Policja i obóz władzy podsycają agresję

Ciekawe jak długo jeździłaby bezpiecznie po ulicy furgonetka propagująca przez megafon przekaz antyrządowy? Wyobraźmy sobie furgonetkę z napisem: „Skorumpowany rząd PiS chce wprowadzić w Polsce dyktaturę i wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej” – czy mogłaby liczyć na ochronę rządu oraz policji?

A jednak w ostatnim czasie po ulicach zaczęła krążyć nienawistna ciężarówka, która przy pomocy megafonów i plakatów upowszechnia treści szykanujące osoby LGBT+. W czasie sobotniego protestu w obronie mniejszości seksualnych w Warszawie ciężarówka jeździła w pobliżu demonstrujących w asyście wozów policyjnych.

Protest miał konkretny powód. Niewiele wcześniej policja włożyła wiele wysiłku, aby zatrzymać osoby, które powiesiły tęczowe flagi na kilku warszawskich pomnikach. Konkretnym zapalnikiem było jednak tymczasowe aresztowanie transpłciowej aktywistki znanej jako Margot.

Jest oczywiste, że w sprawie aresztowania orzekł sąd – decyzję sądu trzeba było wykonać. Jest także oczywiste, że w istniejącym kontekście społecznym postanowienie sądu wzbudziło publiczny protest. W tej sytuacji policja mogłaby mediować, aby uspokoić sytuację. Politycy rządu mogliby powiedzieć, że zależy im na transparentnym postępowaniu, a państwo powinno chronić prawa każdego obywatela. Dramat polega na tym, że policja i obóz władzy z entuzjazmem podsycają agresję.

Jeśli chodzi o policję, trudno mieć wątpliwości, że jej działania przy okazji aresztowania Margot miały charakter nadmiarowy i represyjny. Zamiast załatwić sprawę odpowiedzialnie i pokojowo, policja zatrzymała blisko pięćdziesiąt innych osób obecnych na miejscu zdarzenia. Niektóre z nich w geście solidarności pokojowo protestowały przeciwko aresztowaniu, natomiast ze wstępnego raportu Rzecznika Praw Obywatelskich wynika, że wśród zatrzymanych byli nawet przechodnie niezaangażowani w protest. Raport pokazuje, że w działaniu policji doszło następnie do licznych nieprawidłowości.

Wątpliwości budzą także intencje polityków obozu rządzącego. Ze szczególną intensywnością reagowali na sytuację politycy Solidarnej Polski, tacy jak Zbigniew Ziobro i Patryk Jaki, którym wyraźnie zależało na eskalacji konfliktu. Ale i wiceprezes PiS-u Joachim Brudziński na Twitterze skomentował sytuację słowami: „Lewactwo zawyło”.

Tymczasem w sprawie furgonetki szerzącej nienawistne treści wobec mniejszości seksualnych obóz władzy milczy. Z kolei Ministerstwo Sprawiedliwości ogłosiło na lata 2020–2023 realizację programu „Przeciwdziałania przestępstwom dotyczącym naruszenia wolności sumienia popełnianym pod wpływem ideologii LGBT” [sic!]. Działania policji, a także polityków obozu rządzącego, potwierdzają ocenę, że w ostatnim czasie rządząca prawica prowadzi nagonkę na osoby LGBT+.

Policja mogłaby mediować, aby uspokoić sytuację. Politycy rządu mogliby powiedzieć, że zależy im na transparentnym postępowaniu, a państwo powinno chronić prawa każdego obywatela. Dramat polega na tym, że policja i obóz władzy z entuzjazmem podsycają agresję. | Tomasz Sawczuk

„Ale przecież Margot to chuligan”

W tym miejscu osoby o skłonnościach prawicowych zgłaszają często dwa argumenty. W pierwszej kolejności wskazuje się na to, że Margot została aresztowana za uszkodzenie furgonetki i akt przemocy wobec kierowcy.

W tym kontekście trzeba odróżnić wymierzenie kary od tymczasowego aresztowania, czego po prawej stronie niemal nikt nie robi. Karę wymierza sąd po procesie. W przypadku Margot – jeśli potwierdzą się znane publicznie okoliczności sprawy – przypuszczalnie wystarczająca byłaby grzywna.

Natomiast tymczasowy areszt to najbardziej dotkliwy środek zapobiegawczy, który stosuje się na czas postępowania, czyli zanim zostanie wydany wyrok. Zakres jego zastosowania określa prawo. Areszt jest na przykład uzasadniony, jeśli osoba podejrzana będzie mataczyć, co utrudniałoby przeprowadzenie uczciwego procesu. Nie wystarczy zatem stwierdzić zawczasu, że ktoś jest winny, żeby orzec areszt.

Rzecznik Praw Obywatelskich, a także organizacje społeczne od dawna wskazują, że areszt tymczasowy jest w Polsce stosowany zbyt często. Jak wskazywała w zeszłorocznym raporcie Fundacja Court Watch Polska, „tymczasowe aresztowanie bywa w Polsce stosowane nawet w przypadkach, gdy z dowodów zawartych w aktach sprawy nie wynika konieczność pozbawienia wolności człowieka, wobec którego obowiązuje zasada domniemania niewinności”.

Politycy obozu rządzącego nagle doszli do wniosku, że sądy działają dobrze, ponieważ podoba im się decyzja o aresztowaniu. Jeśli jednak areszt miał w tym przypadku uzasadnienie, to – w związku z emocjami i napięciami, które budzi sprawa – wątpliwości powinny zostać w dobrej wierze publicznie wyjaśnione. Tymczasem trudno nie zwrócić uwagi, że rządząca prawica w pierwszej kolejności rozkoszuje się represjami wobec człowieka, którego uważają za wroga.

Przeciwnicy możliwości zawierania małżeństw przez pary homoseksualne bez wątpienia uważają seksualność za sprawę publiczną – ponieważ ważne jest dla nich, jaka jest seksualność małżonków. | Tomasz Sawczuk

„Ale przecież środowiska LGBT epatują swoją seksualnością”

Do tego po prawej stronie często pojawia się stwierdzenie, że mniejszości seksualne „prowokują” swoją seksualnością, co miałoby uzasadniać negatywną reakcję władz wobec „prowokacji”. Twierdzenie to wydaje się z wielu powodów krzywdzące, a wyczerpująca odpowiedź wymagałaby obszernego wyjaśnienia – dlatego w tej chwili zwróćmy uwagę na dwie kwestie.

Po pierwsze, uderza bezrefleksyjne używanie przez wiele osób wyrażenia „środowiska LGBT”. Można szacować, że w przypadku Polski mowa o 1–2 milionach osób. Byłoby krzywdzące wziąć tak wielką grupę ludzi i przypisać im wszystkim wspólną cechę, na którą nie mają wpływu, a którą jest „epatowanie seksualnością” – to sprowadzenie realnego, wielowymiarowego życia człowieka do kontekstu seksualnego. W takim ujęciu znika indywidualność i wartość każdej osoby. Byłoby to niepokojąco podobne do rasistowskich klisz znanych z przeszłości, takich jak twierdzenie, że „żydzi są chciwi” albo „wszyscy czarni się znają”.

Po drugie, w obecnej sytuacji każdy, kto zawiera małżeństwo, zwraca uwagę na swoją seksualność. Instytucja małżeństwa jest publiczna, a do małżeństwa dopuszczone są obecnie jedynie pary heteroseksualne. Co więcej, z punktu widzenia tradycji katolickiej brak współżycia jest przesłanką do stwierdzenia nieważności małżeństwa. A zatem jeśli religijna para bierze dzisiaj ślub, to czyni sprawę seksu kwestią publiczną. A jeśli para ma dzieci, a potem umieszcza ich zdjęcia w mediach społecznościowych – to również wiadomo, że dzieci nie przynoszą bociany.

Trzeba odróżnić dwie kwestie, które w wypowiedziach przedstawicieli prawicy często składają się w jedną kwestię: z jednej strony akt seksualny, a z drugiej strony seksualność jako jeden z wymiarów człowieczeństwa. Większość osób zgodzi się, że sprawy konkretnych aktów seksualnych są co do zasady prywatne – nie jest tematem polityki pytanie o to, w jaki sposób dana para lubi uprawiać seks. Jednak seksualność staje się tematem publicznym, kiedy zaczynają od niej zależeć nasze wolności i prawa.

Przeciwnicy możliwości zawierania małżeństw przez pary homoseksualne bez wątpienia uważają seksualność za sprawę publiczną – ponieważ jest dla nich ważne, jaka jest seksualność małżonków. Jeśli komuś zależy na tym, żeby mniej zważać na to, kto z kim sypia, to mógłby popierać równość małżeńską – wtedy obrączka nie powie tej osobie niczego o życiu seksualnym.

Jest ważne, aby po stronie mniejszości opowiedziała się silna większość tolerancyjnych Polaków, którzy nie zgadzają się na krzywdzenie słabszych – bo myślę, że wciąż jest nas większość. | Tomasz Sawczuk

Tolerancyjna większość Polaków, czyli potrzebujemy pluralizmu silnych

W liberalnej demokracji powinniśmy stać jednocześnie po stronie prawa i po stronie słabszych. W optymalnej sytuacji powinno być tak, że prawo – a wraz z nim państwo – chroni słabszych. Prawo nie jest jednak idealne, a państwo nie zawsze wywiązuje się ze swoich obowiązków. Odpowiedzialna władza powinna dostrzegać, że tak się dzieje i dążyć do polepszenia sytuacji. Niestety obecny rząd przyjął odwrotną postawę i opowiedział się za prowadzeniem nagonki na mniejszości seksualne.

Pogląd, że trzeba być wrażliwym na krzywdę i pomóc słabszym, jest niewątpliwie chrześcijańskim dziedzictwem liberalizmu, którego źródła prowadzą do kosmopolitycznych ideałów wiecznego pokoju. Pogląd, że liczy się agresja i siła, do którego intuicyjnie odwołuje się rządząca prawica, to dziedzictwo pogańskie, które prowadzi do wizji wiecznego konfliktu na śmierć i życie.

Nie odnajduję się do końca w żadnej z tych dwóch alternatyw. Prawda jest taka, że ważne jest jedno i drugie – tylko silni będą mogli pomóc słabszym. Potrzebujemy pluralizmu silnych. Tyle że w Polsce rząd obrócił siłę państwa przeciwko części swoich obywateli – skoro państwo ich nie broni, musimy stanąć po stronie mniejszości.

Nie jest obojętne, w jaki sposób broni się innych. Radykalne hasła w rodzaju „J***ć policję” niekoniecznie pomogą pozyskać sympatię przeciętnych Kowalskich. Byłyby także niesprawiedliwe wobec funkcjonariuszy, którzy w całej Polsce uczciwie wykonują służbę. Pomogą one raczej eskalować konflikt radykałom z Solidarnej Polski. Tymczasem jest ważne, aby po stronie mniejszości opowiedziała się silna większość tolerancyjnych Polaków, którzy nie zgadzają się na krzywdzenie słabszych – bo myślę, że wciąż jest nas większość.