Jakub Bodziony: Dlaczego PiS wygrywa na wsi?

Jarosław Kalinowski: Duże znaczenie ma to, że ludzie na wsi są bardziej podatni na propagandę, która każdego dnia wylewa się z PiS-owskich mediów publicznych.

Dlaczego? Przecież wieś nie jest skazana tylko na TVP.

Ale to media rządowe stawiają wieś na piedestale. To jest skuteczne i jednocześnie bardzo przedmiotowe traktowanie terenów wiejskich. Dość wspomnieć prezesa Jacka Kurskiego i jego opinię o tym, że „ciemny lud wszystko kupi”. Do tego dochodzą programy społeczne, które cieszą się sporym poparciem.

I to wystarczyło żeby PSL, które przez lata dominowało na wsi, przegrało z PiS-em?

Prawdą jest, że w środowisku wiejskim mieliśmy największe poparcie. Ale patrząc niedaleko wstecz, lepsze wyniki na wsi od PSL-u miała Platforma Obywatelska, SLD i Andrzej Lepper. Wincenty Witos kiedyś powiedział, że wieś słucha każdego, kto do niej przychodzi, a im głośniej krzyczy, tym bardziej się podoba. To się niestety sprawdza. Ponadto, wieś bardzo się zmieniła pod względem socjologicznym.

To znaczy?

Według GUS-u mamy 1,5 miliona gospodarstw rolnych, Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa podaje, że co roku wniosek o dopłaty składa 1,3 miliona osób, z czego, zdawałoby się, wynika prosty wniosek, że tylu jest w Polsce rolników. A prawda jest zupełnie inna, na co zresztą wskazuje raport Polskiej Akademii Nauk „Polska wieś 2020”. Zwracam na to uwagę od dawna – prawdziwych rolników prowadzących gospodarstwa, w których się orze i sieje, jest w Polsce może 300 tysięcy.

Jak to?

1,3 miliona osób składa wnioski o dopłaty bezpośrednie – to właściciele gruntów rolnych. 800–900 tysięcy spośród składających wnioski nie uprawia jednak roli. To są osoby, które może kiedyś pracowały w polu albo są po prostu spadkobiercami, właścicielami gruntu rolnego. W praktyce wygląda to tak, że rolnik składa wnioski o dopłaty na hektary, których jest właścicielem, zazwyczaj drugie tyle gruntu dzierżawi bez żadnej umowy, a pieniądze z dopłat bezpośrednich za ten dzierżawiony grunt bierze ktoś inny, czyli właściciel gruntu. Problemem jest także to, że na hektarach, które dzierżawią od kogoś, rolnicy nie mogą realizować programów rolno-środowiskowych, wnioskować o odszkodowanie suszowe czy paliwo rolnicze – mówimy tu o innych niż dopłaty bezpośrednie unijnych środkach na rolnictwo. Dzisiaj jest tak, że prawdziwy rolnik w Polsce – który rzeczywiście orze i sieje – na dzierżawione hektary ziemi, które uprawia, nie dostaje ani złotówki, choć powinien i mógłby. A ci, co dostają pieniądze, są zadowoleni i głosują tak, a nie inaczej.

Co by pan chciał zmienić?

Jesteśmy teraz przed ostatecznymi rozstrzygnięciami na ten temat w Parlamencie Europejskim. Zadbałem o to, by każdy kraj w swoich planach strategicznych Wspólnej Polityki Rolnej musiał zawrzeć definicję tak zwanego „aktywnego rolnika”. Gdy tak się stanie, właściciel gruntów rolnych otrzyma słuszny czynsz dzierżawny, a rolnik będzie mógł nie tylko aplikować o dopłaty bezpośrednie, ale też korzystać z innych dobrodziejstw europejskiej polityki rolnej i wsparcia krajowego, które teraz często są dla niego niedostępne, bo nie jest właścicielem wszystkich gruntów, na których pracuje. Trzeba to wreszcie uporządkować. Jeżeli PiS nie chce i nie potrafi tego zrobić, to PSL się tym zajmie.

Ale to PiS notuje na wsiach dobre wyniki, a nie PSL. Czy partia ludowa może w ogóle istnieć bez poparcia rolników?

Panie redaktorze, chyba ma pan na myśli okrojoną definicję ludowości. W Parlamencie Europejskim jesteśmy częścią największej frakcji politycznej – Europejskiej Partii Ludowej, która jest mocno osadzona wśród rolników europejskich, ale to nie jest chłopska partia. Mecenas Karol Lewakowski był naszym pierwszym prezesem, a dzisiaj mamy Władysława Kosiniaka-Kamysza, który jest lekarzem.

Sojusz tronu z ołtarzem jest faktem. Jak patrzyłem na ponowny ślub kościelny Jacka Kurskiego i jego nowej wybranki, poprzedzony unieważnieniem ich wcześniejszych małżeństw, to było to żenujące. | Jarosław Kalinowski

Prezes Kosiniak-Kamysz tłumaczył mi, że „ludowy znaczy powszechny”, ale chyba nie udało mu się do tej definicji przekonać zbyt wielu wyborców.

My musimy dalej robić swoje, a kłamstwa PiS-u wyjdą na jaw, prawda w końcu dotrze także na wieś. Wracając do wspomnianych dopłat – rząd najpierw obiecywał, że je podwoi, potem stwierdził, że doprowadzi do ich wyrównania, ale nie mówił do jakiego poziomu. Teraz politycy PiS-u mówią, że chcą osiągnąć średni poziom europejski. Tylko że ten średni poziom europejski, to my zagwarantowaliśmy już 8 lat temu w rządzie PSL i PO. Kluczowe są również kwestie rolnictwa ekologicznego, które rząd niemal zupełnie pomija. W następnej polityce rolnej 30–40 procent środków będzie przeznaczanych na programy dotyczące środowiska.

Jaką rolę pełni Kościół w dominacji PiS-u na terenach wiejskich?

Sojusz tronu z ołtarzem jest faktem. Jak patrzyłem na ponowny ślub kościelny Jacka Kurskiego i jego nowej wybranki, poprzedzony unieważnieniem ich wcześniejszych małżeństw, to było to żenujące. Przecież Kurski był żonaty przez 24 lata, a zarówno on, jak i jego obecna żona mają dzieci z poprzednich związków! Znam Kurskiego i wiem, jaki to człowiek. Jeżeli Kościół, oprócz propagandy, którą można usłyszeć z ambony, kupczy odpustami, to znaczy, że jego autorytet dramatycznie słabnie. To, co dzieje się obecnie w Kościele, nie cieszy mnie w żadnym stopniu, zwłaszcza że wieś jest środowiskiem bardzo głębokiej wiary.

I takie rzeczy nie rażą jej mieszkańców?

Mam wrażenie, że na wsi jest większe przyzwolenie na niektóre nieprawidłowości lub nawet patologie. Po prostu autorytet hierarchów jest tutaj po wielokroć większy niż w miastach, co zresztą wynika z raportu o stanie wsi, o którym wspomnieliśmy.

Mieszkańcy wsi potrafią więcej wybaczyć?

Możliwe, albo po prostu więcej są w stanie zaakceptować. Tłumaczą sobie, że skoro proboszcz, nie wspominając o biskupie, tak mówi, to znaczy, że tak musiało być. Czasem ludzie bardzo błądzą. A w PSL-u od Witosa mamy prostą zasadę – w sprawach wiary słuchamy każdego wikarego, a w sprawach polityki zastrzegamy sobie odrębne zdanie, nawet jeśli chodzi o biskupów.

Czy przyszłość PSL-u jest przy Koalicji Obywatelskiej – jako część koalicji odwołująca się do wyborców mieszkających na wsi? KO ma z tym problem.

Proszę pana, my obchodzimy 28 lipca 125-lecie istnienia…

Patrząc na wynik wyborczy, to może to być stypa, a nie powód do świętowania.

Zapewniam pana, że utrzymamy swoją podmiotowość. Sam startowałem w wyborach prezydenckich dwa razy – z wynikiem 5,8 procent, i 1,8 procent. Moi koledzy z PSL-u mieli podobne wyniki, a potem wybory parlamentarne i samorządowe pokazywały, że pogłoski o naszej śmierci są mocno przesadzone.

Czyli kuszenie ze strony PiS-u, nawet stanowiskiem ministra rolnictwa, nie odniesie sukcesu?

Niech sobie próbują i kombinują do woli. PSL jest i będzie po stronie demokratycznej.

 

Fot. Facebook.com