Wojciech Murdzek, nowy minister nauki i szkolnictwa wyższego napisał list do rektorów uczelni i dyrektorów instytutów naukowych. Korespondencja zaczyna się od cytatu z Jana Pawła II, a potem robi się tylko lepiej.
Panujący nam minister uznał za stosowne powitać społeczność naukową słowami Jana Pawła II: „Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy”. Dość zaskakujące rozpoczęcie – w przypadku nauki oczekiwałabym raczej odniesienia do Kanta, może Kartezjusza albo – skoro mówimy o prawdzie i o Polsce – Alfreda Tarskiego, autora semantycznej koncepcji prawdy, uznawanego za jednego z czterech najwybitniejszych logików w historii świata. Zamiast tego dowiadujemy się, że dla poznania (naukowego – przecież to o nauce jest list) niezbędna jest wiara. Przecież na jednym skrzydle trudno byłoby unosić się ku prawdzie. Przyzwyczaiłam się też do tego, że kontempluję za pomocą umysłu, ale być może minister ma inne doświadczenia w tym zakresie.
List ma dwie strony. Kluczowe dla społeczności akademickiej zdanie – informacja o przesunięciu parametryzacji o rok – ma 12 wyrazów. Janowi Pawłowi II poświęcono ich 265. Poza tym jest trochę o pandemii, nauczaniu zdalnym, roli nauki w gospodarce; Jan Paweł II pojawia się w kontekście zapewnień o poszanowaniu wolności akademii. I tego się boję.
Wolność kocham i rozumiem
Minister deklaruje, że będzie szanował wolność akademii, a jego „postawa i decyzje będą zawsze z nimi [wartościami] zgodne, w duchu poszanowania uzasadnionych oczekiwań środowiska akademickiego”. Poszanowanie to, w tym wolności akademii, ma się opierać na formułowanych przez Wojtyłę „wezwaniach do zachowywania wierności akademickim ideałom”. Minister pisze: „Ideę tę [szczególnej misji uczelni] Ojciec Święty rozwinął mówiąc o bardzo ważnej roli autonomii akademickiej: «Społeczeństwo oczekuje od swych uniwersytetów ugruntowania własnej podmiotowości […]. Z tym też jest ściśle związany wymóg wolności akademickiej»”. Wydawałoby się, że będzie pięknie – będziemy mogli nadal prowadzić badania bez politycznej kontroli, akademia pozostanie autonomiczna, a praca naukowa – wolna, poddana jedynie (albo aż) rygorom naukowości i oparta na etosie naukowca.
Dążę do prawdy, bo do tego się zobowiązałam w przysiędze doktorskiej. Nie potrzebuję Jana Pawła II, by o tym pamiętać. | Helena Anna Jędrzejczak
Podczas ślubowania doktorskiego każde z nas przysięgało przecież, że „badania naukowe w swoich dyscyplinach ochoczo i gorliwie będziemy uprawiać i rozwijać nie z chęci marnego zysku czy dla osiągnięcia próżnej sławy, lecz po to, by tym bardziej krzewiła się prawda i jaśniej błyszczało jej światło, od którego zależy dobro rodzaju ludzkiego”. To dla mnie podstawa pracy naukowej. To mój cel i moja droga. Dążę do prawdy, bo do tego się zobowiązałam w przysiędze doktorskiej. Nie potrzebuję Jana Pawła II, by o tym pamiętać. Uniwersytety, poza spętaniem parametryzacją, punktozą i grantozą, pozostają wolne. Przecież nie obserwowaliśmy jakiegoś zamachu na autonomię nauki tak, jak było w przypadku sądów i Trybunału Konstytucyjnego. Wolność kochamy, rozumiemy i… mamy.
Tak niewiele miałem, tak niewiele mam…
Lektura prawicowych mediów i rozmowy z bliższymi tej stronie naukowcami pokazują jednak, że ich zdaniem wolności na uczelniach wcale nie ma.
„Polonia Christiana” alarmuje, że na uczelniach funkcjonują na przykład Sekcja Krytyki Marksistowskiej (w ramach Koła Naukowego Studentów Filozofii UJ), Polskie Towarzystwo Hegla i Marksa czy Międzywydziałowe Koło Krytyki Marksistowskiej. Pisze, że działają one „mimo krwawych konsekwencji wprowadzania ideologii w życie oraz totalnej kompromitacji niegdysiejszych jej zwolenników”. Cytuje również profesora Mieczysława Rybę z KUL-u, który mówi: „Jeśli weźmiemy pod uwagę pewne konsekwencje marksizmu, to tej ideologii i przemocy oddzielić się nie da. Na płaszczyźnie formalnej trzeba by to udowodnić, zaś na płaszczyźnie intelektualnej każda utopia prowadzi do jakiejś formy totalitaryzmu” – tłumaczy profesor Mieczysław Ryba, historyk myśli politycznej z KUL -u.
Dariusz Rozwadowski, historyk i nauczyciel, w książce „Marksizm kulturowy. 50 lat z cywilizacją Zachodu” stwierdza, że „Marksistowskie, bolszewickie, antyludzkie idee są dziś narzucane społeczeństwom zachodnim nie tylko za pośrednictwem mediów, kina i teatru, szkoły i uniwersytetu, ale także za pomocą stanowionego prawa, przez instytucje od wieków cieszące się ogromnym autorytetem, które w sposób niezauważalny dla milionów ludzi zostały przejęte i przebudowane przez marksistów kulturowych, by służyć rewolucji”.
W programie TVP Kultura „Sądy przesądy – rozróby u Kuby” profesor Krzysztof Dybciak z UKSW pyta retorycznie, „czy w nauce polskiej, zwłaszcza w humanistyce, nie istnieją pewne mody, naciski instytucjonalne, nawet ponadnarodowe, impulsy ze strony Unii Europejskiej – bardzo mocne, finansowe, grantowe?”. Dowodem na te „mody” i naciski miałby być fakt, iż grant dostała jego doktorantka zajmująca się żydowskimi elementami w późnej twórczości Arnolda Słuckiego, a ta, która badała europejską recepcję twórczości Jana Pawła II – nie. Twierdzi także, że „są pewne typy badań, teorie, ideologie, które nie pasują do tradycji polskiej i europejskiej, zachodniej cywilizacji. Nie pasują, niszczą ją, są destrukcyjne”. W tym samym programie dr Tomasz Rowiński z „Christianitas”, odnosząc się do religijnego wymiaru chrztu Polski, pyta: „Czy potrzebujemy w Polsce uniwersytetu, który robi, co chce, czy potrzebujemy uniwersytetu, który zachowuje pewną wspólnotę języka, pewną wspólnotę kultury, która pozwala Polsce jako wspólnocie iść dalej przez dzieje?”. Jednocześnie stwierdza, że gender studies są „promocją pewnego projektu społecznego dosłownie sprzecznego z Konstytucją”, a jeśli uniwersytet jest finansowany przez państwo, to jest z nim powiązany, więc – jak rozumiem – na projekty sprzeczne z Konstytucją nie ma w nim miejsca.
Wpisanie w Google frazy „marksizm kulturowy uniwersytet” daje dziesiątki wyników – tekstów alarmujących, że polska nauka (przede wszystkim humanistyka, ale także biologia) jest siedliskiem marksizmu. I wszelkiego związanego z nim zła.
Lektura prawicowych mediów i rozmowy z bliższymi tej stronie naukowcami pokazują , że ich zdaniem wolności na uczelniach wcale nie ma. | Helena Anna Jędrzejczak
Wolności oddać nie umiem
Zestawiam ze sobą wypowiedzi prawicowych naukowców i list od ministra nauki. Pierwsi twierdzą, że wolności na uniwersytetach wcale nie ma, ich badania są dyskryminowane, poglądy nieakceptowane, działalność szykanowana. Istnienie kół i towarzystw naukowych zajmujących się myślą Marksa ma być dowodem na upadek akademii – dążeniem do prawdy byłoby nie analizowanie „Kapitału” czy odniesień do filozofii Hegla w myśli Marksa, ale uporczywe wkładanie studentom do głów, że marksizm to zbrodnicza ideologia, a filozof z Trewiru odpowiada za ofiary stalinizmu. Organizacja konferencji o myśli Marksa ma być dowodem na upadek nauki i poddanie jej ideologii. Czyli na brak wolności.
Minister pisze natomiast w wielu zdaniach o wolności akademii, o wadze zachowywania wierności akademickim ideałom. Ma to „wskazywać na niezwykłą wartość oraz wymagającą i odpowiedzialną rolę naukowców i uczelni w każdym społeczeństwie”; uczelni, którym Karol Wojtyła – jak deklarował – zawdzięczał „zamiłowanie do prawdy, wskazanie dróg jej poszukiwania”. Minister deklaruje tym samym, że będzie dbał o to, by naukowcy odpowiedzialnie uprawiali swój zawód i realizowali powołanie, by mieli zamiłowanie do prawdy (pamiętajmy, że do niej da się wznieść tylko dzięki wierze), by właściwe były drogi jej poszukiwania.
Na wspomnianą przez „Polonia Christiana” konferencję „Karol Marks 1818–2018” w Pobierowie wtargnęła policja. Profesor Jan Woleński tamto zajście skomentował słowami: „interwencja policji sama przez się jest czymś bardziej komicznym niż poważnym, ale w szerszej perspektywie może oznaczać autorytarną tendencję wobec nauki i środowiska naukowego”. Minister Gowin za to przepraszał, choć nie była to jego wina, bo decyzję wydała prokuratura. Pytanie, czy deklarowane dzisiaj przywiązanie do autonomii akademii zaowocuje przeciwstawieniem się takim autorytarnym tendencjom, czy może tylko pozwoli „odzyskać” uniwersytety z rąk marksistów?