Chociaż w dystopijnym świecie wieloletnia wojna z dystryktami (ubogimi „stanami” państwa Panem, podlegającymi Kapitolowi – stolicy) zakończyła się już dekadę temu, wciąż co roku organizowane są Głodowe Igrzyska – okrutne rozgrywki służące „upamiętnieniu” wojny i będące przestrogą przed konfliktem mogącym powrócić w każdej chwili. Nowy ład zakłada również, że tylko Kapitol może zapewnić obywatelom Panem bezpieczeństwo, przede wszystkim dzięki kontroli nieokiełznanej ludzkiej natury (obecnej głównie w pokonanych, prymitywnych społecznościach dystryktów).

Nieustanny taniec z głodem

W „Balladzie…” Igrzyska są jeszcze we wczesnym stadium rozwoju. Każdy dystrykt losuje trybutów i trybutki (po jednym chłopcu i dziewczynce) w trakcie tak zwanych dożynek. Następnie dzieci są odsyłane do Kapitolu, tam zaś zmuszane do walki na śmierć i życie na starej zniszczonej przez wojnę arenie. By przetrwać, muszą polegać na broni zapewnionej przez organizatorów oraz na sprycie i wytrzymałości własnego organizmu. Zjawiskowe prezentacje trybutów, cyfrowa arena, interaktywne pole walki, masowa transmisja rozgrywek – wszystkie te elementy przyjdą dopiero później, wraz z rozwojem technologicznym i nowymi pomysłami organizatorów. Obecną ich bolączką jest natomiast umiarkowana atrakcyjność Igrzysk – dla widzów to raczej przygnębiający, w przeważającej części również nudny spektakl. Za nową wizję odpowiadają młodzi uczniowie Akademii (prestiżowej szkoły dla dobrze urodzonych kapitolińczyków, przygotowującej młodzież do wejścia w dorosłe życie) – w tym młody Coriolanus Snow – przyjmujący role mentorów trybutów w tegorocznej edycji Głodowych Igrzysk.

Najlepiej zapamiętana trybutka

Rozciągająca się na ponad pięćset stron powieść rozpoczyna się zarysowaniem sylwetki Snowa – młodego mieszkańca Kapitolu, dziedzica wielkiego nazwiska, choć już nie wielkiej fortuny. Trybutką przydzieloną osiemnastolatkowi jest Lucy Gray, której imię jest wprost inspirowane utworem Williama Wordswortha Lucy Gray, czyli samotność. Drobna, choć niezwykle charyzmatyczna śpiewaczka z Dwunastego Dystryktu (uchodzącego za najgorszy, z którego również pochodzi Katniss Everdeen, protagonistka „Igrzysk śmierci”, symbol rewolucji w totalitarnym świecie Collins), nie rokuje zbyt dobrze w rankingach, w których najwyżej plasują się dobrze zbudowani chłopcy. Niemniej jednak jeszcze przed wejściem na arenę, kiedy trybuci są przetrzymywani w byłym miejskim zoo, Lucy Gray zaczarowuje mieszkańców Kapitolu, włączając w to młodego Snowa, coraz bardziej ulegającego jej urokowi. Staje się ona w gruncie rzeczy problemem dla ambitnego kapitolińczyka – na drodze dalszych wydarzeń osiemnastolatek będzie musiał wybierać pomiędzy uczuciem do dziewczyny a edukacją i karierą. Czytelnicy i czytelniczki „Igrzysk śmierci” nie będą pewnie zaskoczeni rozstrzygnięciem tego wewnętrznego sporu – z pewnością jednak natrafią na wiele tropów wzbogacających ich poprzednie doświadczenie lekturowe.

Świat stworzony przez Collins jest pełen dwuznaczności, pozorów i obłudy. Sama postać Snowa – ubogiego mieszkańca Kapitolu udającego arystokratę – zdaje się tego dowodzić. Ślady wojny sprzed dziesięciu lat nadal widać w codziennym życiu mieszkańców całego Panem, rządzonego nie tyle przez Kapitol, ile przez głód, choroby i powszechne ubóstwo. W takich okolicznościach Głodowe Igrzyska nie do końca spełniają swoją funkcję – są jedynie odzwierciedleniem rzeczywistości wyniszczonego kraju, którego wewnętrzny konflikt został stłumiony – ale z pewnością nie zażegnany. Tym, co okazuje się odwracać uwagę widzów od codziennych trosk, jest postać Lucy Gray, dziewczyny uwodzącej śpiewem niczym antyczna syrena. To ona wzbudza zainteresowanie organizatorów potencjałem rozgrywek oraz ich bardziej „estradową” stroną: jeśli widz wybierze swojego faworyta, na którego los będzie mógł wpływać, Igrzyska zyskają nowy wymiar. I zaczną być również opłacalne.

Najsłynniejszy Strażnik Pokoju

Młody Snow współtworzy obraz Panem, którym przyjdzie mu zarządzać w niedalekiej przyszłości. Jest bacznym obserwatorem, strategiem, nie tylko na arenie, lecz także w kontaktach towarzyskich i medialnych. Zdaje sobie doskonale sprawę, że Głodowe Igrzyska to przede wszystkim przedstawienie, show mające konkretny cel: uzależniać widzów od brutalnych walk dzieci. Coriolanus uczy się przesuwać granicę własnej moralności. Choć teoretycznie dostrzega bezgraniczne okrucieństwo Kapitolu, stara się je usprawiedliwiać doktrynami, mówiącymi o ludzkim bestialstwie, które, niekontrolowane, może doprowadzić do kolejnej wojny. Lucy Gray – podopieczna, a później również ukochana Snowa – stanowi jego przeciwieństwo. Poniekąd jest jego sumieniem, dość niewygodnym, bo nieustannie obnażającym hipokryzję i cynizm przyszłego prezydenta. „Ballada…” w zasadzie została skonstruowana właśnie na tych dwóch postaciach czy też postawach względem sytemu totalitarnego. Studium Collins to doskonała wykładnia idei, której adresatami, wydaje się, powinna być nie tylko współczesna młodzież.

Po „Balladę…” sięgną zapewne ci zaznajomieni już z „Igrzyskami śmierci” – wydawałoby się wręcz, że rozpoczynanie serii od prequelu mogłoby nie być już tym samym doświadczeniem lekturowym. Czytelnicy i czytelniczki znający historię Katniss Everdeen rozpoznają w głównym bohaterze „Ballady…” prezydenta Snowa, wroga wolności i rządnego władzy despotę. Obraz antagonisty z serii kontrastuje tu z przedstawieniem młodego chłopaka, boleśnie doświadczającego czasów powojennych, ubóstwa i upokorzenia, chcącego jedynie przywrócić swojemu rodowi dawną chwałę. Ten dysonans poznawczy prowadzi do rekonstrukcji klasycznego bohatera literatury dziecięcej czy młodzieżowej. Snow nie jest do końca ani dobry, ani zły. Chce po prostu przetrwać Głodowe Igrzyska, które zdają się nigdy nie kończyć.

„Wojny wygrywa się głową, nie sercem”

Książka jest przesiąknięta drastycznymi scenami, obrazami głodu i okrucieństwa, przytłaczającego smutku. Choćby z tych powodów można skonstatować, że jest ona skierowana raczej do starszego, niedziecięcego odbiorcy. Nie zmienia to natomiast faktu, że powieść ta jest fantastycznie skonstruowana, również z wielu elementów wiążących ją z „Igrzyskami śmierci” i Katniss Everdeen, pozbawiona banału czy sztuczności. Collins uważnie przygląda się powojennej totalitarnej rzeczywistości, w której muszą się odnaleźć młodzi ludzie. Wiele scen przywodzi na myśl rzeczywistość historyczną znaną z prawdziwego świata: trybuci są zwożeni do Kapitolu w bydlęcych wagonach, przetrzymywani są na małpim wybiegu bez jedzenia czy wody, bici i poniżani, nie zasługują nawet na miano ludzi. Na byłych rebeliantach przeprowadzane są również eksperymenty genetyczne, co niemalże od razu przywodzi na myśl okrutne praktyki nazistowskie. Młodzież kapitolińska, nie do końca przesiąknięta złem, jest inwigilowana i kształtowana na praworządnych obywateli nowego Panem, a wszelkie ruchy oporu są tłumione przez Strażników Pokoju (uzbrojonych „policjantów” rozsianych po całym kraju). W takiej rzeczywistości dojrzewa zło, uosabiane przez Coriolanusa Snowa, przyszłego przywódcę Panem i głównego antagonistę „Igrzysk śmierci”. Jednak dekonstrukcja owego „zła” w „Balladzie…” dowodzi, że nie jest ono tak jednoznaczne, jak mogłoby się wydawać.

„Załóżmy na chwilę, że wojna to stan permanentny” [s. 173] – od tych słów Dr Gaul, organizatorka Głodowych Igrzysk i okrutna naukowczyni, rozpoczyna naukę teorii umowy społecznej. Idea ta żywo koresponduje z jednym z cytatów poprzedzających powieść: „W ten sposób widać, że kiedy ludzie żyją bez wspólnej władzy, która budzi w nich wszystkich trwogę, pozostają w stanie zwanym wojną, i to jest taka wojna, jaką każdy toczy przeciwko każdemu” [Thomas Hobbes, „Lewiatan”, 1651]. Można zatem zaryzykować stwierdzenie, że w „Balladzie ptaków i węży” Suzanne Collins wraca do stworzonego przez siebie w świata „Igrzysk śmierci”, by pochylić się nad momentem, w którym owa umowa społeczna dopiero się kształtuje. Analiza tego bardzo konkretnego wycinka rzeczywistości staje się traktatem samym w sobie, przeznaczonym dla młodego czytelnika, co stanowi ewenement literatury młodzieżowej. Tym bardziej warto pochylić się nad tą lekturą – intrygującą, przerażającą i jedyną w swoim rodzaju.

 

Książka:

Suzanne Collins, „Ballada ptaków i węży”, przeł. Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Piotr Budkiewicz, wyd. Media Rodzina, Poznań 2020.

 

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.