„Druga żona Drolca, Pauline, spoczywa prawdopodobnie w grobie Bastów” [1]. Z tym zdaniem, które zapisał w „Śmierci w bunkrze” przed 16 laty, Martin Pollack konfrontuje się w swym najnowszym reportażu. Wówczas rozliczał się z nazistowską przeszłością swojej rodziny i wyjaśniał tajemnicę śmierci ojca, Gerharda Basta, oficera SS odpowiedzialnego między innymi za zbrodnie na Żydach i ludności cywilnej Warszawy. Ciotka Pauline, siostra jego dziadka, na kartach tamtej książki pojawiła się zaledwie kilka razy, zupełnie epizodycznie. Ot, towarzyszka starej matki, opiekunka domu Bastów w Tüffer (słoweńskie Laško), gospodyni, żona organisty Drolca. Postać na wskroś przeciętna, zanurzona w codzienności małego miasteczka na pograniczu słoweńsko-austriackim. Pochówek w rodzinnym grobowcu byłby logicznym dopełnieniem jej spokojnego życia. Jednak w toku rodzinnego śledztwa, które Pollack rozpoczął już po opublikowaniu opowieści o ojcu, wyszło na jaw, że przypuszczenie to jest fałszywe. Losy Pauline są zagadką, z którą pisarz mierzy się na kartach najnowszej książki.

Pauline, urodzona w 1875 roku, w czasie II wojny światowej była już starszą panią i właściwie nie wychodziła ze swojego mieszkania. Przez cały czas utrzymywała jednak kontakt z rodziną w Zagrzebiu i Amstetten, a jej mąż był postacią lubianą i szanowaną przez słoweńskich sąsiadów. W 1945 roku została wyprowadzona z domu przez młodego partyzanta, chłopaka z okolicy, i już nie wróciła. Zabrano ją do zamku w Hrastovcu (niemiecki Gutenhaag), prowizorycznego obozu koncentracyjnego, do którego zwożono zarówno okoliczną ludność niemiecką, jak i Słoweńców podejrzanych o kolaborację z okupantem czy uznanych za wrogów instalującego się dopiero reżimu komunistycznego. Jak wyglądały jej ostatnie chwile? Dlaczego ani jej mąż, ani nikt z sąsiedztwa nie protestował, gdy wyprowadzano ją z rodzinnego domu? Czy próbowała się opierać? Gdzie znajduje się jej grób? Na te pytania Pollack szuka odpowiedzi. Idzie jednak dalej i w poszlakowym śledztwie stara się odtworzyć nie tylko życie i poglądy ciotecznej babki, lecz także atmosferę i stosunki panujące w jej dolnostyryjskim otoczeniu.

Historia zwyczajnej kobiety

Cały problem w tym, że o losach Pauline wiadomo zatrważająco mało. Nie dość, że wiodła życie gospodyni domowej, to na dodatek była introwertyczką, czującą się najlepiej w domowym zaciszu. Nie brała tak aktywnego udziału w życiu niemieckiej społeczności Tüffer/Laška [2] jak inni członkowie rodzinny Bastów, a od politycznej działalności i narodowoniemieckiej retoryki (która płynnie przeszła w sympatię i zaangażowanie po stronie nazizmu), w której lubowali się jej bracia, wydawała się stronić. Wyszła zresztą za mąż za zdeklarowanego Słoweńca, żeby nie rzec słoweńskiego nacjonalistę, i nawet jeśli było to małżeństwo z rozsądku, trudno się spodziewać, ażeby postąpić tak mogła wyznawczyni Wielkich Niemiec. Pozostały po niej listy i kartki wymieniane z rodziną oraz rodzinne zdjęcia, nie jest ich jednak zbyt wiele. Dzieci, które mogłyby opowiedzieć o jej zachowaniu, też nie zostawiła, gdyż za mąż wyszła już w dojrzałym wieku, a wujowie Pollacka zamilczeli jej życie. Chociaż – jak zwraca uwagę sam pisarz – jej śmierć mogłaby się doskonale wpisać w ich narrację o niemieckiej ofierze i słoweńskim ucisku, wymazali ją z rodzinnej pamięci. Dlatego, żeby zdefiniować życie i postawę Pauline, Pollack mozolnie i bez uprzednich założeń rekonstruuje jej otoczenie: przestrzeń domu i sąsiedztwa, relacje rodzinne i uwikłania polityczne, odtwarza sposób, w jaki mogła zostać wychowana w małomiasteczkowym środowisku Niemców z Dolnej Styrii. Ustawia w swej opowieści reflektory w nieoczywistych miejscach i z różnych stron rzuca światło na nieuchwytną postać kobiety z Tüffer/Laška. A jednocześnie pochyla się nad każdym słowem czy literą, które wyszły spod jej ręki, jak wtedy, gdy zwraca uwagę na stosowany przez nią niemiecki zapis nazwiska jej męża, w wersji Drolz, lub cudzysłów, w który ujmuje w czasie wojny pozdrowienie „Heil Hitler!”. Detektywistyczne metody i strategie opisu, które Pollack stosuje, aby odtworzyć losy i przekonania swej ciotecznej babki, zainspirować mogą niejednego historyka społecznego.

Opowieść o Pauline dobrze się bowiem wpisuje w historię życia codziennego, historię oddolną, która rozsadza ramy tradycyjnych narracji politycznych i narodowych. Z perspektywy okna, w którym tkwi nazbyt często Pauline, konflikty narodowościowe pogranicza rysują się zgoła inaczej niż z perspektywy ław, w których przy piwie zasiadają członkowie akademickich korporacji, owładnięci fanatycznym nacjonalizmem i antysemityzmem. Odpomnienie biografii „kobiety bez grobu” odsłania też porządek płci w mieszczańskim środowisku Dolnej Styrii na początku XX wieku, a można by wręcz rzec – porządek płci pierwszego nacjonalistycznego pokolenia. Pollack zwraca uwagę na to, że socjalizacja jego ciotek i wujów przebiegała w zupełnie odmienny sposób. W rodzinie, szkole i organizacjach społecznych przypisano im role według różnych kryteriów. Podczas gdy tożsamość tych pierwszych zdaje się być bardziej kształtowana przez płeć niż narodowość i ciągle dopuszczalne są w ich przypadku mieszane małżeństwa, ci drudzy wychowywani są na zagorzałych nacjonalistów. W następnym pokoleniu powszechna edukacja państw narodowych zaprowadzi w tym względzie równość.

Lokalny nacjonalizm

Zbiorowym bohaterem książki Pollacka stają się z kolei lokalne społeczności, których członkami są jego wujowie, ciotki, ich krewni i sąsiedzi. Przez pryzmat rodziny Bastów oraz ich rodzinnego miasteczka (przez Niemców nazywanego Tüffer, a przez Słoweńców – Laškiem) widać, jak polityka agresywnego nacjonalizmu, realizowana przez państwa narodowe i nowoczesne ruchy polityczne, prowadzi do rosnącego napięcia społecznego i w konsekwencji do rozsadzenia wspólnoty. W świecie czarno-białych podziałów na swoich i obcych coraz trudniej jest obronić nawet neutralne relacje i współdziałanie na poziomie życia codziennego. Na kartach książki towarzystwa śpiewacze, czytelnie czy lokalne wspólnoty religijne stają się bastionami skrzętnie budowanej wrogości między społecznością niemiecką i słoweńską, a tradycyjne stroje zamieniają się w manifesty ideologii i przynależności politycznej, jak chociażby styryjskie skórzane spodnie i długie białe skarpety noszone przez austriackich nazistów. Agresywny język, resentymenty i stereotypy zaczerpnięte od ideologów narodowych sączą jad i zatruwają wzajemne stosunki. Pollack w żaden sposób nie zdejmuje odpowiedzialności z członków swojej rodziny, w pełnej krasie ukazując ich agresywność, brutalność i polityczny ekstremizm, prowadzący w okresie międzywojennym do najpierw zakonspirowanego, a później już jawnego zaangażowania w narodowy socjalizm. Krytycznie jednak przygląda się również działaniom słoweńskich władz, które w okresie międzywojennym nie szczędziły ludności niemieckiej zamieszkującej pogranicze dyskryminujących zarządzeń, czy chociażby utrudnień w stworzeniu własnej szkoły, gwarantowanej przez międzynarodowe traktaty.

O ile w „Śmierci w bunkrze” i wielu innych tekstach Pollack dokonywał rodzinnego rachunku sumienia i przeprowadzał wiwisekcję przekonań środowiska, w którym się wychowywał, o tyle w „Kobiecie bez grobu” za sprawą historii życia Pauline rozlicza procesy i zjawiska, które doprowadziły do tego, że nawet ci, którym najbardziej odpowiadała rola spokojnych obserwatorów życia publicznego, nie mieli szansy ujść cało.

 

Przypis:

[1] Martin Pollack, „Śmierć w bunkrze. Opowieść o moim ojcu”, przeł. Andrzej Kopacki, wyd. Czarne, Wołowiec 2008, s. 36.

[2] Dla podkreślenia złożonej tożsamości wspominanych miejsc stosuję w ich opisie podwójne nazewnictwo, podobnie jak Martin Pollack.

Książka:

Martin Pollack, „Kobieta zza grobu”, przeł. Karolina Niedenthal, wyd. Czarne, Wołowiec 2020.

 

* Fotografia użyta na stronie głównej: Martin Pollack na Wiedeńskich Targach Książki, 2019. Fot. Bwag. Źródło: Wikimedia Commons (CC BY-SA 4.0).