularnym fenomenem tej współpracy jest oczywiście kariera Silvia Berlusconiego. Swoje bogactwo oraz imperium medialne zawdzięcza on w dużej mierze kontaktom między Włochami a upadającym Związkiem Radzieckim pod koniec lat 80. Warto przypomnieć, że to dzięki rekomendacji Włoskiej Partii Komunistycznej młodemu Berlusconiemu udało się zdobyć pierwszy lukratywny kontrakt na reklamę włoskiego przemysłu w ZSRR.
W konsekwencji, na włoskiej scenie politycznej nie ma obecnie partii, która w sposób zdecydowany sprzeciwiałaby się Kremlowi. Lewicowa Partia Demokratyczna, jako bezpośrednia kontynuatorka Włoskiej Partii Komunistycznej, tradycyjnie patrzy z pobłażliwością na reżim powołujący się na tradycje Lenina i Stalina. Z drugiej strony, włoska prawica w Putinie dostrzega protektora interesów sprzeciwiających się hegemonii Brukseli i Stanów Zjednoczonych. Młode partie, takie jak Liga Mattea Salviniego i Ruch 5 Gwiazd, powielają te sympatie. Dlatego z tym większą uwagą należy obserwować dalszy rozwój wypadków związanych z rosyjską misją na Półwyspie Apenińskim. Szczególnie w czasie obniżonej uważności, kiedy większość mediów i polityków jest skoncentrowanych na walce z pandemią.