W chwili, gdy piszę te słowa, w końcu sierpnia, trudno przewidzieć dalszy rozwój sytuacji na himalajskich pustkowiach, o które oba kraje toczą spór sięgający dziesięcioleci. Jednak starcia zbrojne w najwyższych górach świata stały się przyczyną nowej odsłony indyjsko-chińskiej rywalizacji. Jej przestrzenią stają się technologie wykorzystywane w telefonii bezprzewodowej oraz w sektorze IT.
Chodzi zarówno o chińskie aplikacje telefoniczne, jak i sprzęt wytwarzany w Państwie Środka, z którego korzystają telkomy na całym świecie, w tym także w Indiach. Konflikt w Himalajach, starcia indyjsko-chińskie w okolicach Line of Actual Control zakończone ofiarami śmiertelnymi po obu stronach, wreszcie ciągnące się tygodniami i mało efektywne rozmowy z przedstawicielami armii chińskiej, wywołały gniew indyjskiej opinii publicznej. Jej przedstawiciele żądali aktywnych działań władz z New Delhi i oczekiwali wywarcia skutecznej presji na Pekin. Wśród żądań formułowanych przez Indusów pojawiły się głosy mówiące o bojkocie chińskich towarów, a także zaprzestaniu importu produktów oraz technologii.
Nacjonalistyczny rząd kierowany przez Narendrę Modiego nie pozostał głuchy na te oczekiwania. Wybór padł przede wszystkim na technologie cyfrowe oraz produkty znajdujące zastosowanie w sferze IT oraz telekomunikacji.
Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że to właśnie chińskie koncerny były w ostatnich latach głównymi dostarczycielami sprzętu dla indyjskiego sektora IT i telkomów. Jedynym wyjątkiem była sieć Reliance Jio, będąca własnością indyjskiego miliardera Mukesha Ambaniego, która korzystała przede wszystkim z południowo-koreańskiego, a nie chińskiego, wsparcia techologicznego i sprzętowego. Pozostałe sieci – państwowe i prywatne – aktywnie współpracowały z dostawcami chińskimi. Koncern Huawei zainwestował w Indiach niemal dwa miliardy dolarów i wydał dwieście milionów dolarów na swe największe poza granicami Chin centrum badawczo-rozwojowe w Bengaluru. Wystarczy przypomnieć, że ponad 80 procent telefonów komórkowych obecnych na rynku indyjskim to aparaty pochodzenia chińskiego.
Podobnie wygląda kwestia z aplikacjami oraz komunikatorami zainstalowanymi i wykorzystywanymi przez indyjskich abonentów telefonii komórkowej. Na dziesięć najpopularniejszych w Indiach aplikacji, pięć pochodziło z Chin. Z platform oferujących krótkie filmy video największą popularnością cieszyły się w Indiach dwie chińskie aplikacje – TikTok (prawie 100 milionów użytkowników) i Likee (ponad 19 milionów). Nie inaczej było z komunikatorami – tu popularność największą miały Helo (ponad 45 milionów) i Hago (prawie 9 milionów). Wreszcie wyszukiwarki – tutaj bezsprzecznie królowały dwie: Shareit (ponad 111 milionów) i Xende (ponad 53 miliony). Chińczycy zdominowali indyjski rynek nowych technologii.
Władze indyjskie już z początkiem lipca zaczęły podejmować próby ograniczenia tych tendencji. Wchodząc na wojenną ścieżkę z dostawcami z Chin, władze odpowiedzialne za telkomy zaleciły dwóm państwowym operatorom, czyli Bharat Sanchar Nigam Limited (BSNL) i Mahanagar Telecom Nagam Limited (MTNL) rezygnację z korzystania przy wprowadzaniu sieci 4G oprzyrządowania i oprogramowania pochodzacego z Chin. Krótko po tym zaleceniu państwowe telkomy ogłosiły oficjalnie, że będą korzystały ze wsparcia technologicznego i technicznego firm europejskich.
W ostatnim czasie władze z New Delhi wycofały zgodę na podjęcie przez indyjskich operatorów testów sieci 5G z udziałem firm chińskich. Zgodę taką wyraziły jeszcze w grudniu 2019, przed wybuchem konfliktu w Himalajach. Według informacji dochodzących z Indii losy testów sieci 5G, które mają się rozpocząć we wrześniu, ciągle się ważą.
Indie na cel wzięły również chińskie aplikacje mobilne. Na terenie kraju zablokowanych zostało 59 aplikacji z TikTokiem na czele. Na czarnej liście znalazły się między innymi tak popularne w Indiach jak: Shareit, Kwai, UC Browser, Baidu Map, Shein, Clash of Kings, DU Battery Saver, Helo, Likee. Według szacunków, z tych aplikacji korzystało miesięcznie około 500 milionów indyjskich abonentów. Na przełomie lipca i sierpnia indyjskie władze dołożyły do zablokowanych aplikacji ponad czterdzieści kolejnych. Były to, zdaniem służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo sieci, klony lub zmodyfikowane wersje zablokowanych wcześniej aplikacji. Pod lupą indyjskich władz jest obecnie ponad 250 kolejnych aplikacji o proweniencji chińskiej.
O skali odpowiedzi społeczeństwa na wprowadzone blokady może świadczyć fakt, iż tylko w maju ponad pięć milionów indyjskich abonentów użyło aplikacji Remove China Apps. Oprogramowanie to pozwalało w skuteczny sposób usunąć chińskie aplikacje ze smartfonów.
Ponadto, na początku lipca indyjski resort energetyki zakazał państwowym firmom energetycznym kupowania chińskich programów komupterowych oraz chińskich komponentów wykorzystywanych w systemach informatycznych indyjskich elektrowani, a także używanych przez miejscowych dystrybutorów energii. Władze z New Delhi powołały się przy tym na potrzebę zapewnienia bezpieczeństwa indyjskiemu systemowi energetycznymu oraz uchronienia tego systemu przed wrogą ingerencją Chin.
Zdaniem indyjskich polityków korzystanie z chińskiego software’u i hardware’u zarówno w telekomunikacji, jak i w sektorze energetycznym, mającym tak istotne znaczenie dla bezpieczeństwa kraju, jest wysoce ryzykowne. Służby od dawna ostrzegały, że Pekin nie gwarantuje bezpieczeństwa danych, stwarza zagrożenie wycieku wrażliwych informacji, a także może sprzyjać wrogiej ingerencji Chin w istotne dla bezpieczeństwa kraju oraz obywateli tego kraju systemy informatyczne.
Himalajski konflikt stał się detonatorem indyjsko-chińskiej wojny o cyberprzestrzeń. Jak widać na indyjsko-chińskim przykładzie, wojny o cyberprzestrzeń nie są już wojnami rodem z opowieści science fiction. Podobnie, jak konflikty o wodę, które jeszcze kilkanaście lat temu uważano za nieuprawnione czarnowidztwo, a dziś stały się w Azji czymś zupełnie realnym.