Odnoszę wrażenie, że Polska moich dziadków i Polska moich rówieśników są na coraz ostrzejszym kursie kolizyjnym. Świat starszych generacji to uniwersum, w którym liczą się wartości narodowe, często nierozerwalnie związane z polskim „barokowym katolicyzmem”, mesjanizmem i niechęcią do zmian, oraz części obywateli odstających od wykształconego w polskiej kulturze pojęcia normalności. Moje pokolenie z kolei nie przeżyło komunizmu i zdaje się mniej obciążone historycznym bagażem „kultury podległości”, o której pisał Jarosław Kuisz. Dla moich rówieśników ważniejsze są wartości liberalne bądź lewicowe oraz to, w jaki sposób starają się one rozwiązać problemy związane z kryzysem klimatycznym czy łamaniem praw człowieka.

Zamiast załamywać ręce w narodowym resentymencie, powtarzając słynną Gombrowiczowską frazę „Słowacki wielkim poetą był”, Ministerstwo Edukacji Narodowej powinno wreszcie zrobić pierwszy krok w stronę wyjścia z niepodległościowo-romantycznych schematów. | Jakub Banachowicz

Konflikt pokoleniowy jest w Polsce olbrzymi, a niechęć do poglądów drugiej strony silna w obu przypadkach, jednak to starsze generacje próbują narzucić młodszym swoje schematy myślenia, o czym trafnie pisał Krzysztof Katkowski w tekście dla „Kultury Liberalnej”. Problem w tym, że są to schematy w znacznej mierze nieaktualne. Kultura młodzieży ma zdecydowanie więcej wspólnego z serialami na Netflixie i z zagraniczną muzyką ze Spotify niż mesjanizmem Mickiewicza, „Weselem” Stanisława Wyspiańskiego czy pieśniami patriotycznymi. Moi rówieśnicy podchodzą z dystansem do idei romantycznych czy narodowych, a na niektóre pozycje z listy lektur patrzą raczej z ironią niż zachwytem. Ich czytanie, co wiem z własnego doświadczenia, jest często smutną koniecznością i niewiele ma wspólnego z autentycznym poznawaniem dzieł kultury. Z tego powodu wielu uczniów w ogóle nie czyta lektur, opierając się na streszczeniach znalezionych w internecie, a na lekcjach ze zniecierpliwieniem czeka na dźwięk dzwonka. Zamiast załamywać ręce w narodowym resentymencie, powtarzając słynną Gombrowiczowską frazę „Słowacki wielkim poetą był”, Ministerstwo Edukacji Narodowej powinno wreszcie zrobić pierwszy krok w stronę wyjścia z niepodległościowo-romantycznych schematów. Poza Olgą Tokarczuk, której „Prawiek i inne czasy” widziałbym na liście lektur ze względu inspiracje filozoficzne i szeroki zakres poruszanych problemów, powinien znaleźć się tam również „Transatlantyk” Witolda Gombrowicza. Dzieło to mogłoby posłużyć za kubeł zimnej wody na przestarzałe już postawy Gustawa/Konrada i demony bohaterów „Wesela”. Gombrowicz pozwala na podejście do „kultury podległości” z większym dystansem, który kwestionuje powagę konfliktu Polski „synowskiej” z „ojcowską” oraz dramatyzm przodków. Ta lektura to również szansa na dostrzeżenie wielu nawiązań do współczesnych realiów. Chociażby w hipokryzji buńczucznych deklaracji pracowników konsulatu o ofensywie na Berlin w czasie kampanii wrześniowej czy wykorzystywaniu talentu Gombrowicza w imię racji stanu, która całkowicie pomijała interesy jednostki. Nastolatkowie z pewnością zauważą też absurd postaw członków Związku Kawalerów Ostrogi, którzy dla „sprawy polskiej” gotowi byli popełnić nawet najstraszniejsze zbrodnie.

Czy jednak, jak twierdzi Katkowski, matury w ostatnich latach są stricte polityczne? Do pewnego stopnia – na pewno. Jest to efektem czynników zewnętrznych, jak strajk nauczycieli czy wybory prezydenckie i szkodliwa opieszałość władzy w podaniu terminu matur – nie wynika zaś z samej istoty egzaminu dojrzałości. Nie zmienia to faktu, że w istocie pójdziemy na studia z „bagażem lekturowych traum”. Biorąc pod uwagę podejście politycznych decydentów, naszym młodszym kolegom i koleżankom będzie jeszcze ciężej.

 

Fot. Pixabay.com, CC0 Public Domain