Hasło zatrzymania wzrostu gospodarczego od razu przywodzi na myśl kryzys i pikujące wykresy ekonomiczne. W potocznym wyobrażeniu indeks Produktu Krajowego Brutto determinuje sukces państw. Posługiwanie się nim ma jednak istotne wady, a pandemia może nas skłonić do bardziej odważnego stosowania lepszych miar rozwoju, na co słusznie wskazuje Hubert Walczyński z „Magazynu Kontakt”.

Zasadniczy problem z PKB jest prosty: wlicza się do niego każdy wydatek. Z punktu widzenia wskaźnika PKB jest obojętne, czy kupimy dostęp do kursu naukowego, grę komputerową czy sześciopak piwa. Nie ma znaczenia ani to, jakie zużywamy zasoby, ani to, jakie efekty społeczne przynosi nasza działalność. Nie ma także znaczenia, czy państwo inwestuje w opiekę zdrowotną, edukację czy zbrojenia. W konsekwencji możliwa jest sytuacja, w której produkujemy coraz więcej, ale problemy społeczne i ekologiczne nie są rozwiązywane.

Większa produkcja to więcej zużytej energii

Jesteśmy pierwszą generacją, która zdaje sobie sprawę ze skali zagrożeń ekologicznych, i być może ostatnią, która ma realny wpływ na to, żeby zatrzymać niekontrolowany wzrost temperatury na Ziemi.  Jak to zrobić? Część ekonomistów przekonuje, że odpowiedzią jest jeszcze więcej wzrostu. Zgodnie z tym sposobem myślenia, wkrótce znajdziemy rozwiązanie technologiczne, dzięki któremu będziemy mogli produkować i konsumować. Nadzieja tego rodzaju wiąże się z terminem decoupling, który oznacza rozdzielenie zależności między zużyciem energii a wzrostem gospodarczym. Jednym z argumentów przeciwko możliwości decouplingu jest tak zwany efekt odbicia [ang. rebound effect]. Polega on na tym, że im bardziej energooszczędna technologia, tym częściej z niej korzystamy – a zatem energooszczędność technologii nie powoduje mniejszego zużycia energii. Do tego dochodzi kolejny problem, który polega na tym, że duża część technologii przedstawianych w kategoriach „zielonych innowacji” w praktyce opiera się na zwykłym oszustwie lub manipulacji, co określa się jako greenwashing, o którym pisałem już w „Kulturze Liberalnej”. Tego rodzaju problemów można znaleźć więcej.

Obwarzanek w służbie ludzkości

Ze względu na ułomność PKB, badacze proponowali alternatywne mierniki dobrobytu. ONZ korzysta z Human Development Index, który skupia się na wiedzy, długości i jakości życia. Bank Światowy posługuje się Human Capital Index, który mierzy wykorzystanie potencjału obywateli. Słynna stała się wprowadzona w 2008 roku do konstytucji Bhutanu norma, zgodnie z którą władze zobowiązane są do działania mającego na celu wytworzenie Szczęścia Narodowego Brutto. Wskaźnik ten opiera się na ideach zrównoważonego rozwoju społeczno-gospodarczego, troski o środowisko, a także ochronie kultury.

Na początku XXI wieku pewną popularność zyskała koncepcja postwzrostu, której zwolennicy opowiadają się za redukcją produkcji i konsumpcji. Idea pojawiła się już w latach 70., wraz z raportem ekspertów Klubu Rzymskiego zatytułowanym „Granice Wzrostu”. Wówczas wydawał się zapewne dość abstrakcyjny, podobnie jak miało to miejsce w kwestii kryzysu klimatycznego. Dziś sytuacja się zmienia. Państwa takie jak Szkocja, Islandia czy Nowa Zelandia propagują alternatywne sposoby mierzenia rozwoju.

Holenderski obwarzanek ma wspierać działanie lokalnej gospodarki w ramach obiegu zamkniętego, ograniczenie konsumpcji (dostępu do usług i rzeczy, a nie nich posiadanie), a także minimalizowanie produkcji rzeczy nietrwałych. | Jakub Bodziony

Jeden z modeli tego rodzaju, który pojawił się niedawno w Europie, wydaje się szczególnie interesujący. Jego autorką jest brytyjska ekonomistka Kate Raworth, która w 2017 roku opublikowała książkę pod tytułem „Doughnut economics”. W polskich warunkach możemy posłużyć się w tym kontekście metaforą obwarzanka, bo to kształt ma tutaj kluczowe znaczenie.

Źródło: kateraworth.com

Zewnętrzna część schematu ukazuje wyzwania ekologiczne, takie jak zachowanie bioróżnorodności, redukcja dziury ozonowej, czy ograniczenia zanieczyszczenia środowiska. Część wewnętrzna opisuje kwestie społeczne, w skład których wchodzą edukacja, zatrudnienie, dochód, polityka mieszkaniowa czy dostęp do wody i żywności. Zgodnie z koncepcją Raworth zdrowa gospodarka nie powinna bezustannie rosnąć, a rozkwitać. Jak wyjaśniał Edwin Bendyk, model obwarzanka „zapewnia minimum dobrego życia w taki sposób, żeby nie przekroczyć możliwości ekosystemu”.

Co ciekawe, model ten postanowił zastosować Amsterdam podczas wychodzenia z gospodarczego kryzysu wywołanego epidemią koronawirusa. Strategia, która będzie realizowana w latach 2020–2025, ma pozwolić na osiągnięcie 49 celów, które zostały wyznaczone przez władze miasta, wspólnie z ruchami społecznymi oraz naukowcami. Holenderski obwarzanek ma wspierać działanie lokalnej gospodarki w ramach obiegu zamkniętego, ograniczenie konsumpcji (dostępu do usług i rzeczy, a nie nich posiadanie), a także minimalizowanie produkcji rzeczy nietrwałych.

Zielona transformacja nie będzie możliwa bez rozsądnej redystrybucji, co pokazały protesty „żółtych kamizelek” we Francji. | Jakub Bodziony

Nie jest przypadkiem, że projekt ten jest realizowany w jednym z najbardziej rozwiniętych miast świata. Przełożenie koncepcji na poziom krajowy lub międzynarodowy byłoby znacznie trudniejsze. Wprowadzenie jej w krajach, które intensywnie rozwijają się gospodarczo, takich jak Chiny czy Indie, stanowiłoby ogromne wyzwanie. Warto pamiętać także o tym, że obywatele Holandii w dalszym ciągu znajdują się w czołówce światowego zużycia energii na mieszkańca.

Nie zmarnujmy tego kryzysu

Nie zmienimy naszych gospodarek w obwarzanki za pomocą pstryknięcia palca, ale projekty zmierzające do zmiany paradygmatu rozwoju warto traktować z uwagą. W najbliższej przyszłości będziemy prawdopodobnie świadkami wielkich rozmiarów inwestycji publicznych na poziomie krajowym i międzynarodowym, w tym na gruncie zmieniającej się polityki unijnej. Zielone inwestycje powinny być kluczowym składnikiem pakietu działań podejmowanych przez rządy. Zielona transformacja nie będzie możliwa bez rozsądnej redystrybucji, co pokazały protesty „żółtych kamizelek” we Francji. Łatwo zwrócić uwagę na to, że jest to krajobraz polityczny i gospodarczy, który znacznie różni się od tego, z czym mieli do czynienia liberałowie w latach 90. Ale nie ma w tym nic dziwnego – w 2020 roku trzeba pragmatycznie dostosowywać działania do pojawiających się wyzwań. Byłoby szkoda zmarnować kryzys, wracając do modelu, który doprowadził nas do klimatycznej katastrofy.