W ostatniej kampanii wyborczej nie brakowało pogardliwych stwierdzeń na temat przeciwnika. Padały one ze strony sympatyków obu największych partii politycznych – jednak mnie, jako liberałkę, najbardziej raziły tego rodzaju stwierdzenia po mojej własnej stronie. Na jednym z memów uchwycono uśmiech prezydenta Andrzeja Dudy, który mu niezbyt służył. Podpis brzmiał: „Prezydent Siedmiu Województw, Prezydent Terenów Wiejskich, Prezydent Podkarpacia i Lubelszczyzny, Prezydent Niewykształconej Hołoty”. Na drugim dwóch mężczyzn o wyraźnie pomniejszonych czaszkach przygląda się tępym wzrokiem widzowi. „Gdy wjeżdżasz do gminy, w której Duda ma 60%” – głosi podpis. Na innej ilustracji przeprowadzono bezpośrednie połączenie między osobami pobierającymi 500 plus a patologiami społecznymi takimi jak alkoholizm. Najbardziej poruszający był chyba jednak wpis Doroty Masłowskiej, który szeroko rozszedł się po internecie – ten o wyborach cywilizacyjnych i „śmierdzącej wódą i kiełbasą karcie rodziny”. Wzbudzał on zdumienie tym bardziej, że z wcześniejszych esejów pisarki wyłaniał się inny jej stosunek do rodaków.

Fot. Andrea Piacquadio, Pexels.com

Wszystkie te komunikaty wywołały u mnie nieprzyjemny dreszcz. Reprezentują opozycyjną stronę debaty publicznej w sposób, który znacznie przekracza granice polemicznej emfazy. Są pełne lekceważenia i, niestety, pogardy w jej najgorszym wydaniu. Tej pogardy, która w wyborcy przeciwnika politycznego nie widzi człowieka, z którego poglądami się nie zgadza, ale zestaw odczłowieczających cech: upośledzenie, smród i chamstwo. Wpisują się, niestety, w badania przeprowadzone już dwa lata temu przez Centrum Badań nad Uprzedzeniami. Jak wynikało z tamtego badania, „postawy zwolenników partii opozycyjnych są bardziej negatywne niż postawy zwolenników PiS wobec zwolenników opozycji”. Pisano również, że „wyborcy partii opozycyjnych żywią bardziej negatywne uczucia, w większym stopniu dehumanizują i mają mniejsze zaufanie do swoich oponentów politycznych, niż zwolennicy partii rządzącej”. Wyniki tego badania w liberalnych mediach omawiane były w 2018 roku niechętnie. Szybko też przestano o nich mówić.

Niektórzy stwierdzą pewnie, że „gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”. Że nie da się powstrzymać ludzkich emocji podczas kampanii. Skoro partia rządząca nie cofała się przed stwierdzeniami szkalującymi mniejszości, na przykład LGBT, w takim razie druga strona ma prawo odpowiadać pogardą, a może także wstrętem i nienawiścią. Do tej argumentacji należeć będzie również stwierdzenie, że moralne oburzenie rzadko jest dobrym doradcą: trzeba na sprawę patrzeć w sposób realistyczny. Skoro PiS gra na wielu takich instrumentach, ma wiele przekazów, z których niektóre opierają się na retoryce pełnej nadziei na lepszą przyszłość, a inne z kolei nazywają LGBT nie ludźmi a ideologią zbliżoną do bolszewizmu. Zatem druga strona powinna postępować analogicznie. Stąd nie tylko akceptuje się powyżej przytaczane wypowiedzi, ale również konstruuje się określenia niemal lustrzane, jak wtedy, gdy jeden z polskich akademików nazywa obóz rządzący „neobolszewią”. Takie czasy.

Można pogardzać polityką opartą na skłócaniu ze sobą ludzi, na radykalnej polaryzacji, na dyskryminowaniu mniejszości. Nie oznacza to jednak pogardzania osobami, które są jej autorami. | Karolina Wigura

Kłopot z tą argumentacją jest dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, doświadczenie historii XX wieku powinno uczyć nas globalnie, a nie tylko w odniesieniu do niektórych grup, że radykalizacja języka jest niebezpieczna, a retoryka oparta na pogardliwym eliminowaniu całych grup może mieć opłakane skutki w rzeczywistości. To równia pochyła, na której pojawiają się coraz silniejsze wypowiedzi dyskryminacyjne pod adresem mniejszości, a wspólnotę dzieli coraz głębsza polaryzacja.

Po drugie, tego rodzaju argumenty są głęboko sprzeczne z istotą samego liberalizmu, do którego przecież wielu przeciwników PiS-u się odwołuje. Klasyczny liberalizm, taki jaki tworzył choćby wybitny dziewiętnastowieczny filozof brytyjski John Stuart Mill, oparty jest na fundamencie, którym jest zasada wolności i godności każdego człowieka. Stronnictwo polityczne, któremu bliski jest tak rozumiany liberalizm, nie może korzystać z pogardy wobec kogokolwiek, nawet jeśli jest to wyborca obozu przeciwnego, chyba, że planuje zrezygnować z idei, która mu przyświeca. Oznacza to, że prawdziwy liberalny demokrata musi nie tylko powstrzymać się od takich stwierdzeń, ale również mieć odwagę, aby własnych zwolenników przywołać do porządku. Wielu przeciwników PiS-u oburzyło, gdy ówczesna rzeczniczka tej partii, Beata Mazurek, po ataku na działacza KOD-u w Radomiu w 2017 powiedziała: „Każda akcja wywołuje określoną reakcję. Dopóki żyjemy, to mamy emocje. I te emocje dały swój upust w Radomiu. To sytuacja, która nie powinna mieć miejsca, ale też ich [sprawców – przyp. red.] rozumiem”. Skoro tak, to sami muszą mieć odwagę, aby zaprotestować w momencie, gdy ktoś z wyborców zaczyna rozsyłać obraźliwe dla przeciwników memy – i w ten sposób dowieść wartości swoich przekonań.

Ktoś może jednak powiedzieć, że nie warto robić z ludzi aniołów, a już na pewno nie warto robić z nich aniołów podczas kampanii wyborczej. To prawda. Pogarda jest jedną z wielu emocji, które ludzie mają w szerokim wachlarzu uczuć, do jakich są zdolni. Nie sposób sprawić, by całkowicie się jej wyzbyli. Można więc pytać, czy istnieją takie rodzaje pogardy, które można byłoby uznać za akceptowalne.

[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/2020/07/28/oswajanie-pogardy-to-igranie-z-ogniem-polemika-z-karolina-wigura/” txt1=”Przeczytaj również polemikę Piotra Kieżuna” txt2=”Oswajanie pogardy to igranie z ogniem” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2020/07/bb-550×367.jpg”]

W klasycznej filozofii emocji często pojawia się argument, że nie ma dobrych i złych emocji, są za to emocje źle użyte, o niedopowiednim nasileniu i pod niewłaściwym adresem. Jednym z najlepszych wyrazicieli tego poglądu był żyjący w starożytnej Grecji Arystoteles. Arystoteles wielokrotnie wypowiadał się na temat emocji, które potocznie uważamy za negatywne – na przykład na temat gniewu – i tłumaczył, że sam gniew nie jest ani dobry, ani zły, ani cnotliwy, ani niecnotliwy. „Chwali się tego, kto się gniewa z właściwych powodów i na właściwe osoby – pisał w „Etyce nikomachejskiej” (1126a) – a także wtedy kiedy i tam gdzie trzeba i dopóty, dopóki trzeba; takiego więc nazwać wypadnie człowiekiem łagodnym”. Czym innym zatem jest temperament danego człowieka, czym innym emocje, do których jest zdolny, i czym innym jest cnota, którą Arystoteles uważa za nic innego jak wiedzę o tym, co dobre, a co złe. Gniew może być przejawem cnoty, na przykład wtedy, gdy oburza nas czyjaś niesprawiedliwość, brak równości, perfidne zachowanie itd.

Klasyczny argument Arystotelesa powtarzało wielu filozofów późniejszych, stosując go do innych emocji. Na przykład siedemnastowieczny filozof angielski Tomasz Hobbes używał go, pisząc o strachu. Istnieją różne rodzaje strachu, przekonywał w „Lewiatanie”, spośród których jedne są lepsze, a inne gorsze. Hobbesa interesuje to, które rodzaje strachu są lepsze z punktu widzenia stabilności państwa. Wskazuje on, że podczas gdy na przykład strach przesądny jest bardzo szkodliwy, to strach przed prawem i przed władcą może być dla wspólnoty politycznej dobry, bo ma wpływ stabilizujący, zapobiega krwawym przewrotom. Co ważne, zarówno Arystoteles, jak i Hobbes nie rozważają emocji w kontekście pojedynczych ludzi, a raczej tego, jaką kształtują one wspólnotę: czy lepszą, czy gorszą, czy bardziej sprawiedliwą, czy mniej itd.

Czy jednak ten sam klasyczny argument można zastosować do pogardy? Pogarda nie ma, ogólnie mówiąc, najlepszej prasy. Jest to emocja widziana inaczej niż mogące mieć szlachetne pobudki gniew czy strach. Pogardę kojarzymy z charakterystycznym uśmieszkiem, pojawiającym się na połowie twarzy, z lekkim uniesieniem podbródka. Jest to emocja pozycjonująca innych w hierarchii, zachowująca wyobrażenie o własnej randze względem nich, umieszczająca innych niżej – jak chętnie robią to niektórzy biali w stosunku do innych ras, część mężczyzn w stosunku do kobiet, tubylcy w stosunku do przyjezdnych. Pogarda także może być odczuwana wobec tych, którzy są wyżej, jak to robią pracownicy wobec szefów, kobiety wobec mężczyzn, osoby pracujące fizycznie wobec inteligentów. Jako taka, pogarda może mieć wiele wspólnego z resentymentem i zawiścią. Zwłaszcza istotny może się tu wydawać argument dotyczący nieodzownego wpisania w pogardę odczłowieczenia, zanegowania czyjegoś istnienia. Ideologie takie jak rasizm budują przecież na połączeniu nienawiści z pogardą, jak wskazuje kameruński filozof Achille Mbembe.

[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/2020/07/28/engelking-wodka-kielbasa-i-inne-sprawy/” txt1=”Przeczytaj również tekst Wojciecha Engelkinga” txt2=”Wódka, kiełbasa, pogarda i inne sprawy” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2020/07/we-550×364.png”]

Argument Arystotelesa w przypadku pogardy można utrzymać, ale tylko pod dwoma warunkami. Po pierwsze, pogarda, podobnie jak wiele innych emocji, nie jest emocją jednorodną, bardziej przypomina rodzaj spektrum. Po jednej stronie tego spektrum są rodzaje pogardy, które bez wahania należy określić jako groźne. Są to wszystkie te jej przypadki, gdzie łączy się ona z odczłowieczeniem, lekceważeniem czyjegoś istnienia, czyichś uczuć. Po drugiej natomiast są takie rodzaje pogardy, które na co dzień akceptujemy w swoim najbliższym otoczeniu. Są to różne rodzaje politowania, lekceważenia, spośród których przynajmniej część może wiązać się z ciepłymi uczuciami, jak wtedy, gdy nastolatki przyglądają się dorosłym. Te rodzaje pogardy wydają się do zaakceptowania. Tak argumentuje zresztą amerykański filozof William Miller, który twierdzi, że pogarda jest emocją używaną strategicznie przez wszystkie ruchy mniejszościowe domagające się swoich praw i przedstawiających w tym celu niechętną większość jako niewyedukowaną, nie dość empatyczną, słowem – godną łagodnej pogardy.

Jeśli ktoś pragnie bronić liberalizmu, musi to robić z pasją – a jednocześnie używać rozumu, by trzymać bardziej ryzykowne emocje na wodzy. W naszych polskich, przepełnionych polaryzacją warunkach nie jest to łatwe. | Karolina Wigura

To jednak nie wystarczy. Zbyt łatwo bowiem pogarda może wymknąć się spod kontroli, a szczególnie gdy mamy do czynienia z emocjami zbiorowymi, które często przypominają rodzaj fal czy sił o nagłym i nieopanowanym działaniu. Zatem, po drugie, można zaakceptować pogardę, która dotyczy czynów, ale nie ludzi. Można pogardzać polityką opartą na skłócaniu ze sobą ludzi, na radykalnej polaryzacji, na dyskryminowaniu mniejszości. Nie oznacza to jednak pogardzania osobami, które są jej autorami. Niezależnie od tego, jak postępują, są oni nadal ludźmi – a jako takim należy im się fundamentalna wolność i godność. Przepisując to na konkrety: przeciwnik PiS-u może gardzić polityką wywracania instytucji pod hasłem ich „demokratyzacji” tudzież „reformowania”, ale nie powinien gardzić Jarosławem Kaczyńskim i Zbigniewem Ziobrą jako ludźmi.

Tak rozumiana pogarda dla czynów, a nie dla ludzi, może być elementem liberalnego myślenia. Nie warto bowiem zakładać ani że politykę można oprzeć na czystym rozumie, ani też, że da się ją oprzeć wyłącznie na emocjach w punkcie wyjścia pozytywnych. Jest to z pewnością podejście ryzykowne, jednak warto pamiętać, że w wielkich przedsięwzięciach politycznych rozum i namiętności odgrywają równie ważną rolę. Żadne wartościowe przedsięwzięcie polityczne nie jest możliwe bez takich emocji, które umożliwiają ludziom afiliację i skłaniają ich do poświęcenia i walki. Jeśli ktoś pragnie bronić liberalizmu, musi to robić z pasją – a jednocześnie używać rozumu, by trzymać bardziej ryzykowne emocje na wodzy. W naszych polskich, przepełnionych polaryzacją warunkach nie jest to łatwe. Może jest nawet coraz trudniejsze. Ostatnią kampanię prezydencką trzeba traktować jako sygnał alarmowy. Jednak w końcu Rzeczpospolita to rzecz na pokolenia – zatem naprawdę warto.