Tomasz Sawczuk: Niektórzy mówią, że nadchodzi czas państw narodowych. Kogo interesuje dziś Unia Europejska?

Zaskakująco wiele osób – z zaskakująco różnych środowisk. Nasz apel „Pacjent Europa” podpisali ludzie od lewa do prawa i od Północy po Południe Europy. W tym mnóstwo tak zwanych zwykłych obywateli z Polski i innych krajów, którzy wciąż podpisują petycję na platformie we.move.

Skala kryzysu zdrowotnego i ekonomicznego jest tak wielka, że pojedyncze państwa – zwłaszcza te mniej zamożne lub te najmocniej dotknięte pandemią – same sobie nie poradzą. Państwa narodowe i narodowe służby zdrowia potrzebują finansowego zastrzyku od solidarnie działającej Unii Europejskiej, jeśli mają rzeczywiście dojść do siebie. Nasz apel jest skierowany do władz unijnych i wzywa do przełożenia haseł o europejskiej solidarności na realne wsparcie finansowe dla obywateli, małych firm i służby zdrowia.

Jeśli Unia zawiedzie, państwa autorytarne i zwolennicy rozwiązań autorytarnych u nas w Europie będą mieli w ręku silny argument, że demokracje nie są zdolne radzić sobie z kryzysami. A jeśli upadających firm nie dokapitalizują instytucje europejskie, wierne odpowiednim zasadom, zabezpieczające interes podatników i pracowników, to chętnie wykupią je Chińczycy czy Saudowie.

Nasz priorytet jest inny – nie ratowanie samych banków i funduszy, co kończy się inflacją cen na giełdach, ale ratowanie gospodarstw domowych i ludzi. | Pacjent Europa

Jaką rolę ma odegrać w tym kontekście inicjatywa „Pacjent Europa”?

Inicjatywa powstała, ponieważ grupa młodych ludzi w Polsce nie chciała przyglądać się spokojnie upadkowi instytucji – które mają duże wady i wymagają głębokich reform, ale stanowią ramę, w której możliwy jest rozwój Polski. Nie godziliśmy się także na to, żeby poświęcać życie i zdrowie ludzi – zwłaszcza starszych – na ołtarzu wzrostu PKB. Ani na to, by zapędzać ludzi do pracy, zmuszając ich do wyboru między biedą a chorobą. Inicjatywa zrodziła się z przekonania, że takie niesolidarne podejście demoluje europejskie wartości: wartość życia każdej jednostki, solidarność między pokoleniami, godność pracownika. A to są wartości ważne dla nas wszystkich, niezależnie od tego, czy ktoś wywodzi je z Biblii, tradycji konserwatywnej, liberalnej czy lewicowej.

W naszym apelu zawarliśmy propozycje konkretnych działań, bo jesteśmy przekonani, że dziś nie wystarczy wyrażanie ogólnego sprzeciwu czy zatroskania. Trzeba przedstawić rozwiązania ekonomiczne i prawne. Dlatego zespół związanych z nami ekonomistów i prawników przygotował szczegółową ekspertyzę, wskazującą mechanizmy finansowe umożliwiające walkę z kryzysem oraz ścieżkę prawną pozwalającą uruchomić szybką i konkretną pomoc dla pracowników, małych i średnich firm oraz pracowników służby zdrowia walczących o nasze życie i zdrowie. Czasu jest niewiele.

[promobox_publikacja link=”https://bonito.pl/k-90669821-nowy-liberalizm” txt1=”Tomasz Sawczuk, Nowy liberalizm. Jak zrozumieć i wykorzystać kryzys III RP” txt2=”<b>O książce napisali:</b>

Książka Tomasza Sawczuka to największe intelektualne osiągnięcie szeroko rozumianego obozu liberalnego od czasu dojścia PiS-u do władzy. Jest świeża, intelektualnie dojrzała, łatwa w odbiorze i jednocześnie erudycyjna.

<em>Michał Kuź, Klubjagiellonski.pl</em>” txt3=”28,00 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/02/nowy_liberalizm_okladka-423×600.jpg”]

 

Jakie są wasze główne postulaty?

Po pierwsze, wzmocnienie systemu ochrony zdrowia, od dawna zaniedbanego lub prywatyzowanego w wielu krajach Europy. Chcemy znacznego zwiększenia wydatków publicznych na ten cel z poziomu około 7 procent PKB do poziomu 10 procent. Nowe środki unijne powinny zostać przeznaczone na zatrudnienie personelu w krajach o dramatycznie niskiej liczbie lekarzy i pielęgniarek na tysiąc mieszkańców – jak na przykład Polska – oraz na wspólne europejskie zakupy sprzętu.

Po drugie, chcemy wprowadzenia tymczasowego bezwarunkowego dochodu gwarantowanego dla wszystkich obywateli UE. Sfinansowanie tak dużego programu jest możliwe, jeżeli zostaną wyemitowane wspólne euroobligacje, tak zwane coronabonds, w postaci na przykład długoterminowych trzydziestoletnich obligacji lub nawet obligacji wieczystych. Zamiast zrzucać ryzyko zadłużenia na poszczególne kraje, musimy je przyjąć solidarnie jako wspólnota europejska. Dzięki temu oprocentowanie może być bliskie zera.

Po trzecie, wiążemy pomoc dla firm z gwarancją zachowania miejsc pracy i inwestycji w zielone technologie. Instytucje unijne powinny obejmować udziały w największych spółkach, które otrzymują pomoc publiczną, aby w przyszłości partycypować w ich zyskach. Zamiast darmowego koła ratunkowego dla korporacji proponujemy postawienie im społecznych i środowiskowych wymogów, aby po wyjściu z kryzysu być na właściwym kursie – niskoemisyjnym i bardziej demokratycznym gospodarczo, który dzięki temu będzie  stabilny i zrównoważony.

Najwyższy czas, żeby słowa „konieczne reformy” przestały się kojarzyć z pogorszeniem warunków życia obywateli Polski i Europy. | Pacjent Europa

Postulujecie wprowadzenie na co najmniej trzy miesiące dochodu podstawowego w całej Unii Europejskiej. Czy jest to tylko symboliczna propozycja, czy stoi za nią realna kalkulacja ekonomiczna? Dlaczego to lepsze rozwiązanie niż mniej kosztowne alternatywy, gwarantujące ludziom wsparcie w kryzysie?

Przede wszystkim bardziej kosztowny będzie upadek Unii Europejskiej, a także polityczna niestabilność całego kontynentu. Bo właśnie do tego, jak uczy lekcja lat 30. XX wieku, prowadzi brak wsparcia ze strony władz dla obywateli, którego skutkiem jest wzrost bezrobocia, radykalny spadek popytu, osłabienie zdolności produkcyjnych i przejęcie rynku przez wielkich graczy, czyli zablokowanie realnej konkurencji.

W tym kryzysie – który rozpędza się znacznie szybciej niż kryzys ekonomiczny 1929 czy 2008 roku – nie wystarczą powolnie wdrażane, skomplikowane rozwiązania biurokratyczne. Obywatele muszą dostać wsparcie od instytucji UE szybko i możliwie bezpośrednio, jeśli mają znowu im zaufać. Instytucje te muszą pokazać, że mają bezpośredni związek z życiem ludzi. Europejczycy i Polacy muszą to zobaczyć na własne oczy – na swoich kontach bankowych.

Koszty takiego rozwiązania szacujemy na około 700 miliardów euro, czyli 5 procent unijnego PKB. To nie jest dużo – podobne kwoty już teraz trafiają do systemu finansowego na ratowanie płynności. Nasz priorytet jest inny – nie ratowanie samych banków i funduszy, co kończy się inflacją cen na giełdach, ale ratowanie gospodarstw domowych i ludzi. Jest to kwestia wyboru priorytetów – bo środki na takie działania są.

Jeśli za kryzys znowu zapłacą pracownicy i małe firmy, a zyskają jedynie najwięksi gracze w najbogatszych krajach, to takiego kryzysu Unia ponownie po prostu nie przetrwa. | Pacjent Europa

Po kryzysie z 2008 roku także formułowano postulaty reformy unijnej gospodarki, wydaje się jednak, że nie tak wiele z nich zostało. Czy istnieje szansa na to, że tym razem będzie inaczej? I dlaczego właściwie powinno być inaczej?

Nie stać nas na powtórkę z 2008 roku. To właśnie sposób, w jaki UE zareagowała wtedy – przekazując bezzwrotnie pieniądze podatników bankom i nie oczekując od nich w zamian żadnych zobowiązań względem społeczeństwa – doprowadził do tego, że tak słabo radzimy sobie z obecnym kryzysem. „Niedopilnowanie” tego, co dzieje się z pieniędzmi podatników przekazanymi wielkim korporacjom, prowadziło do sytuacji, w której prezesi wypłacali sobie sute premie, jednocześnie zwalniając ludzi. Cięcia w usługach publicznych sprawiły, że mamy niedofinansowaną służbę zdrowia. Przerzucanie kosztów kryzysu na osoby mniej zamożne spowodowało, że dziś zarówno ludzie, jak i mniejsze firmy, nie mają niemal żadnego finansowego zapasu, który pozwoliłby im przetrwać trudniejszy moment. Czeka je popadnięcie w olbrzymie długi albo bankructwo.

Najwyższy czas, żeby słowa „konieczne reformy” przestały się kojarzyć z pogorszeniem warunków życia obywateli Polski i Europy. Jeśli za kryzys znowu zapłacą pracownicy i małe firmy, a zyskają jedynie najwięksi gracze w najbogatszych krajach, to takiego kryzysu Unia ponownie po prostu nie przetrwa. Dlatego trzeba wyraźnie powiedzieć, że dziś w roli eurosceptyków, mówiąc łagodnie, występują te siły w Niemczech czy Holandii, które chcą krótkowzrocznie wypisać się z europejskiej solidarności z krajami Europy Środkowej czy Południowej.

Wydatki fiskalne Unii muszą drastycznie wzrosnąć. Dziś, gdy są na poziomie około 1 procent PKB wspólnoty gospodarczej, nie stanowią przeciwwagi dla opieszałych lub mało ambitnych działań państw członkowskich, nie odpowiadają także na problem niestabilności strefy euro. Unii monetarnej w sercu UE musi towarzyszyć unia fiskalna, oznaczająca solidarną redystrybucję wypracowanego wspólnie dochodu.

Postulujemy zatem, by wsparciu dużych prywatnych podmiotów z publicznych pieniędzy towarzyszyło nie tylko uspołecznienie strat – tak jak to było w 2008 roku – ale także uspołecznienie zysków. Dlatego w naszej ekspertyzie proponujemy wprowadzenie mechanizmów wzmacniających głos pracowników i podatników w zarządzaniu dużymi firmami otrzymującymi publiczne wsparcie. Musimy zagwarantować, że te środki przeznaczone zostaną na innowacyjne i produktywne inwestycje, wspierające rozwój zrównoważony ekologicznie i społecznie. Tylko przedsiębiorstwa o zrównoważonym modelu biznesowym są zdolne budować to, co eksperci nazywają resilience gospodarki – to znaczy odporność na wstrząsy i kryzysy.

Stoimy przed kluczową decyzją: albo społeczeństwo równania w dół, albo społeczeństwo bardziej zrównoważone, zielone i solidarne. | Pacjent Europa

Szefowa Komisji Europejskiej wskazuje, że unijny pakiet wsparcia dla europejskich gospodarek będzie rekordowy. Podaje się w tym kontekście kwotę ponad 3,4 biliona euro. Czy program pomocowy realizowany obecnie przez UE nie jest wystarczający? Jakie są jego słabości i w jaki sposób należy go ewentualnie poprawić?

Obecnie zatwierdzona pomoc jest o wiele mniejsza, chodzi o kwotę rzędu 0,5 biliona euro, przy czym spora część tej kwoty ma postać kredytu dla państw członkowskich strefy euro. Środki te odpowiadają wprawdzie na najpilniejsze potrzeby w kwestii wyposażenia ochrony zdrowia lub w finansowania prac nad szczepionką, ale zupełnie nie przystają do potrzeb finansowych związanych z podtrzymaniem poziomu życia ludności oraz funkcjonowania przedsiębiorstw. Tu kraje członkowskie muszą w dużej mierze polegać na swoich własnych zasobach, a te są siłą rzeczy bardzo zróżnicowane.

W tym momencie większość z nich nie ma problemu z pozyskaniem nowych środków na rynkach finansowych, ale sytuacja bardzo szybko się zmienia – już ostatnie dwa tygodnie przyniosły znaczne wzrosty rentowności obligacji włoskich czy hiszpańskich. Dla porównania, rentowność niemieckich „bondów” spadła w tym okresie jeszcze bardziej poniżej zera, co jest dla niemieckiej gospodarki bardzo korzystne! Dlatego ekonomiści tacy jak Paul de Grauwe z London School of Economics prognozują powtórkę z kryzysu zadłużeniowego ubiegłej dekady.

Dotyczy to także krajów Europy Środkowo-Wschodniej, które znajdują się poza strefą euro. UE powinna podjąć zdecydowane działania na rzecz wszystkich krajów członkowskich, korzystając ze swojej finansowej wiarygodności. W przeciwnym razie ryzykujemy kryzys zdrowotny, któremu towarzyszyć będą załamania walut i budżetów państw w Europie Wschodniej i Południowej. W mocno zintegrowanej gospodarczo Europie, taki scenariusz znacząco utrudni powodzenie poepidemicznej odbudowy.

Do przedkryzysowej „normalności” już nie wrócimy. Jak słusznie mówi papież Franciszek, obecny kryzys jest momentem wyboru między nowymi modelami społecznymi. Stoimy przed kluczową decyzją: albo społeczeństwo równania w dół, gdzie umacnia się oligarchia i nadzór coraz bardziej darwinistycznej społecznie władzy państwowo, albo społeczeństwo bardziej zrównoważone i solidarne – zarówno w wymiarze wewnątrznarodowym, jak i europejskim.