Wielkie Wydarzenia to szczególne wyzwanie dla historyków. Kiedy analizujemy bieżące wiadomości, często wydaje nam się, że jesteśmy świadkami absolutnie kluczowych wypadków, po których „nic już nie będzie takie samo”. Może to być wojna, dojście do władzy jakiegoś polityka, czyjaś śmierć. Może to być epidemia. Jednak znaczenie nawet najbardziej dramatycznych epizodów jest prawie zawsze weryfikowane przez czas. To, co na bieżąco wydawało nam się fundamentalną cezurą i zmianą epok, nawet z perspektywy jednej dekady wydać się może dużo mniej znaczące, a spokojna analiza uświadamia nam, że była to tylko część dłuższego procesu. Było jednak kilka momentów, które rzeczywiście przestawiły historię na inne tory i które ukształtowały świat, w którym żyjemy – dotarcie Europejczyków do Ameryki, wystąpienie Marcina Lutra, lato 1789 roku we Francji… Zdobycie władzy w Rosji przez bolszewików w 1917 roku również niewątpliwie było takim Wielkim Wydarzeniem.

Jak ma opowiedzieć o takim Wydarzeniu historyk? Skupić się na tych kilku najgęstszych dniach? Amerykański reporter John Reed tak przecież zatytułował swoją słynną książkę o rewolucji październikowej – „Dziesięć dni, które wstrząsnęło światem”. Czy może raczej przedstawić długi łańcuch przyczyn prowadzących do przełomu? Czy lepiej skoncentrować się tylko na najważniejszych postaciach, czy też, wręcz przeciwnie, próbować spojrzeć „od dołu”, na tych, którzy nie mieli kluczowego wpływu na Wydarzenie, ale bez których pracy i poświęcenia nie mogłoby do niego dojść? Tylko politycznie czy też ekonomicznie, społecznie, kulturowo, intelektualnie? Można próbować namalować panoramę, próbować spojrzeć z lotu ptaka i opisać Wydarzenie z możliwie każdej perspektywy. Takie były książki Richarda Pipesa czy „Tragedia narodu” Orlando Figesa – kompleksowe historie rewolucji rosyjskiej. Historyk może jednak też próbować namalować nie panoramę, ale portret. Znaleźć taki epizod albo postać, która w pewien sposób skupia w sobie jak w soczewce wszystkie najważniejsze wątki Wydarzenia, urasta do rangi symbolu i reprezentuje coś więcej niż tylko indywidualną historię.

Miejsce dla Wybranych

Monumentalna książka Yuriego Slezkine’a „Dom władzy” również była wydarzeniem – najważniejszą inicjatywą wydawniczą towarzyszącą setnej rocznicy rewolucji październikowej. Pochodzący z Rosji, ale pracujący od wielu lat na amerykańskich uniwersytetach historyk opowiada o 1917 roku poprzez perspektywę „Domu nad rzeką Moskwą” – wielkiego kompleksu mieszkalnego w centrum Moskwy, wybudowanego pod koniec lat 20., którego lokatorami było kilkuset ważnych urzędników państwa radzieckiego. Nie byli to najważniejsi politycy – Stalin i jego najbliżsi współpracownicy mieszkali na Kremlu. To raczej w większości etatowi pracownicy Komitetu Centralnego, ministerstw, rządowych agencji planowania. Najsłynniejszym mieszkańcem „Domu władzy” był Nikita Chruszczow, który przejmie władzę w Związku Radzieckim po śmierci Stalina. Mieszkańcy Domu to dla Slezkine’a reprezentacja wszystkich bolszewików – ale kluczem do ich zrozumienia i w konsekwencji do zrozumienia rewolucji październikowej jest dla historyka przedstawienie ich nie jako zagorzałych aktywistów politycznych czy jako nowoczesnych technokratów, ale jako sekty religijnej. I to nie zwyczajnej grupy, która stara się znaleźć nową formułę na przeżywanie swojej duchowości, ale prawdziwych milenarystów, uważających swoją teraźniejszość za Czasy Ostateczne i wyczekujących nadejścia rychłej Apokalipsy, która zmiecie stary świat i otworzy nową epokę Królestwa, błogosławionego stanu szczęścia, spełnienia i wolności od zła.

Slezkine nie jest oczywiście pierwszym autorem, który analizuje rosyjskich komunistów z tej perspektywy. O „religijnej energii” bolszewików pisał jeszcze przed październikiem 1917 roku Nikołaj Bierdiajew, a w polskim kontekście analizę marksizmu jako „nowej wiary” przedstawił już Czesław Miłosz w „Zniewolonym umyśle”. Autor „Domu władzy” analizuje jednak nie teorię marksizmu na poziomie teoretycznym, ale konkretnych komunistów, ich przekonania i postawy życiowe. Oryginalność argumentu Slezkine’a polega właśnie na tym, że konsekwentnie przedstawia bolszewików jako religijnych fanatyków, głęboko przekonanych o słuszności swojej idei i historycznej doniosłości własnych działań. W tej optyce to prawdziwi sekciarze. Wybrani, którzy muszą żyć na tym świecie, ale wiedzą, że prawdziwe życie zacznie się tak naprawdę w świecie innym, dlatego też mają często podwójną tożsamość – jak Uljanow-Lenin czy Dżugaszwili-Stalin [tom I, s. 66]. Historyk nie waha się przy tym przy najmocniejszym porównaniu: podobna sytuacja w historii naszej cywilizacji miała miejsce w przypadku Jezusa z Nazaretu i jego uczniów. Jak przypomina autor, pierwsze słowa Jezusa, które przytacza Ewangelia według świętego Marka (zdaniem biblistów najstarsza z kanonicznych) brzmią: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” [Mk 1,15]. Zdaniem Slezkine’a dokładnie taki był światopogląd rosyjskich bolszewików w październiku 1917 roku. Nie ma przy tym wątpliwości – roszczenia takiego światopoglądu są absolutnie totalitarne, zarówno w przypadku chrześcijaństwa, jak i bolszewizmu. Nie chodzi po prostu o przejęcie władzy, chodzi o całkowite przeobrażenie świata, a nie o zdobycie jakiegoś Pałacu Zimowego. Sukces proroctw Jezusa i Marksa (w przeciwieństwie na przykład do przywoływanych też Adama Mickiewicza czy Giuseppe Mazziniego) leżał w umiejętnym „przełożeniu plemiennej przepowiedni na język uniwersalizmu” [tom I, s. 122]. Na razie budowniczymi Królestwa są wybrani bolszewicy w Rosji, ale w ostatecznym rachunku będzie ono dla całej ludzkości i stąd wynika Wielkość tej Sprawy, o którą walczyli mieszkańcy „Domu władzy”.

Ziemia obiecana i szlachecki romantyzm

Autor opowiada historię rewolucji aż do II wojny światowej, przedstawiając kolejne etapy przemian politycznych w Związku Radzieckim jak fazy rozwoju milenarystycznej sekty. Po śmierci Lenina w 1924 roku sytuacja bolszewików była więc podobna do problemu, przed którym stanęli Izraelici u kresu czterdziestoletniej wędrówki przez pustynię: „Mojżesz umarł, do ziemi obiecanej udało się dotrzeć, ale nie płynęła ona ani mlekiem, ani miodem” [tom I, s. 238]. Dlatego po Spełnieniu w 1917 roku, przychodzi Wielkie Rozczarowanie i takie kompromisy z rzeczywistością, jak wprowadzenie NEP-u. Ale rychło następuje Powtórne Przyjście nowego proroka i wprowadzone przez niego „rządy świętych” w oficjalnie ogłoszonym Raju na Ziemi. Nie wszyscy jednak poznają się na tym Raju, dlatego dla oddzielenia ziaren od plew, potrzebny był Sąd Ostateczny (wielka czystka z 1937 roku). Zdaniem Slezkine’a bolszewicka idea „grzechu” jest identyczna z chrześcijańską koncepcją przedstawioną przez świętego Augustyna – to myśli, słowa lub czyny przeciw Prawu [tom II, s. 475]. Zeznania składane przez oskarżonych w procesach politycznych w okresie czystki przypominają zdaniem autora chrześcijańską spowiedź [tom III, s. 909]. Nie chodziło przecież tylko o przyznanie się do winy, ale o spełnienie wszystkich warunków sakramentu pokuty i pojednania – szczery żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy, zadośćuczynienie. Jak w prawdziwej religii, chodziło o ciągłe nawracanie się.

Dodajmy jeszcze, że wśród lokatorów „Domu władzy” nie brakowało Polaków, takich jak szwagier Stalina Stanisław Redens (1892–1940), przez pewien czas szef NKWD w okręgu moskiewskim, rozstrzelany w wielkiej czystce. Inną ważną postacią był Karol Radek (1885–1939), czołowy dziennikarz i ekspert od spraw zagranicznych w ZSRR, przy tym człowiek wyjątkowo cyniczny i koniunkturalny, zamordowany przez współwięźniów w łagrze. Polska kultura miała też wpływ na formację bolszewików jako ruchu religijnego. Działacze komunistyczni pochodzili czasem z polskich rodzin szlacheckich (jak Feliks Dzierżyński, który zmarł już w 1926 roku), mocno ukształtowanych przez polski romantyzm, ale wśród bolszewików było również wielu polskich Żydów, zakorzenionych zarówno w polskim mesjanizmie, jak i tradycji judaistycznej. Jedna z najbardziej barwnych anegdot opisanych przez Slezkine’a pochodzi z pamiętników Feliksa Kona (1864–1941):

„Pewnego razu, w święto Paschy, gdy jego pradziadek „siedział na honorowym miejscu za stołem i wznosił modły”, jeden z wujów wrócił z długiego wygnania, na którym ukrywał się przed „Moskalami”. „O modlitwie zapomniano” – pisał Kon. – „Wszyscy, od najmłodszych po mojego starego dziadka, słuchali jego opowieści w wielkim skupieniu. Wuj zwrócił się do dziadka: «Zamiast ględzić o ucieczce Żydów z Egiptu, lepiej porozmawiajmy o męczeństwie Polski». Dziadek ochoczo się zgodził.” [tom I, s. 26]

Klęski wychowania

Wielkość książki Yuriego Slezkine’a polega na tym, że łączy dwie perspektywy historycznej analizy wspomniane na początku. Jest jednocześnie „panoramą”, która potrafi spojrzeć na skomplikowany proces z dystansu i przedstawić spójną analizę. Ale jest to jednocześnie portret, bo historia sekty bolszewików jest opowiedziana losami konkretnych jej członków, mieszkańców „Domu nad rzeką Moskwą”. Zarówno budowniczych Królestwa, jak i ich rodzin, w tym dzieci urodzonych już w Nowym Świecie, z myślą o których buduje się przecież Królestwo. I tu, zdaniem autora, można znaleźć klucz do zrozumienia ostatecznej klęski sekciarskiego projektu bolszewików. Nowy Świat wymagał nowego modelu relacji międzyludzkich, w tym nowego modelu rodziny, która w swojej dziewiętnastowiecznej wersji była przecież wymysłem burżuazyjnym i prowadziła do „indywidualizmu”, sprzecznego z ideałami solidarności klasy robotniczej [tom II, s. 402–405]. Ale bolszewicy nie mieli żadnego innego wzorca tego, jak ułożyć stosunki z najbliższymi, niż ten, który znali z tradycji. Pragmatyzm codzienności szybko doszedł do głosu – kiedy rodzice byli zajęci pracą dla państwa, dziećmi zajmowała się armia gospodyń i niań, zupełnie jak w przedrewolucyjnych domach burżuazji i arystokracji. Co więcej, kiedy dzieci podrosły, ich światopogląd również był kształtowany przez bardzo tradycyjne lektury, charakterystyczne dla rosyjskiej inteligencji, z której przecież wywodziło się wielu z ich rodziców. Dlatego nowe pokolenie uczyło się wrażliwości, umiejętności krytycznego myślenia i wzorców relacji międzyludzkich nie od klasyków marksizmu ani z produkcyjniaków rodzącego się socrealizmu, ale z wielkich dzieł literatury rosyjskiej i światowej [tom II, s. 697].

Dlaczego więc się nie udało? Mimo że rewolucja 1917 roku stworzyła nowe imperium, które naznaczyło całą historię XX wieku w każdym wymiarze, rosyjskim marksistom nie udało się jednak na trwałe zakorzenić w ludzkich sercach i zmienić świata w taki sposób, w jaki udało się to na przykład chrześcijaństwu. Dlaczego bolszewicy okazali się fanatykami, którzy nie wychowali swoich następców? Nawet jeśli cytaty z Marksa i Lenina były wykorzystywane do uzasadnienia wszystkich decyzji państwowych do końca istnienia Związku Radzieckiego, to już po II wojnie światowej bardzo trudno znaleźć w Rosji naprawdę wierzących komunistów z młodego pokolenia. Ideologiczne hołdy stały się pustym rytuałem motywowanym przez cynizm i oportunizm, a nie przez żarliwość wyznawców, jak było jeszcze w latach 30.

Zdaniem Slezkine’a odpowiedź zawiera się symbolicznie w istnieniu czegoś takiego jak „Dom władzy”: „Dom socjalizmu – budynek mieszkań rodzinnych – sam w sobie był jej [rewolucji] zaprzeczeniem. Bolszewizm okazał się niewystarczająco totalitarny. Sekty, którym udaje się przetrwać śmierć pierwszego pokolenia wyznawców, to te, które zachowują nadzieję na zbawienie, oddzielając się od świata zewnętrznego” [tom III, s. 1096]. Jeśli chce się budować Nowy Świat, to trzeba zerwać wszelkie więzi ze światem starym. Tylko proroctwa, które wymagają wielkich poświęceń od swoich proroków, mają szansę na sukces. Innymi słowy – sacrum musi być oddzielone od profanum. Budowniczowie Królestwa nie mogą mieszkać w domu, muszą być skoszarowani w klasztorze. Przekonali się o tym mieszkańcy „Domu nad rzeką Moskwą”, a ich historie, w fenomenalny sposób opowiedziane przez Yuriego Slezkine’a, na długo zostaną jedną z najważniejszych opowieści o porewolucyjnej Rosji.

 

Książka:

Yuri Slezkine, „Dom Władzy. Opowieść o rosyjskiej rewolucji”, tłum. Klaudyna Michałowicz z zespołem, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2019.