W ostatnim tygodniu Jarosław Kaczyński wystosował list do członków Prawa i Sprawiedliwości. Kaczyński nie uczestniczy w zwykłej demokratycznej debacie, bardzo rzadko występuje publicznie i nie odpowiada na pytania mediów. Lektura listu to zatem jedna z niewielu okazji, aby dowiedzieć się czegoś na temat aktualnych przemyśleń politycznych lidera obozu rządzącego.
List Kaczyńskiego potwierdza, że PiS ma dwa pomysły na kampanię Andrzeja Dudy. Po pierwsze, szef PiS-u podkreśla, że Andrzej Duda realizuje program obozu rządzącego, a zatem jego wybór oznacza dobrą współpracę między rządem a prezydentem. Po drugie, Kaczyński wspomina o tym, że owa współpraca ma umożliwić wielkie inwestycje państwowe. Oba pomysły nie grzeszą oryginalnością i mają swoje wady – po pięciu latach rządów PiS-u wielu wyborców może dojść do wniosku, że upartyjnienie Polski poszło za daleko i władza nie powinna w całości spoczywać w jednych rękach. Do tego wielkie inwestycje państwowe to akurat nie jest mocna strona PiS-u.
Jeśli chodzi o pozostałą część listu, jej przekaz można podzielić na trzy składniki. W pierwszej kolejności Kaczyński przyszykował dla członków PiS-u listę odgrzewanych przebojów z wcześniejszych lat, tak jakby od tej pory nic w Polsce się nie wydarzyło ani nie zmieniło. Szef PiS-u przekonuje, że PiS w miejsce demokracji formalnej wprowadzi demokrację realną. Kaczyński przypomina także, że rządy Platformy były złe, a jeśli coś było w nich dobre, wynikało z wcześniejszych rządów PiS-u. Jak pisze polityk, „przez osiem lat swoich rządów PO korzystało z racjonalnej polityki PiS lat 2005–2007”. Czy tego rodzaju wczorajsze deklaracje naprawdę mogą wzbudzić entuzjazm partii?
Druga część listu to po prostu przekłamania na temat rządów PiS-u. Lider obozu rządzącego twierdzi na przykład, że dzięki działalności Telewizji Publicznej udało się osiągnąć „pluralizację mediów”. Po kilku latach ludzie wiedzą jednak, jaka jest realna rola TVP pod wodzą polityka PiS-u, Jacka Kurskiego. Czy będą gotowi potraktować poważnie upudrowany obraz rzeczywistości, który przedstawia polityk?
Wreszcie, Kaczyński straszy. Z listu dowiemy się zatem, że opozycja ciągle łamie Konstytucję, Rafał Trzaskowski jest przedstawicielem „skrajnej lewicy”, a rodzina jest zagrożona. Ten sposób działania kontynuowali w kolejnych dniach politycy PiS-u, którzy w bezprecedensowo wulgarny sposób mówili, że „LGBT to nie ludzie” (Jacek Żalek) albo ludzie, ale „nie równi normalnym ludziom” (Przemysław Czarnek). Słowa Żalka powtórzył następnie prezydent Andrzej Duda.
Wszystkie te wypowiedzi są oburzające i odwołują się do najgorszych wzorców politycznych, na które nie ma miejsca w państwie demokratycznym. Politycy PiS-u próbują w ten sposób wykopać podział między Dudą a Trzaskowskim, który zdefiniowałby kampanię. Jednak kiedy iluzjonista wykonuje tę samą sztuczkę kolejny raz, zaczynamy dostrzegać fortel – w tym przypadku fortel obrzydliwy. Czy ludzie nie poczują się zmęczeni awanturnictwem PiS-u? Czy cyniczne straszenie i napuszczanie Polaków na siebie nawzajem będzie działać?
Polityka strachu Kaczyńskiego kontrastuje zresztą z inną częścią listu, w której lider PiS-u przekonuje, że tak naprawdę chce zgody i powołuje się w tym kontekście na sukces Europy w latach 1946–1973, który „był w niemałym stopniu efektem zgody”. Wyjaśnia nawet, że opozycja jest potrzebna, chociaż z jakichś powodów zawsze okazuje się, że powinna to być opozycja inna niż ta, która istnieje realnie, a którą określił niedawno mianem „hołoty”, a innym razem „kanalii”. Tyle, jeśli chodzi o zgodę.
Oczywiście, list Kaczyńskiego skierowany jest do członków partii, którym być może nie trzeba tłumaczyć, dlaczego PiS jest dobre, a inni są źli. Kaczyński potrzebuje zmobilizować zwolenników Dudy do działania. I trzeba przyznać, że z treści listu widać, że Kaczyński w dalszym ciągu chce rządzić. Ale widać właśnie tyle i tylko tyle – chodzi o utrzymanie władzy. W wypowiedzi Kaczyńskiego nie ma pomysłu na to, w jaki sposób zmobilizować ludzi do „dobrej zmiany” w 2020 roku. Nie ma tu także pomysłu na dalszą drogę, wokół którego można by się zjednoczyć, na lepsze państwo, lepszą wspólnotę obywatelską, lepszą ochronę praw i wolności.
Zamiast tego, Kaczyński trochę nudzi, trochę przekręca i trochę straszy. Kolejny raz, podobnie jak w przypadku wcześniejszego występu w RMF FM, lider PiS-u mówi obok doświadczenia społecznego, zamiast je współkształtować. W 2015 roku Kaczyński wpasował się w korzystny moment z powtarzaną od dekad diagnozą polityczną. Od tamtej pory w dalszym ciągu powtarza to samo. A czas płynie.