Zachar Prilepin to osobowość. Szczególnie jeśli spojrzy się na niego tak, jak w Polsce jeszcze do niedawna postrzegało się pisarza literatury pięknej – powinien kreślić coraz to bardziej zawiłe i smutne powieści. Skoro jest po trzydziestce, to jego proza stanowić musi zapis postępującej choroby alkoholowej. Politykę będzie komentował na Facebooku, załamując losy nad Rzeczpospolitą i – być może – udając się na wewnętrzną emigrację.

W Rosji to jednak co innego. Tradycja pisarzy biorących osobisty udział w działaniach zbrojnych ku chwale imperium nie jest nowa. Prilepin często pozował z karabinem – czy to w Czeczenii, czy na wschodzie Ukrainy. Służył w OMON-ie. Zabijanie ludzi, „żołnierski czyn” w jednym z wywiadów określił jako typ pracy, nieodróżniający się wiele od innych działalności.

A jednocześnie pisze on niezwykle popularne powieści, w których to Rosja jest przedstawiona jako kraj koszmarny, ale za to pełen ludzi, którzy chcą ją radykalnie zmienić. W jednej ze swoich powieści główny bohater współpracuje z podziemną bojówką, stylizowaną na faszyzującą partię narodowo-bolszewicką, której sam Prilepin był członkiem. Swoje powieści autor sygnuje więc swoim bogatym życiem, jakby nadając dziełom jeszcze większy ciężar literacki.

Wydawać by się mogło, że to żadne wydarzenie – ot, planktonowa partyjka weszła do parlamentu na prowincji. „Za Prawdę” warto jednak obserwować z kilku powodów. | Filip Rudnik

Wejście do systemu

I to wszystko dałoby się znieść, bo przecież nikt nie jest zmuszony do czytania jego książek i słuchania autorskich wynurzeń na YouTubie. Problem w tym, że Prilepin wyszedł z roli radykalnego literata i przybrał szaty aktywnego polityka. Nie obyło się bez wolty światopoglądowej. Przed aneksją Krymu pisarz winił rosyjską elitę za rozpad Związku Radzieckiego. W latach 2011–2013 występował przeciwko fałszerstwom wyborczym i domagał się przebudowy systemu politycznego – czyli mówił dokładnie to samo co prozachodni liberałowie.

Wybuchł jednak Majdan, a Prilepin pojechał walczyć po stronie prorosyjskich separatystów. Po powrocie coraz częściej trafiał do państwowych talk-showów, dzięki którym poznała go szersza publiczność. Niedawno wszedł w skład państwowej rady opracowującej poprawki do ustawy zasadniczej Federacji Rosyjskiej. Z partii narodowo-bolszewickiej został wyrzucony, a jej szefostwo obwołało go zdrajcą i koniunkturalistą. Pisarz się tym nie przejął i całkowicie przeniósł się z kart powieści na kartę wyborczą. W tym roku zarejestrowano nowe polityczne ugrupowanie o nazwie „Za Prawdę”, które animuje właśnie Prilepin. Z list, które partia wystawiła na wrześniowe wybory regionalne, przejść pięcioprocentowy próg udało się tylko w jednym regionie – w obwodzie riazańskim, gdzie pisarz się wychował i był „jedynką” na liście.

Wydawać by się mogło, że to żadne wydarzenie – ot, planktonowa partyjka weszła do parlamentu na prowincji. Za Prawdę warto jednak obserwować z kilku powodów. Po pierwsze, w przeciwieństwie do lwiej części rosyjskich partii politycznych, wchodzi do polityki z rozpoznawalną i jeszcze nieskompromitowaną twarzą na czele. Po drugie, to właśnie w wyborach regionalnych – które cieszą się niesamowicie niską frekwencją – Prilepinowi udało się z powodzeniem zmobilizować swój rodzący się elektorat. Ugrupowanie zdobyło ponad 100 tysięcy głosów w czterech regionach. Dla porównania, Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji (LDPR) – tradycyjna partia rosyjskiej koncesjonowanej opozycji, wpisana w krajobraz już od lat 90. z faszyzującym Żyrinowskim na czele – poparło w tym roku 450 tysięcy wyborców.

Wreszcie, partia Prilepina stanowi synkretyczne pogodzenie zupełnych przeciwności – co tylko z zagranicznej perspektywy wydaje się niemożliwe, w Rosji natomiast znajduje rzesze zwolenników. „Za Prawdę” łączy imperialistyczny rewanżyzm, domagający się podbicia „rosyjskich terenów” (Prilepin przebąkuje o rosyjskich tankach w Kijowie), z radykalną przebudową ekonomiczną i ukróceniem skorumpowanego kapitalizmu – w domyśle więc odrodzenie socjalizmu na wzór sowiecki, kiedy to ponoć nie istniały nierówności. Do tej pory elektorat o takich poglądach był obsługiwany przez dwie partie systemowej, a więc znajdującej się w parlamencie opozycji – LDPR i Komunistyczną Partię Federacji Rosyjskiej. Obie siły jednak znajdują się już od większego czasu w kryzysie, a ich starzejące się przywództwo nie potrafi odnaleźć się w nowych realiach. Ewentualne sukcesy parlamentarnej opozycji nie stanowią o ich sile, a o braku alternatywy dla wyborców nastrojonych przeciwko Putinowi i rządzącej „Jednej Rosji”.

Zagranie pod publiczkę

Oczywiście, może być tak, że Za Prawdę nie jest w żadnym wypadku inicjatywą na serio, a stanowi kremlowski spojler. Za tym przemawia również szereg czynników. Od 2012 roku, kiedy powierzchownie zliberalizowano warunki rejestracji ugrupowań politycznych, mało której nowej partii udało się jakkolwiek zaistnieć w świadomości wyborcy. W tym roku za jednym zamachem zarejestrowano cztery ugrupowania i trzem z nich udało się przejść pięcioprocentowy próg wyborczy – w tym i Prilepinowi.

Nie jest to bez znaczenia, bowiem nawet jedno miejsce w regionalnym parlamencie zwalnia partię z obowiązku zbierania podpisów potrzebnych do zaistnienia na biuletynie wyborczym podczas wyborów do Dumy Państwowej. Jest to o tyle ważne, że to właśnie ta bariera podpisów stanowi rzecz nie do przejścia dla wielu sił opozycyjnych – nie chcąc dopuścić do ich zarejestrowania, odpowiednie organy po prostu zarzucają fałszywość sygnatur i odrzucają kandydaturę. Za Prawdę, bez trudu rejestrując się i zdobywając mandat – a to wszystko w ciągu jednego roku! – ma zatem niebywałe szczęście. Jakby cieszyła się pewną preferencyjnością.

Zresztą obecność Za Prawdę i pozostałych nowych partii na karcie wyborczej jest również preferencyjna dla samej Jednej Rosji. Poparcie dla rządzącego ugrupowania spada, co stanowi odbicie ekonomicznej stagnacji. Postawienie iksa przy jakiejkolwiek z nowych sił rozprasza „głos protestu” i zwiększa szansę na dodatkowe mandaty dla partii Dmitrija Miedwiediewa. Co więcej, podgryzanie KPRF i LDPR przez Za Prawdę również jest na rękę Kremlowi. Ta sama zagrywka zastosowana była już we wczesnych latach 2000-tych, kiedy nacjonalistyczna koalicja „Rodina” odebrała głosy tym partiom i umocniła prymat „Jednej Rosji”.

Systematyzacja rewanżyzmu

Nawet jeśli polityczne życie Prilepina to projekt kremlowski to nie można odmówić mu rozmachu. Pisarz i obecnie deputowany ziemi riazańskiej buńczucznie zakłada, że jego ugrupowanie stanowić będzie drugą siłę polityczną w Federacji Rosyjskiej. Niespełna tydzień po wyborach, Prilepin otworzył swój festiwal „Rosyjskie lato” w Woroneżu, gdzie występował z prelekcjami o myśli politycznej. Przez cały czas uderza w „liberałów” i „okcydentalistów”, podgrzewa temperaturę sporu i – w odróżnieniu od naszej alt-prawicy – mówi o tym, że w żadnym z zachodnich państw nie rządzi lewica, a właśnie zamordystyczna prawica na usługach kapitału. W ten sposób nie znika z pola widzenia Rosjan przed zaplanowanymi na wrzesień 2021 roku wyborami do Dumy Państwowej, podczas których za Za Prawdę dostanie pierwszą i zarazem ostatnią szansę na wejście do polityki federalnej.

Do tej pory imperialni rewanżyści, świętsi od Stalina i Aleksandra III, byli Kremlowi potrzebni do wybielania się. W świetle ich urojeń o potrzebie wywołania wojny z całym zgniłym Zachodem, Putin jawi się jako ostoja normalności i umiarkowania. Przez długi czas tego rodzaju postulaty stanowiły domenę politycznych oszołomów, takich właśnie jak Żyrinowski. Prilepin jest ulepiony z innej gliny.

Tym samym Prilepin ma wszelkie zadatki na to, aby stać się politykiem federalnego szczebla – i to właśnie ze względu na bardzo silną rolę, jaką w rosyjskiej polityce odgrywa persona i jej oddziaływanie. Tym bardziej, że do tej pory nie wiadomo, do jakiego stopnia otrucie Nawalnego zmieni rosyjską politykę. Jak dotąd, właśnie ze względu na miałkość swych konkurentów, jedynym politykiem z krwi i kości w Rosji był właśnie Władimir Putin. Figury zarówno z jego otoczenia, jak i opozycji – o co pieczołowicie dbano na Kremlu – były co najmniej o dwa stopnie słabsze niż prezydent. Teraz, po wstrząsającym otruciu, Nawalny stał się prawdziwą alternatywą dla Kremla ze strony tak zwanych „liberałów” z wielkich miast. Nieistotne, na ile możliwe jest przejęcie przez niego władzy – teraz już nikt nie będzie oskarżał go o bycie kremlowską marionetką, jest jakby nietykalny.

Z przeciwnego bieguna, tak zwanego obozu lewicy narodowej, alternatywą dla Kremla może stać się Prilepin i jego Za Prawdę. Nawet jeśli jest projektem kremlowskim, to w obliczu topniejącego poparcia dla Jednej Rosji i kryzysu tradycyjnych partii parlamentarnej opozycji, istnieją szanse na to, że nowe ugrupowanie umości się na rosyjskiej scenie politycznej. Zgarniając sfrustrowany elektorat protestu o radykalnym zabarwieniu, Prilepin może budować polityczny kapitał na przyszłość. Oczywiście, może też się zadowolić rolą kolejnego dyżurnego radykała, tak jak przed laty zrobił to Żyrinowski. Lub też wrócić do pisania książek, co do tej pory szło mu nad wyraz dobrze. Papierkiem lakmusowym jego potencjału będą przyszłoroczne wybory – i od ich wyników zależeć będzie zapewne jego polityczna przyszłość.

 

Fot. Facebook.com