W pierwszych dniach października 2020 roku Hiszpanię obiegła wiadomość, że prokuratura w Barcelonie wszczęła dochodzenie w sprawie użycia mowy nienawiści wobec 84-letniej Lidii Falcón, szefowej Partii Feministycznej, ikony hiszpańskiej walki o prawa kobiet w okresie transformacji, więzionej i torturowanej za czasów dyktatury frankistowskiej. Lidia Falcón miała wyrażać transfobiczne opinie i negować autoidentyfikację płciową, mówiąc, że kobietą się rodzimy, a nie stajemy (odnosząc się do sławnej frazy Simone de Beauvoir) – i jeśli zniknie biologiczna kategoria kobiet, to po co w ogóle feminizm i prawa kobiet?

Co jest w projekcie „ustawy trans”?

Doniesienie na Lidię Falcón złożyła w grudniu 2019 roku Mar Cambrollé, szefowa organizacji Federación Plataforma Trans, kolektywu osób trans walczącego o uznanie swoich praw. Ta sama Mar Cambrollé w październiku 2018 zorganizowała strajk głodowy (zakończony po 11 godzinach sukcesem) wraz z 16 osobami transseksualnymi oraz matkami dzieci trans, by skłonić sojusz partii Unidas Podemos, obecnie koalicjanta centrolewicowego PSOE w rządzie Pedro Sancheza, do procedowania projektu tak zwanej ustawy trans (La Ley Integral de Transexualidad). Unidas Podemos podjęła zobowiązanie i w sierpniu 2019 roku projekt ustawy został złożony.

Niedługo potem, w lutym 2020 Izquierda Unida (Zjednoczona Lewica), część Unidas Podemos, wykluczyła ze swoich szeregów Partię Feministyczną Lidii Falcón właśnie z powodu odmiennego stanowiska w kwestii tożsamości płciowej i sprzeciwu wobec tak zwanej ustawy trans. Ikona walki hiszpańskich kobiet z faszyzmem i dyktaturą frankistowską sama została nazwana transfobką i faszystką.

Warto zaznaczyć, że Hiszpania ma już ustawę o uzgadnianiu płci z 2007 roku, gwarantującą osobom transseksualnym możliwość zmiany płci w aktach stanu cywilnego. Takie osoby muszą jednak spełnić trzy warunki: być dorosłe, mieć zdiagnozowaną klinicznie tak zwaną dysforię płciową oraz mieć za sobą co najmniej dwuletnią terapię medyczną dostosowującą wygląd zewnętrzny do cech drugiej płci. Może to być więc wyłącznie terapia hormonalna, nie jest już konieczna interwencja chirurgiczna.

Jednak kolektyw osób trans chce teraz iść dalej i domaga się uchwalenia ustawy integralnej uznającej prawa, a dokładnie „depatologizującej” osoby trans. Depatologizacja, czyli porzucenie terminu „dysforii płciowej” dla określenia osób transseksualnych jako stygmatyzującego, i przyjęcie, że o czyjejś płci społecznie i prawnie decyduje wyłącznie to, jak dana jednostka się czuje, a nie, jakie ma cechy biologiczne. Niezgodność odczuć i cech somatycznych nie może być uznana za żadne odstępstwo od normy, jak pojęcie „dysforii” i klasyfikacja medyczna sugerują.

Projekt daje więc prawo do swobodnego określenia swojej płci, zakazuje wszelkiej dyskryminacji ze względu na tożsamość, ekspresję płciową czy cechy płciowe w każdej sferze życia społecznego, aktywne promowanie przy zatrudnieniu (czyli preferencyjne traktowanie), dostęp do technik wspomaganego rozrodu dla „osób zdolnych nosić ciążę niezależnie od ich ekspresji i tożsamości płciowej”. Ustawa przewiduje też, że osoby od 16 r.ż. będą mogły swobodnie zmieniać swoją płeć w rejestrach stanu cywilnego bez konieczności okazania jakiekolwiek zaświadczenia medycznego czy psychologicznego, zaś każde dziecko, również poniżej 16 r.ż. będzie mogło zażądać terapii hormonalnej (podania blokerów hormonalnych), jeśli uzna, że nie czuje się zgodnie ze swoją dotychczasową płcią biologiczną. Odmowa podania takich środków zostanie uznana za dyskryminację. Wszystkie procedury medyczne mają być refundowane. Ustawa gwarantuje też „niedyskryminację” w sporcie oraz w zakładach karnych, mediach społecznościowych, czy szkolnictwie.

Projekt ustawy forsuje ugrupowanie Podemos i należąca do tej partii Ministra Równości Irene Montero wraz z podległym jej ministerstwem, natomiast dużą rezerwę zachowuje główna partia PSOE z wicepremierą rządu Carmen Calvo na czele. W czerwcu 2020 roku  PSOE wydała okólnik do swoich członków, w którym opowiada się za ochroną praw kobiet opartych o płeć biologiczną (sex). Dokument wywołał kontrowersje, aktywistka trans, aktorka i polityczka PSOE Carla Antonelli nazwała „transfobicznym pamfletem”, który ją obraża.

Komu ustawa się nie podoba

Nie tylko Lidia Falcón krytykuje projekt „ustawy trans” i uznaje go za zamach na prawa kobiet. Uważa tak ogromna część hiszpańskich feministek oraz intelektualistek (zwanych przez zwolenników ustawy „feminizmem ortodoksyjnym”, by odróżnić je od tych feministek postępowych – „transfeministek”, wyznawczyń teorii queer sprzymierzonych z partią Podemos). Do tego stopnia, że pojawiły się głosy, iż w demokratycznej Hiszpanii nadszedł najgorszy od 40 lat moment dla praw kobiet.

Na falę hejtu i krytyki, a w przyszłości i zarzuty karne o mowę nienawiści, naraża się każda osoba, która twierdzi, że płeć biologiczna to baza materialna, na której powstała nierówność między kobietami a mężczyznami.

Tak było w przypadku Ángeles Álvarez, polityczki PSOE, aktywistki feministycznej, byłej posłanki i pierwszej kobiety, której w 2005 roku w Madrycie udzielono ślubu z kobietą. Álvarez, gdy zorientowała się, że pewne grupy, chcąc wykorzystać poparcie jej i wielu feministek dla praw mniejszości seksualnych, forsują zmiany prawne prowadzące do eliminacji kategorii kobiet, a tym samym paraliżu walki z nierównością płci i dyskryminacją kobiet, powołała do życia inicjatywę Przeciwko Wymazywaniu Kobiet [Contra el Borrado de las Mujeres] skupiającą organizacje i kobiety z krajów latynoskich sprzeciwiające się politykom tożsamości płciowej.

Czy „gender” może szkodzić kobietom?

Sprzeciw feministek wzbudzają nie tylko konkretne zapisy „ustawy trans”, ale również cała filozofia, która się za nią kryje i jej praktyczne implikacje dla kobiet jako grupy społecznej i podmiotu politycznego, który z takim trudem od 200 lat walczy o swoje prawa. Warto zauważyć, że mężczyźni nie traktują jako poważnego zagrożenia dla ich męskich przywilejów (widzialnych i niewidzialnych), że jakieś osoby – urodzone i zsocjalizowane jako „słaba płeć” – rozmażą ich tożsamość i podmiotowość polityczną czy odbiorą prawa, które sobie wywalczyli. Bo to nie płeć była dla nich historycznie przeszkodą w uzyskaniu podmiotowości politycznej, ale co najwyżej klasa i rasa.

Skoro o czyjejś przynależności „płciowej” ma decydować wyłącznie subiektywne odczucie, to znika jakakolwiek materialna podstawa rozróżnienia płci. Jeśli płeć biologiczna (sex) znika jako kategoria analityczna i prawna i zostaje zastąpiona przez płeć kulturową „gender”, która następnie zostaje uznana za wolny wybór, to kategoria płci traci swoją wartość w opisie rzeczywistości materialnej, a odmienne role płciowe przestają mieć jakiekolwiek znaczenie prawne, jako podstawa ewentualnej dyskryminacji/zróżnicowanego traktowania.

Projekt ustawy oprócz możliwości swobodnego wyboru płci w aktach stanu cywilnego zgodnie z tym, jak się ktoś czuje, możliwości poddawania małych dzieci terapiom hormonalnym, wprowadzenia nowego nazewnictwa (już nie ma „matki” i „ojca”, jest: „rodzic noszący ciążę” i „rodzic nienoszący ciąży”; nie ma „kobiety”, jest: „osoba w ciąży”), w praktyce będzie oznaczał przyjmowanie do przestrzeni przeznaczonych wyłącznie dla kobiet każdej osoby, która powie, że czuje się kobietą, czyli do zakładów karnych, schronisk dla kobiet ofiar przemocy czy zawodów sportowych w kategorii kobiet. Nie bez powodu kobiety startują w oddzielnych kategoriach w sporcie niż mężczyźni. Mężczyźni są fizycznie silniejsi od kobiet, średnio o 10 procent. W różnych dyscyplinach średnie osiągi kobiet to zaledwie 60–70 procent średnich osiągów mężczyzn. Słowem, Iga Świątek ani żadna inna kobieta raczej nie wygrałaby kobiecego French Open, gdyby Rafael Nadal powiedział, że czuje się kobietą i od dzisiaj będzie grał w kategorii kobiet. O sportach drużynowych nie wspominając.

Zaniepokojenie budzi pozwolenie na podawanie dzieciom blokerów hormonalnych i obserwowany w wielu krajach lawinowy wzrost nastolatków (głównie nastolatek) zgłaszających chęć zmiany płci. Ale przecież problemy z tożsamością płciową są naturalnym elementem okresu dojrzewania. Doświadczanym przemianom fizjologicznym, zwłaszcza u dziewcząt, często towarzyszy uczucie zagubienia, oszołomienia czy wyobcowania ze swojego ciała. Ale to nie znaczy, że ktoś jest trans. Jak zauważa Ángeles Álvarez w eseju „Przeciwko wymazywaniu kobiet”: „większość z nas, kobiet, jest niezadowolona z ról kulturowych, które pełnimy, ale to nie oznacza niezgodności z naszą płcią biologiczną”.

Badanie zjawisk społecznych stanie się niemożliwe. Poprzez wyeliminowanie kategorii płci biologicznej nie będzie można w ogóle gromadzić rzetelnych danych statystycznych, które pokazywałyby realną sytuację kobiet i mężczyzn w społeczeństwie, w każdej sferze życia społecznego. Skoro nie wiemy, czym różni się funkcjonowanie kobiet od mężczyzn, to nie wiemy również nic o dzielących ich nierównościach i nie możemy z nimi walczyć.

Hiszpańskie feministki zdały sobie sprawę, że pojęcie „płci kulturowej” (gender) i nagminne używanie go zamiast płci biologicznej (sex) – lub po prostu mówienia o kobietach na poziomie politycznym i w naukach społecznych – doprowadziło do bardzo groźnej sytuacji. Zostało wykorzystane przez ruchy, mające swoje źródło ideologiczne w teorii queer, niezwykle skutecznie forsujące na poziomie międzynarodowym i poszczególnych krajów tak zwane polityki tożsamości płciowej (gender identity politcs), które w istocie sprawiają, że rozmyciu ulega kategoria kobiet jako podmiotu politycznego i podmiotu praw.

Kto się za to wzmocni na politykach tożsamości płciowej? Zawsze ci sami – neoliberalny kapitalizm i patriarchat. Polityki tożsamości płciowej idą zawsze w parze z postulatami legalizacji eksploatacji seksualnej kobiet (prostytucji) oraz eksploatacji reprodukcyjnej (surogacji). Bezrefleksyjne powtarzanie, że płeć to wolny wybór lub subiektywne odczucie jednostki, to również kreowanie popytu całego sektora współczesnej globalnej gospodarki – klinik „korekty płci”, przemysłu kosmetycznego, dużych firm farmaceutycznych produkujących „terapie” hormonalne i legionów psychoterapeutów.

Czy płeć kulturowa to wolny wybór?

Jak potoczą się losy tak zwanej ustawy trans, przyszłość pokaże. Na razie rząd hiszpański jest bardziej zajęty walką z pandemią covid-19.

Na koniec warto przytoczyć treść okólnika PSOE rozesłanego w czerwcu 2020 roku do swoich członków: Płeć to fakt biologiczny. Odnosi się do cech fizycznych, biologicznych i psychologicznych, które definiują i dzielą ludzi na kobiety i mężczyzn. Płeć, z którą rodzi się kobieta, determinuje jej miejsce w świecie, przestrzenie, w jakich się porusza, jej prawa obywatelskie, a często określa stopień bezpieczeństwa osobistego. Płeć kulturowa – gender – to konstrukt społeczny płci biologicznej, z którą każdy się rodzi. Czyli inaczej, to zespół ról społecznych i kulturowych, obowiązków, stereotypów przypisanych kobietom i mężczyznom w sposób zróżnicowany, które określają oczekiwania i możliwości danej jednostki. Ustanawia podział płciowy pracy społecznej (produkcyjnej dla mężczyzn i reprodukcyjnej dla kobiet), przestrzeni (publicznej dla mężczyzn i prywatnej dla kobiet) oraz zakłada wyższość tego, co męskie nad tym, co kobiece.

Albo krócej, za Lidią Falcón: płeć kulturowa to nie jest wolny wybór, ale nasza opresja.