Jakub Bodziony: Policja zatrzymała cię w zeszły piątek podczas aresztowania aktywistki Margot. Jak do tego doszło?
Filip Pawlak: Byłem na pokojowym proteście pod budynkiem Kampanii Przeciwko Homofobii, który miał solidaryzować się z Margot. To była kuriozalna sytuacja, bo ona wtedy sama chciała się oddać w ręce policji.
Policja twierdzi, że tłum był zbyt duży i funkcjonariusze bali się interweniować.
Trochę mnie to przeraża, że dwa duże radiowozy z policjantami nie wystarczyły do tego, żeby zapanować nad setką aktywistów. Zwłaszcza że z naszej strony nie było żadnej fizycznej agresji. Na miejscu byli też posłowie Lewicy, którzy potwierdzają, że całość przebiegała pokojowo.
W pewnym momencie dostaliśmy informację, żeby zrobić luźny szpaler, bo Margot chce oddać się policji. Ludzie natychmiast się do tego zastosowali, a ona podeszła do radiowozu, razem z obecnymi parlamentarzystkami i ludźmi z KPH. Jednak funkcjonariusze nie chcieli jej zabrać, chociaż dokładnie po to przyjechali. Padł pomysł, że skoro służby są bezczynne, to my idziemy na Krakowskie Przedmieście, pod pomnik Mikołaja Kopernika. Bardzo spokojnie, na zielonych światłach – i razem z funkcjonariuszami poszliśmy w tamtą stronę. Na miejscu czekało na nas kilka policyjnych oddziałów.
I co dalej?
Nagle zobaczyliśmy cywilny radiowóz, słychać był krzyki, ludzie starali się go zatrzymać i usiedli dookoła niego. Okazało się, że do środka zapakowali Margot. Momentalnie samochód i protestujący zostali otoczeni kordonem policji. Wyglądało to bardzo nieprofesjonalnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę czas, miejsce i emocje z tym związane. Sytuacja zaczęła się zagęszczać, a przecież było tyle możliwości, żeby zatrzymać ją wcześniej!
Policja zaczęła rozdzielać ludzi?
Po prawie godzinie funkcjonariusze zaczęli rozrywać łańcuch protestujących, tak aby utorować drogę. Ludzie próbowali protestować, ale chwilę później radiowóz odjechał. W międzyczasie zebrało się sporo ludzi, w tym przedstawiciele mediów. Policja zaczęła zatrzymywać kolejne osoby, komuś ciekła krew z głowy, okazało się, że niektórzy protestujący są ranni. Wznosiliśmy okrzyki i apelowaliśmy o wypuszczenie zatrzymanych, tego samego domagały się posłanki, które nie mogły doprosić się o podstawę prawną działań policji. Służby zaczęły odcinać ulicę z dwóch stron.
Straciłem jakiekolwiek zaufanie do państwa i wszystkich jego organów. Coraz mniej wierzę w to, że policja stosuje adekwatne środki przymusu, prokuratura jest neutralna, a sąd wyda wyrok, który jest zgodny ze stanem faktycznym. | Filip Pawlak
Jak doszło do twojego zatrzymania?
Zaniepokoiłem się, kiedy policja zaczęła spisywać i zatrzymywać zupełnie przypadkowe osoby – w tym moją przyjaciółkę, która była na miejscu jako dziennikarka. Funkcjonariusz odpowiedział, że służby przez głośniki nawołują osoby postronne do rozejścia się i nie powinno nas tu być. Przy okazji pan zaczął od razu mnie spisywać i poinformował, że jestem zatrzymany za udział w zbiegowisku. Udało mi się napisać do przyjaciół, że wiozą mnie komisariat. Później nie miałem już dostępu do telefonu. Dopiero potem dowiedziałem się, że zostały zatrzymane nawet osoby, które szły z zakupami i miały tęczową flagę.
Policja dobrze cię traktowała?
Kulturalnie, chociaż panował wielki chaos. Nie skuli mnie, zostałem zaprowadzony do radiowozu i pojechaliśmy na ulicę Wilczą. Było czuć, że oni też nie panują nad sytuacją. Na miejscu przeszedłem niezbędną rewizję i zostałem umieszczony za kratą w oczekiwaniu na protokół zatrzymania i dalsze czynności. Najdziwniejsze było dla mnie to, że nikt z nas nie mógł wykonać żadnego telefonu – ani do matki, ani do adwokata. Sam miałem szczęście, bo dzięki interwencji przyjaciół prawniczka zgłosiła się po mnie sama.
Kiedy się z nią spotkałeś?
Dopiero po kilku godzinach, niektórzy czekali jeszcze dłużej. Otrzymaliśmy pełen protokół zatrzymania, który musieliśmy poprawić. Były tam dziwne fragmenty, takie jak oświadczenie, że nie będziemy zgłaszali zastrzeżenia do legalności, stosowności i przeprowadzenia zatrzymania. To był mój pierwszy kontakt z policją w tej roli, więc nie wiedziałem nawet, na co zwrócić szczególną uwagę. Gdyby nie kontakt z prawnikiem, pewnie bym to podpisał od razu.
Później dowiedziałem się, że trafię na dołek, poza Warszawą. Przejechaliśmy jeszcze przez szpital, bo z racji tego, że jestem leczony psychiatrycznie, lekarz musiał wyrazić zgodę na moje tymczasowe zatrzymanie. Wszystko trwało godzinami – do PDOZ w Piasecznie trafiłem dopiero około 6 rano i próbowałem chociaż chwilę się przespać.
Rozmawiałeś z kimś jeszcze podczas zatrzymania?
W okolicach południa zjawiły się panie z Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur z biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Pytały o mnóstwo rzeczy, które okazują się być istotne, jak to, czy otrzymaliśmy regulamin zatrzymania, czy dostaliśmy żywność i wodę. Jak zawsze, problemem okazały się procedury. Wylądowałem w jednoosobowej celi, jedynie z pryczą, kocem i przyciskiem awaryjnym. Nie wiedziałem, czy mogę poprosić o jedzenie i picie. Nikt mi tego nie powiedział, byłem skołowany i po nieprzespanej nocy. Taka inicjatywa powinna chyba wyjść ze strony funkcjonariuszy.
Jeśli o mnie chodzi, to było dość spokojnie, ale w raporcie RPO można znaleźć mnóstwo informacji o tym, że niektóre osoby były traktowane w bardzo zły sposób.
Słyszałem, że najgorzej było w Nowym Dworze Mazowieckim, tam miało dojść również do molestowania i przemocy wobec osób transpłciowych.
Tranzycja jest oficjalnym procesem, objętym opieką lekarza. Policja chyba nie zna tego terminu, ale myślę, że to nie jest koniecznie, żeby funkcjonariusze uszanowali czyjś stan zdrowia. Osoby trans często przyjmują hormony, są w różnej sytuacji psychicznej, fizycznej i wymagają szczególnej opieki. Zwracanie się do kogoś, kto identyfikuje się jako kobieta, imieniem męskim lub odwrotnie – czyli dead name – formą, której osoba w trakcie tranzycji już nie używa, to zwykła przemoc. Do tego dochodzi sprawa dotykania części intymnych, jakby funkcjonariusze osobiście chcieli się przekonać, jakiej płci są zatrzymani. To obrzydliwe i wymaga dokładnego sprawdzenia.
Jak zakończyło się twoje zatrzymanie?
Pojechaliśmy znowu na komisariat na Wilczej, gdzie około 16.00 zostałem przesłuchany, w obecności mojej prawniczki. Na koniec postawiono mi zarzuty.
Jakie?
Udziału w nielegalnym zbiegowisku ze świadomością dokonywania zamachu na osoby lub mienie. Taka czynna bandyterka, wandalizm. Wszyscy zatrzymani tej nocy zostali oskarżeni o to samo. Nie przyznałem się do winy i odmówiłem składania wyjaśnień – na to będzie czas w sądzie.
Co się działo po twoim wyjściu z komisariatu?
Od razu po wyjściu zadziwiła mnie skala solidarności. Takich gestów nie było nawet w zeszłym roku po marszu równości w Białymstoku, gdzie bito ludzi i rzucano w nich kamieniami.
Społeczność LGBT, pokrzywdzone kobiety czy niepełnosprawni od lat znoszą cierpliwie słowa polityków, że zaraz, że później, że musimy poczekać, że ich prawa nie są istotne. | Filip Pawlak
Ta akcja zrobiła z was męczenników?
Myślę, że to za duże słowo, nie czuję się żadnym bohaterem. Ale rzeczywiście, policjanci dostarczyli jakieś warstwy symbolicznej i ikonograficznej do tej sytuacji, której byłem przypadkowym uczestnikiem. Moje doświadczenia były relatywnie dobre, ale pamiętajmy też, że jestem osobą niepełnosprawną. Gdyby w prasie pojawiło się oskarżenie o stosowanie wobec mnie przemocy, to byłby strzał w stopę.
Przemoc wobec osób transseksualnych to już nie problem?
Absolutnie jest to problem! Ale w większości kogo oni w Polsce obchodzą? Czy Polacy rozumieją, czym jest transseksualizm? Zapominamy o nich, niestety często są stygmatyzowani nawet wewnątrz ruchu LGBTQ. Prawie codziennie słyszymy o kolejnych osobach trans, które zostały wyszydzone, pobite czy zaszczute do tego stopnia, że popełniły samobójstwo. Jednak tym razem skala reakcji ze strony przedstawicieli aparatu państwa jest zdumiewająca. Policja była konfrontacyjna, a przecież na pewno są tam specjaliści od deeskalowania demonstracji.
Gdy siedziałem w radiowozie, wychwyciłem nadawane z radia słowa ,,łapiemy ludzi dynamicznie”, mój znajomy usłyszał zdanie „złapcie mi trzech”. W ten sposób zatrzymano 48 osób! Nie przypominam sobie, żeby policja działała w ten sposób, chociażby podczas marszu równości w Białymstoku. Może funkcjonariusze bali się tamtych ludzi, a geje i lesbijki to łatwy cel? Trudno znaleźć sensowne wytłumaczenie tej dysproporcji.
Można powiedzieć, że skoro tam poszedłeś, to musiałeś liczyć się z konsekwencjami.
Tylko że ja straciłem jakiekolwiek zaufanie do państwa i wszystkich jego organów. Coraz mniej wierzę w to, że policja stosuje adekwatne środki przymusu, prokuratura jest neutralna, a sąd wyda wyrok, który jest zgodny ze stanem faktycznym.
Jak sprawa Margot wpłynęła na środowisko LGBT?
Myślę, że jest w nas coraz więcej złości. To nie jest dobra wiadomość, ale trudno się temu dziwić. Społeczność LGBT, pokrzywdzone kobiety czy niepełnosprawni od lat znoszą cierpliwie słowa polityków, że zaraz, że później, że musimy poczekać, że ich prawa nie są istotne.
Bo zawsze w perspektywie są następne wybory. A nawet gdyby opozycja je wygrała, to lepiej, żebyście byli cicho, inaczej PiS wróci do władzy.
I tak to sobie trwa, a w międzyczasie żaba się gotuje – granica przesuwa się coraz dalej. Ludzie piszą o tym, że są bici, opluwani, dostają wiadomości z pogróżkami. Przykład z zeszłego tygodnia – chłopak został zaszczuty przez mieszkańców swojej wsi do tego stopnia, że bał się wychodzić z domu. Takich sytuacji jest mnóstwo. To wszystko odkłada się w ludziach. Zawsze próbowałem rozmawiać, działać u podstaw, ale teraz zaczynam szanować radykalizm najmłodszych osób.
Dlaczego?
Bo oni stwierdzili, że mają dosyć. Chcą żyć w normalnym kraju i nie są chłopcem do bicia. Skoro politycy nie potrafią ustanowić naszych praw, to musimy je wywalczyć sobie sami.
W odpowiedzi usłyszysz, że radykalizm tylko bardziej zrazi do was ludzi.
A my co robimy od 20 lat? Jak działa Kampania Przeciw Homofobii? Na ten temat były dziesiątki akcji medialnych, mamy nawet posłów Lewicy w Sejmie, którzy domagają się naszych praw. Skutki są marne, żaden z postulatów równościowych od lat nie został spełniony.
Rafał Trzaskowski podpisał kartę LGBT w Warszawie.
Skończyło się głównie na deklaracjach, większość jej zapisów jest martwa. Naprawdę, już czas powiedzieć: „Stop bzdurom!”, nie tylko ze strony radykalnej katoprawicy, ale też rzekomo liberalnych polityków czy publicystów, takich jak Tomasz Lis, który mówi, że pogarda rodzi pogardę. Pewnie łatwo się pisze takie słowa z pozycji osoby, która zarabia kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, ma swoje mieszkanie, przywileje, pracę i status. I on nam będzie mówił, jak mamy walczyć o swoje prawa?
Żyję tu już parę lat i walczę o nie w sposób legalny, kulturalny i dyplomatyczny, ale to nie przynosi skutków. Moja mama błaga mnie, żebym stąd wyjechał, a trzynastoletni brat pisze, że bardzo się o mnie boi. Nie mam siły prowadzić tej walki aż do starości. Chcę mieć uznawanego przez państwo partnera, zawrzeć legalny związek, może kiedyś wychować dzieci. Uważam, że mam do tego prawo. My nie chcemy zniszczyć waszych rodzin, tylko po prostu założyć własne. Tymczasem prawica woli prowadzić kampanię nienawiści, która po części uderza w ich własne dzieci.
W młodszym pokoleniu jest mniej cierpliwości?
Widzą w serialach Netflixa, że niedaleko stąd ludzie tacy jak oni żyją normalnie. Nie mają zamiaru czekać i słuchać przekazu z megafonów furgonetek prolife, według których jesteśmy pedofilami. To, że są skuteczniejsi w walce o swoje prawa niż klasa polityczna, tym gorzej świadczy o Polsce. Wiesz, mam 26 lat, 31 lat temu w tym miejscu zwyciężyła „Solidarność”. Powiem ci szczerze, że nie potrafię w to uwierzyć. Naprawdę ten kraj był w stanie wygenerować tak pozytywny impuls i się dogadać? Tutaj?
Fot. Anu Czerwiński.