Miały być trzy lata stabilnego rządzenia do wyborów parlamentarnych w 2023 roku. Dużo czasu dla rządu, by z nową energią realizować swoje zamierzenia. I dużo czasu dla opozycji, aby przebudować się i wzmocnić.
Ale sytuacja się zmieniła. Od kilku tygodni narastał konflikt w Zjednoczonej Prawicy. Zbigniew Ziobro coraz śmielej publicznie krytykował premiera Mateusza Morawieckiego. Koalicjantów PiS-u nie wpuszczano do TVP. Mieli oni także stracić po jednym ministerstwie przy okazji rekonstrukcji rządu.
Jutro nie będzie futra
Moment kryzysu o niespodziewanej sile przyszedł przy okazji dwóch propozycji ustawowych PiS-u – ustawy o ochronie zwierząt, która zakazuje hodowli norek na futra, a także tak zwanej ustawy o bezkarności polityków, zgodnie z którą nie popełnia przestępstwa osoba naruszająca prawo, jeśli czyni to, walcząc z pandemią covid-19. PiS chciało obie ustawy przeforsować, a Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry oraz Porozumienie Jarosława Gowina były przeciwko.
W czwartek doszło w Sejmie do głosowania nad ustawą o ochronie zwierząt. PiS zarządziło dyscyplinę. Zapowiedziano konsekwencje dla posłów koalicji, którzy zagłosują przeciwko. Mimo tych gróźb, partia Ziobry – w teorii bardziej socjalne skrzydło Zjednoczonej Prawicy – zagłosowała przeciwko ustawie, w imię ochrony polskiego biznesu. Z kolei Porozumienie Jarosława Gowina – w teorii skrzydło biznesowe – wstrzymało się od głosu. Jarosław Kaczyński zawiesił także w prawach członka PiS-u 15 posłów tej partii, którzy głosowali przeciwko ustawie. W sprawie ustawy o bezkarności wstrzymano procedurę.
PiS utraciło większość w Sejmie. Ale na razie pomogła opozycja. Ustawa została przegłosowana dzięki poparciu Koalicji Obywatelskiej oraz Lewicy. W sprawie dalszych losów rządu sytuacja jest dynamiczna. Trudno w tej chwili przewidzieć coś konkretnego. Racjonalnie rzecz biorąc, partnerzy powinni się dogadać, bo nie mają lepszego wyjścia. Ale istnieją problemy, które utrudniają dogadanie się. Wydaje się, że główny problem polega na tym, że Jarosław Kaczyński skonstruował model rządzenia, w którym udział w obozie władzy zobowiązuje do bezwarunkowej lojalności wobec niego – tymczasem Zbigniew Ziobro nalega na to, aby posiadać samodzielną pozycję negocjacyjną, a także pozycjonuje się wbrew woli Kaczyńskiego na jego następcę w obozie Zjednoczonej Prawicy.
W tym sensie sytuacja jest patowa. Wedle dostępnej wiedzy wydaje się, że Jarosław Kaczyński ma mocniejsze karty, ale nie ma pewności samodzielnej większości w przyspieszonych wyborach parlamentarnych. Z kolei nowe wybory nie opłacają się także Ziobrze, ale po obecnym kryzysie trudno wyobrazić sobie dalsze pełnienie przez niego funkcji prokuratora generalnego.
Jak powinna zagłosować opozycja?
Warto zastanowić się także nad dwiema sprawami związanymi z postawą opozycji, które dotyczą pytania o to, czy powinna ona poprzeć ustawę o ochronie zwierząt w zaproponowanej przez PiS postaci.
Po pierwsze, wydaje się zdumiewające, jak Koalicji Obywatelskiej oraz Lewicy nagle przestała przeszkadzać skandaliczna procedura w Sejmie. Jarosław Kaczyński przepychał projekt kolanem, w nawiązaniu do najgorszych tradycji parlamentarnych, które ustanowił w ostatnich latach. Jednak opozycji wystarczyło, że projekt się podoba – i kwestia cywilizowanego uchwalania prawa przestała być istotna. To zły znak na przyszłość.
Po drugie, jeśli koalicja rządząca znalazła się na krawędzi rozpadu, to z punktu widzenia opozycji byłoby korzystnie pomóc jej się rozpaść. Wydaje się, że spektakularna, upokarzająca porażka Jarosława Kaczyńskiego w głosowaniu sejmowym, w które zaangażował swój autorytet, wbrew własnemu obozowi, to byłby w tym kontekście najlepszy wybór.
Zwycięstwo na krótką czy na długą metę?
Oczywiście, istnieją także argumenty przeciwne. Można powiedzieć, że projekt warto było poprzeć ze względu na prawa zwierząt, które są ważniejsze niż procedura. Niektórzy z polityków opozycji wyjaśniali, że propozycja była co do zasady zgodna z ich programem, a zatem jej odrzucenie byłoby niezrozumiałe dla wyborców. Jest także możliwe, że podobna okazja już nie wróci. Nie byłoby dobrze, gdyby Jarosław Kaczyński wyrósł na jedynego obrońcę zwierząt w Sejmie. Można powiedzieć, że w polskiej polityce nie istnieją zwycięstwa na długą metę i nie ma innej realistycznej drogi niż droga na skróty.
Jednak i takie wyjaśnienia budzą wątpliwości. Nie ma pewności, czy zagrywka opozycji będzie skuteczna. Ustawa zapewne przejdzie przez Senat, ale nie wiadomo, jaka będzie sytuacja w Sejmie, jeśli wróci do niego z poprawkami. Do tego dochodzi kwestia podpisu prezydenta, który nie jest pewny – Andrzej Duda może na przykład wysłać ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, gdzie utknie ona na długi czas, jeśli będzie taka potrzeba. W dodatku eksperci wskazują, zgodnie z opinią Biura Analiz Sejmowych, że proces legislacyjny wymaga w tym przypadku notyfikacji Unii Europejskiej – ten brak może prowadzić do wątpliwości co do ważności przepisów, a także wyroków odszkodowawczych na rzecz hodowców.
A co z wyborcami? Jeśli wyborców opozycji łączy przede wszystkim sceptycyzm wobec rządów Jarosława Kaczyńskiego, to czy nie byliby skłonni poprzeć głosowania, które pomogłoby obalić jego rządy i wykazać, że utracił większość; głosowania przeciwko jego jedynowładztwu i arogancji, przeciwko wadliwej ustawie, która narusza normy cywilizowanego parlamentu? Czy opozycja nie mogłaby zaproponować następnego dnia własnej, dobrej ustawy i zobowiązać się do przywrócenia porządku w kraju po upadającym rządzie prawicy? Wydaje się, że wiele zależy od sposobu przedstawienia sprawy.
Norka ponad prawem
Tyle w teorii. W praktyce, jeśli opozycja nie jest zdolna do intencjonalnego przedstawiania spraw, to być może rzeczywiście należało po prostu głosować za ustawą, tak jakby nie było jutra. Jest możliwe, że dla większości polityków opozycji, a także dla wielu wyborców los norek jest sprawą pilniejszą niż parlamentaryzm – i nie ma na to siły. W tym sensie Kaczyński zręcznie wybrał pole bitwy – może teraz przypuścić atak na nieposłusznych koalicjantów, a głosowanie i tak wygrał.
Poparcie ustawy przez opozycję mogłoby mieć dla niej jeden plus – ale pod warunkiem, że zostanie rzeczywiście opowiedziane w ten sposób. Może ona mianowicie pokazać czarno na białym, że nie istnieje już opozycja totalna; że opozycja popiera ustawy PiS-u wtedy, kiedy są słuszne. Tego rodzaju postawa ma potencjał polityczny. Budowałoby to wiarygodność partii opozycyjnych w sytuacji, w której protestują przeciwko innym ustawom forsowanym przez obóz rządzący.
Jednak będzie to jedynie nagroda pocieszenia, jeśli koalicjanci Zjednoczonej Prawicy dogadają się w sprawie dalszego rządzenia. Ostatecznie rzecz biorąc, ustawa, na której zależało Kaczyńskiemu, została przecież przegłosowana przez Sejm – bunt koalicjantów miał miejsce w warunkach niby-laboratoryjnych, nie kosztował wiele. Reakcja Kaczyńskiego będzie pokazywać nie tylko to, w jakim stopniu zależy mu na dominacji, lecz także to, na jak wiele dominacji może sobie pozwolić w istniejącej sytuacji. Dlatego idą ciekawe czasy.
Fot. Facebok Prawa i Sprawiedliwości.