Szanowni Państwo!

W ostatnich dniach politycy Zjednoczonej Prawicy zwracali uwagę niewrażliwymi, a wręcz wulgarnymi, wypowiedziami na temat mniejszości seksualnych w Polsce.

Poseł Jacek Żalek z Porozumienia przekonywał, że LGBT to nie ludzie, lecz ideologia. Mniej więcej to samo powtórzył następnie prezydent Andrzej Duda. Poseł PiS-u Przemysław Czarnek poszedł o krok dalej i stwierdził, że LGBT to co prawda ludzie, jednak „nie są równi ludziom normalnym”.

Wypowiedzi polityków obozu rządzącego spotkały się z mocną krytyką, były także szeroko relacjonowane przez światowe media. Niewiele później wycofywano się więc z nich rakiem. Nagle okazało się, że wszyscy zostali „źle zrozumiani”, a wypowiedzi zostały wyrwane z kontekstu. Andrzej Duda napisał na Twitterze do światowych mediów, że „naprawdę wierzy w różnorodność i równość”.

Działania PiS-u nie miały żadnego wyraźnego pretekstu. Trudno nie odnieść wrażenia, że to wszystko wykalkulowana kampanijna gra. Patrząc na wcześniejsze kampanie PiS-u, łatwo pomyśleć, że partia rządząca za wszelką cenę chce zbudować ostry podział polityczny, na którym można by oprzeć logikę wyborów. Ostry przekaz pozwala wysłać przez Zjednoczoną Prawicę sygnał na przykład niektórym wyborcom Konfederacji, którym podobają się radykalne treści. Następnie można łagodzić przekaz i udawać, że nic się nie stało, aby nie zrazić wyborców, którzy wolą umiarkowanie i spokój.

Politycy Zjednoczonej Prawicy straszą na potrzeby kampanii – nie oglądając się na konsekwencje. Nie wydaje się, aby interesowała ich w tej chwili wymiana argumentów – chodzi raczej o to, by rozbudzić wśród Polaków lęk, a potem przedstawiać się jako partia, która ma na ten lęk odpowiedź. Sztab Andrzeja Dudy widać nie miał lepszych pomysłów na kampanię niż napuszczanie jednych Polaków na drugich i wzniecanie wojny kulturowej.

Skoro jednak Zjednoczona Prawica wznieca wojnę kulturową, walcząc z mgławicową koncepcją kultury, to warto zastanowić się, jaka jest pozytywna propozycja partii rządzącej? O jaką wizję polskiej kultury walczą wspomniani politycy? Jak wypada polityka kulturalna PiS-u i jego sojuszników w ostatnich kilku latach?

Doktor Katarzyna Kasia z naszej redakcji przekonuje, że lata 2015–2020 radykalnie zmieniły sytuację polskiego sektora kulturalnego. Jak pisze Kasia, interwencji dokonywano na wielu poziomach: merytorycznym, programowym, personalnym, a „w wielu wypadkach doprowadziły nie tylko do poważnego kryzysu, ale nawet do upadku instytucji kultury”. Jak podsumowuje autorka, polityka kulturalna PiS-u polega na zawłaszczeniu kolejnych instytucji, które nie działają następnie w imię rozwijania czy wzmacniania polskiej kultury, lecz ulegają spustoszeniu.

Ważny wpływ na sytuację polskiej kultury będzie miała w przyszłości nie tylko polityka rządu, lecz także pandemia. Jak zwraca uwagę pisarz Łukasz Orbitowski w rozmowie z Jakubem Bodzionym, „kiedy społeczeństwo ubożeje, wydatki na przyjemności – książka, film, koncert – są obcinane jako pierwsze. […] kiedy będą ustalane przyszłoroczne budżety, kultura jako rzecz niekonieczna, ucierpi najmocniej”. Mówi on o tym, ze „artyści się przebranżawiają. Zostają kierowcami, budowlańcami, bo nie mogą uprawiać swojego zawodu”. Jak podsumowuje, „być może będą powstawały jakieś wielkie dzieła. Ale nie wierzę w maksymę, że artysta głodny to artysta płodny”.

Zamiast zaczynać wojnę kulturową w imię głosów skrajnej prawicy, dla polskiej kultury lepiej byłoby starać się o to, aby mogła rozwijać się w warunkach wolności, różnorodności i tolerancji, aby mogła odwoływać się do swoich najlepszych tradycji, a jednocześnie istnieć w żywym dialogu ze współczesnym światem.

W tym celu władza powinna przestać szukać wrogów we wspólnym domu. Ale czy można na to liczyć u polityków w czasie kampanii wyborczej? To pytanie retoryczne.

Niech zatem chociaż wyborcy próbują zachować przytomną ocenę sytuacji.

Zapraszamy do lektury!