Według oficjalnej klasyfikacji Chiny zamieszkuje 56 grup etnicznych, w tym dominująca grupa Han licząca 92 procent ludności Chin. Pozostałe 55 grup stanowi zaledwie 8 procent całej populacji Chin, ale zamieszkuje około 60 procent terytorium Chin, w tym praktycznie wszystkie tereny graniczne. Jest jeszcze jeden zbiór szacowany na około 800 tysięcy ludzi, który nosi tajemniczą nazwę „nieokreślone narodowości” i wrzucane są do niego wszelkie etnosy, których nie uznali chińscy urzędnicy, czyli na przykład Akha, Deng, Khmu czy Macanese, bo i status oficjalnej mniejszości narodowej przyznawano często gęsto w nagrodę za pomoc komunistom w walce przy przejmowaniu władzy w kraju.

W myśl artykułu 4 konstytucji ChRL wszystkie grupy etniczne zamieszkujące terytorium ChRL są równe, a państwo wspiera tereny zamieszkałe przez mniejszościowe grupy etniczne. Mniejszości teoretycznie mają zagwarantowane prawo do własnej kultury i tradycji, a pięć z nich – Ujgurzy, Mongołowie, Tybetańczycy, Kazachowie i Koreańczycy także do edukacji we własnym języku. Do niedawna władze centralne pozwalały na nauczanie w języku mniejszości w szkołach podstawowych i średnich, promując rzecz jasna nauczanie putonghua – ogólnonarodowej wersji chińskiego, który był traktowany jako język obcy. Jednak wraz ze wspinaniem się po szczeblach edukacji okazywało się, że wcześniejsze przejście na chiński pomaga w późniejszych sukcesach. Dlatego ambitniejsi rodzice często zapisywali swoje dzieci od razu do chińskiej podstawówki. Nacisk na język ogólnonarodowy nie dziwi – bez jego znajomości nie można funkcjonować jako obywatel, nie sposób dostać się na uniwersytet czy zdobyć dobrej pracy. Doskonale rozumieją to sami członkowie mniejszości etnicznych, którzy nie negują konieczności nauki chińskiego, ale równocześnie nie chcą całkowicie zrezygnować z odrębnej tożsamości.

Od kilku lat władze centralne, teoretycznie utrzymując politykę tak zwanego nauczania dwujęzycznego, zmieniają programy szkolne i de facto rugują języki etniczne. W pewnych regionach zaczęło się wcześniej i na przykład w Tybecie w wielu szkołach jedynym przedmiotem wykładanym po tybetańsku został jedynie język tybetański. Powszechne jest również zabieranie dzieci mniejszości z terenów wiejskich do szkół z internatem, ulokowanych zazwyczaj tak daleko od domu, że dziecko wraca do rodziny wyłącznie na wakacje, a i to nie zawsze. Taką samą politykę eliminowania lub okrawania przyjęto w Sinciangu (Xinjiangu) – gdzie akcja wynaradawiania przyjęła już rozmiary kulturobójstwa – a od września tego roku również w Mongolii Wewnętrznej i wobec mniejszości koreańskiej.

Pod koniec sierpnia nauczyciele szkół uczących w języku mongolskim dowiedzieli się, że począwszy od obecnego roku szkolnego, kilka przedmiotów, w tym historia, będzie wykładanych wyłącznie w języku chińskim. W komunikacie rządowym z 31 sierpnia napisano, że w ramach unifikacji treści nauczania dzieci z mniejszości etnicznych będą uczyły się przedmiotu „Język i literatura” (odpowiednik naszych lekcji polskiego) z tych samych podręczników, co ich hańscy rówieśnicy. A reforma jest konieczna, bowiem „podręczniki odzwierciedlają wolę Komunistycznej Partii Chin i państwa […] i bezpośrednio związane są z implementacją edukacyjnych zasad i celów partii”. Mongołowie stanowiący obecnie zaledwie 17 procent ludności regionu Mongolia Wewnętrzna (choć w liczbie ponad 4,2 miliona są liczniejsi niż Mongołowie w Mongolii) poczuli się oszukani i skrzywdzeni. Zmiany wzbudziły falę niespotykanych protestów kadry, rodziców i samych uczniów. Mongołowie, którzy do tej pory raczej harmonijnie współżyli z Hanami, poczuli się ograbieni z resztek swojej odrębności, ponieważ język i pismo stanowią najważniejszą część ich poczucia tożsamości i trafnie rozpoznali kierunek – dziś kilka przedmiotów w języku chińskim za kilka lat zmieni się we wszystkie przedmioty uczone w tym języku, a mongolski pozostanie jedynie na pojedynczych lekcjach mongolskiego. Protesty rodziców szybko zduszono – w końcu po to państwo buduje nowoczesne systemy inwigilacji i kontroli. Rodzicom pogrożono utratą pracy i zabraniem dzieci, najgłośniejszych wsadzono do więzień i postawiono zarzuty wszczynania niepokojów społecznych. Bunt nic nie dał, Mongolia nawet nie pisnęła słowa w proteście, a zagranicznych dziennikarzy usiłujących na miejscu zebrać relacje szybko namierzono i uniemożliwiono nagranie jakichkolwiek materiałów. Zapanował ład i spokój. Protestowali również Koreańczycy mieszkający na północy Chin, ale ponieważ są bardziej rozproszeni i mniej liczni (około 2,3 miliona), z nimi władza poradziła sobie jeszcze szybciej. Zrobiono kolejny krok na drodze do tworzenia jednolitego narodu chińskiego.

Język chiński obecnie jest przedstawiany nie jako język Hanów, ale język narodowy łączący wszystkie etnosy zamieszkujące Chiny. Podczas konferencji prasowej rzecznika Ministerstwa Spraw Zagranicznych Hua Chunying zapytana o sytuację w Mongolii Wewnętrznej odpowiedziała: „Ogólnonarodowe pismo i język są symbolem narodowej suwerenności. Obowiązkiem i prawem każdego obywatela jest posługiwanie się nim w mowie i piśmie”.

Przymusowa sinizacja jest już faktem w wielu regionach zamieszkanych przez mniejszości, a przyśpieszanie integracji z Hanami, które i tak dokonywało się poprzez małżeństwa mieszane czy uniemożliwianie dostępu do edukacji wyższej w językach etnicznych, jest jednym z elementów wzmacniania jedności kraju. Jeśli taka polityka władz będzie wdrażana przez dłuższy czas, za kilka dekad kultury, języki i religie różniące się od hańskich pozostaną jedynie w muzeach i skansenach, gdzie ku uciesze chińskich turystów piękne młode dziewczyny w ludowych strojach odtworzą tradycyjne obrzędy, pieśni i tańce.

 

Fot. Tomas Roggero, Flickr.com