Dziel, rządź i poproś
O narodową zgodę apelował w środę w Sejmie i w mediach społecznościowych Mateusz Morawiecki. „Dziś nie możemy pozwolić sobie na kłótnie. Na szali jest zdrowie i życie milionów Polaków oraz dobrobyt i siła polskiej gospodarki, które wypracowaliśmy wspólnie przez ostatnie lata. Nie zmarnujmy owoców naszej ciężkiej pracy niepotrzebnymi awanturami”, pisał premier.
Te apele w połączeniu ze środową debatą sejmową stanowią przedziwny akt politycznego wyrachowania ze strony szefa rządu. Przez ostatnie pięć lat PiS, przy akompaniamencie mediów rządowych, szczuło na każdą grupę społeczną – opozycję, sędziów, nauczycieli, lekarzy – która była gotowa kwestionować działania rządu. Przez całe lato władza była zajęta prowadzeniem wojny ideologicznej z LGBT. Potem zajmowały ją wewnętrzne rozgrywki o władzę. Teraz premier nagle apeluje o solidarność. Gdyby nie 10 000 nowych zakażeń i ponad 100 ofiar epidemii dziennie, byłoby to tylko komiczne. Jednak w obecnej sytuacji jest to oburzające.
Trzeba zresztą przyznać, że ekipa rządząca wybrała sobie osobliwą metodę budowania ponadpartyjnej zgody. Premier solidną część swojego sejmowego przemówienia poświęcił oskarżaniu opozycji o działania poprzedniego rządu PO–PSL. Jeszcze kilka dni temu posłowie PiS-u posługiwali się hasłem #ObłudaPlatformy, co nie wyglądało jak zaproszenie do współpracy.
Wszystko w normie, więc robimy szpital na stadionie
Słuchając wystąpienia szefa rządu, można było mieć wrażenie, że właściwie sytuacja jest w normie, a rząd dzięki ciężkiej pracy panuje nad sytuacją. Jednak taka wersja wydarzeń nie wytrzymuje starcia z rzeczywistością. W Polsce mieliśmy już do czynienia z sytuacjami, w których pacjenci zmarli w karetkach, bo nie było dla nich wolnych łóżek w szpitalach. Doszło również do sytuacji, kiedy na wolny ambulans czekano ponad 40 minut, co przyczyniło się do śmierci jednej z ofiar wypadku. Mnożą się kolejne, dramatyczne relacje ratowników medycznych i lekarzy. Byłoby dobrze, gdyby premier zachował w wystąpieniu większy kontakt z rzeczywistością.
Na istniejące problemy zwrócił uwagę w swoim przemówieniu przewodniczący Platformy Obywatelskiej Borys Budka. W reakcji na zarzuty opozycji Mateusz Morawiecki stwierdził, że „jeśli popełnialiśmy jakieś błędy, to się do nich przyznajemy” – jednak o żadnych błędach ze strony rządowej dotychczas nie słyszeliśmy. Kiedy i jakie konkretnie zostały popełnione? Kto za nie odpowiada i jakie wnioski wyciągnięto? Tych informacji w wystąpieniu premiera zabrakło.
Zamiast tego, Morawiecki oskarżył opozycję o obstrukcję, ponieważ chciała ona mieć dobę na przeczytanie projektu nowej ustawy covidowej. Skoro jednak rząd chce wprowadzać nowe przepisy w tak wielkim pośpiechu, bez konsultacji z opozycją, to jak należy traktować słowa Łukasza Szumowskiego z sierpnia, o tym, że „wszystkie plany na jesień są przygotowane, a teraz czas na wakacje”?
W ostatnim czasie rząd zapowiedział utworzenie tymczasowego szpitala na Stadionie Narodowym. Niezależnie od różnych praktycznych problemów związanych z realizacją tego pomysłu, samo ogłoszenie, które pojawiło się na stronie „Szpitala Narodowego”, wygląda jak makabryczny żart: „Chcesz włączyć się do wyjątkowej walki z koronawirusem i pomagać chorym? Masz wykształcenie medyczne? Nie boisz się nowych wyzwań? Dołącz do nas! Oferujemy pracę w pierwszym tymczasowym szpitalu dla chorych z koronawirusem”. Zabrakło tylko informacji o „młodym i dynamicznym zespole” oraz „owocowych czwartkach”. Jestem również ciekawy, jak do pomysłu odniesie się były marszałek Senatu Stanisław Karczewski. Jeszcze kilka dni temu żalił się, że „opozycja mówi, że przespaliśmy ten czas na przygotowanie się na drugą falę. A co mieliśmy zrobić? Szpitale budować?”.
Przyczajony prezydent
Wielkim nieobecnym jest również prezydent Andrzej Duda. Wydawałoby się, że w polskim porządku politycznym w tak trudnych momentach prezydent mógłby znaleźć dla siebie ważną rolę. Tymczasem wkład Andrzeja Dudy w walkę z pandemią jest taki, że podczas kampanii wyborczej puszczał oko w stronę antyszczepionkowców, a po zwycięstwie zapadł się na długi czas pod ziemię. Jakiś czas temu prezydent powiedział, że „pandemia będzie pod kontrolą do końca października”, objawił się ponownie w zeszłym tygodniu na Twitterze, aby… identyfikować zdjęcie dydelfa, co mu się zresztą nie udało.
Potem Andrzej Duda był widoczny podczas zaprzysiężenia rządu. W trakcie mianowania Przemysława Czarnka na ministra nauki prezydent wyraził niepokój, że „w szkołach jest wiele treści, co do których polskie rodziny mają wątpliwości”. Szybko potwierdził to Czarnek, który nie zabrał głosu w sprawie sytuacji szkolnictwa w pandemii, ale zaznaczył, że podręczniki do WOS-u, języka polskiego i historii wymagają definitywnej przebudowy programowej. Zapowiedział również walkę z lewicową ideologią w szkołach i na uniwersytetach, co najwyraźniej w dobie koronawirusa jest dla rządu kwestią priorytetową.
Uderza półroczna bezczynność władzy. Okazuje się, że ludzie, którzy potrafili w kilkanaście godzin przeforsować ustawy przez cały proces legislacyjny, w ciągu sześciu miesięcy nie byli w stanie uchwalić przepisu o obowiązkowym noszeniu maseczek. Niesamowite jest to, że zastępy policjantów, które z taką sumiennością pokazowo zatrzymywały latem aktywistów LGBT, teraz wykazują się zupełną bezradnością wobec tysięcy protestujących, którzy negują istnienie pandemii i za nic mają sobie rządowe restrykcje. Jeśli pokaz siły aparatu władzy ogranicza się do represji wobec mniejszości czy szykanowania lekarzy i nauczycieli, to jest to władza słaba i cyniczna, która wyżej niż zdrowie obywateli stawia partyjne rozgrywki. Odpowiedzialność za taką sytuację ponosi ekipa Prawa i Sprawiedliwości, która nie może podzielić się nią z innymi, ponieważ od pięciu lat znajduje się u władzy.