Koncepcja opiera się na czterech filarach – funduszu naprawczym, zielonym ładzie, polityce gospodarczej i zdrowotnej. W ciągu najbliższych trzech lat Unia Europejska miałaby zainwestować 500 miliardów euro w regiony, które najbardziej ucierpiały wskutek pandemii. Prawdopodobnie będą to kraje południa kontynentu, które najmocniej ucierpiały podczas poprzedniego kryzysu w 2008 roku – Włochy, Grecja i Hiszpania – gdzie prognozowany spadek PKB sięga niemal 10 procent. Według założeń fundusz nie będzie ograniczony do strefy euro. To istotny sygnał polityczny, który ma dać do zrozumienia, że kryzys nie podzieli Europy.
Kluczowe znaczenie ma fakt, że Komisja Europejska zadłuży się w imieniu państw członkowskich, a środki zostaną następnie rozdysponowane w formie grantów. Dzięki temu pożyczki nie będą wliczać się w dług narodowy poszczególnych państw, ponadto KE może pożyczać pieniądze na korzystniejszych warunkach niż duża część krajów członkowskich. Całość ma być częścią 6-letniego budżetu Wspólnoty na okres 2021–2027, który jest obecnie negocjowany. Wysokość funduszu jest niebagatelna, dość wspomnieć że poprzedni budżet na lata 2014–2020 wynosił 960 miliardów euro. Dzięki temu, że zobowiązania zostaną zaciągnięte przez całą UE, ich spłacanie będzie powiązane ze składkami członkowskimi państw.
Na kilku stronach, na których zawarta jest francusko-niemiecka propozycja, podkreślone zostały również inne tematy. Niemcy i Francuzi apelują, żeby środki z funduszu zostały wydane w sposób odpowiedzialny, zgodnie z założeniami Nowego Europejskiego Zielonego Ładu, który zakłada neutralność klimatyczną UE do 2050 roku. Apelują równocześnie o szybszy rozwój cyfryzacji europejskiej gospodarki i uregulowania działalności gigantów technologicznych takich jak Google, Facebook, Amazon czy Apple.
Jednocześnie Merkel i Macron proponują szerokie działania, które miałyby usprawnić reakcję Europy w razie przyszłych pandemii. Plan zakłada powstanie specjalnego zespołu do spraw zdrowia, którego zadaniem byłoby opracowanie planu działania wobec kolejnych zagrożeń epidemiologicznych. W dokumencie jest również mowa o utworzeniu wspólnych zapasów sprzętu medycznego i uniezależnieniu się w jego produkcji od państw trzecich. Unia miałyby przeznaczać również większe środki na badania naukowe, ze szczególnym naciskiem na pracę nad szczepionką na koronawirusa.
Europejska suwerenność powinna zostać wzmocniona również w sprawach gospodarczych. To punkt pośrednio wymierzony w Chiny oraz Indie, które są obecnie głównymi częściami łańcucha dostaw dla wielu kluczowych branż, w tym medycznej.
Aby program wszedł w życie, musi zostać zaakceptowany przez pozostałe 25 państw członkowskich. To będzie stanowić dla Angeli Merkeli i Emmanuela Macrona największe wyzwanie w ciągu najbliższych kilku miesięcy.
Wspólny projekt Francji i Niemiec finalizuje wieloletnie podchody w sprawie prób sformułowania unijnych mechanizmów radzenia sobie z kryzysami gospodarczymi.
Do tej pory apele Emmanuela Macrona spotykały się ze sprzeciwem Niemiec, które były przeciwne uwspólnotowieniu długu UE. Jeszcze na początku obecnego kryzysu Berlin sceptycznie wypowiadał się na temat pomysłu tak zwanych koronaobligacji. Na początku kwietnia ministrom eurogrupy nie udało się dojść do porozumienia w tej sprawie. Przeciwko krajom południa wystąpiła północ. Holandia, Dania, Austria i Finlandia, czyli tak zwana oszczędna czwórka, wskazywały co prawda na wątpliwości prawne, ale kraje te jako płatnicy netto budżetu Unii Europejskiej tradycyjnie sprzeciwiają się dodatkowym obciążeniom finansowym. Już teraz przywódcy tych państw zapowiadają, że przedstawią własny projekt rozwiązań gospodarczych, który zamiast na bezzwrotnych grantach ma opierać się na pożyczkach. Swoją propozycję, zapewne zbliżoną do koncepcji Berlina i Paryża, 27 maja ma również przedstawić Komisja Europejska. Ale zmiana nastawienia Niemiec wobec kwestii wspólnego długu UE może oznaczać rewolucję polityczną w Europie.
Wpływ na stanowisko kanclerz Merkel mogła mieć również zmiana strategii w Pałacu Elizejskim. Dotychczas Macron dość jednostronnie forsował wizje przebudowy Unii – zarówno politycznej, jak i militarnej. Tym razem sposób pracy był inny. Więcej czasu i wysiłku poświęcono na zakulisowe uzgodnienia i do momentu ustalenia wspólnej wersji obie strony powstrzymywały się od pompatycznych zapowiedzi. Angela Merkel miała również konsultować pomysł z pozostałymi unijnymi przywódcami. Mimo to, kraje północy już zapowiedziały sprzeciw, w związku z czym Merkel i Macron będą pewnie musieli pójść na ustępstwa. Niemniej, trudno przecenić znaczenie tego przedsięwzięcia w Unii, która od lat jest trawiona wewnętrznymi kryzysami. To szansa na przezwyciężenie biurokratycznego status quo i narracji eurosceptyków o bezradnej Brukseli.
Następne kilka miesięcy będzie bez wątpienia sporym wyzwaniem dla rządu Mateusza Morawieckiego i jego rzeczywistych umiejętności negocjacyjnych. Będzie to również test z europejskiej odpowiedzialności dla Polski, szczególnie jeśli nasz kraj, co nie jest wykluczone, będzie płatnikiem netto tego projektu. Ten czas zweryfikuje – pełną suwerennościowych frazesów – europejską narrację PiS-u i pokaże naszą rzeczywistą pozycję w Unii.