Jedynie wzrost 160–165 cm i waga od 47 do 52 kg zasłużyły na określenie „piękna”. Kolejne widełki, czyli 165–170 cm i waga 52–60kg, warte były już jedynie epitetu „zgniła”, następne określone zostały w równie uprzejmy i wykwintny sposób. Gdy w internecie pojawiły się zdjęcia tej kuriozalnej rozmiarówki (nazwę sklepu umyślnie pomijam), dyrekcja firmy szybko przeprosiła i poprosiła o wybaczenie. Apel ten nie zakończył się sukcesem, bo nawet dla zahartowanych wiecznymi docinkami Chinek było to za dużo. Głos zabrały nawet przedstawicielki państwowej Federacji Chińskich Kobiet, które skarciły sieć sklepów i zasugerowały więcej szacunku w pogoni za uwagą klientów. Czy przyniesie to jakiś skutek? Wątpliwe. Wytkanie kobietom niedostatków ich urody i nadmiaru kilogramów ma się w Chinach doskonale.

Nie jest łatwo być piękną Chinką. Należy być raczej niewysoką, mierzyć nie więcej niż 170 cm, bo panowie czują się nieswojo, gdy kobieta patrzy na nich z góry; zdecydowanie drobną, wiotką i nosić rozmiar S, mieć twarz jak migdał, wielkie oczy, nie płaski, ale i nie zadarty nos, porcelanowobiałą cerę i piękne długie włosy. Również trzeba dysponować wystającymi obojczykami, sporym biustem, wąską talią i biodrami i rzecz jasna, długimi oraz szczupłymi nogami. Oczywiście należy być zadbaną, umalowaną, po fryzjerze, paznokciach i kosmetyczce. Już podczas pisania tej chorej listy wymagań czuję się absurdalnie, bo opis brzmi bardziej jak charakterystyka lalki dla dorosłych, a nie żywej istoty, która poza dbaniem o urodę ma również na głowie kilka innych drobiazgów– na przykład studia, pracę czy rodzinę. Niestety, miliony chińskich kobiet ulegają wszechobecnej presji i gonią, wielkim nakładem starań i środków, za narzuconym społecznie ideałem.

Najczęściej oceniane i krytykowane są kobiety, które z racji zawodu często występują publicznie, przede wszystkim piosenkarki i aktorki. Piękne i przeraźliwie chude dziewczyny z popularnych zespołów potrafią przez cały dzień jeść wyłącznie kilka listków sałaty i garstkę orzechów, bo wiedzą, że gdy kamera wychwyci dodatkowy kilogram, fani rozpoczną bezlitosną dyskusję na temat ich wagi i wyglądu. Krytyka nie omija nawet aktorek, które młodość mają już dawno za sobą. Latem tego roku, gdy w internecie pojawiło się kilka wakacyjnych zdjęć słynnej aktorki, ukochanej muzy Zhang Yimoua, hasztag #figuraGongLi rozpalił chińskiego WeChata. Gong Li liczy obecnie 54 lata i obiektywnie rzecz biorąc, wygląda doskonale – jest piękną, dojrzałą kobietą o normalnych kształtach. Jednak niestrudzeni strażnicy cudzej wagi skleili jej aktualne zdjęcie ze starym, sprzed 30 lat, gdzie młodziutka Gong Li jest chudziutka jak wierzbowa gałązka i wyśmiali jej „szczęśliwy tłuszczyk”. Szyderstwa i hejt nie omijają nawet autentycznie szczupłych dziewczyn. Kiedy pokazano w sieci sceny z planu historycznego serialu, w których młody aktor z trudem podnosi aktorkę Li Landi na rękach, dziewczynę wyśmiano jako „kulę mięsa”. A ważyła aż… 50 kg! Cóż, tradycyjnie winą obarczono kobietę, a łaskawie potraktowano mężczyznę, który nie wykazał się zbytnią siłą i tężyzną. Wdrukowane schematy działają tak skutecznie, że Li Landi, zamiast kazać się chyżo oddalić tym, którym nie odpowiada jej wygląd, publicznie przeprosiła, tłumacząc wysoką [!] wagę i zaokrągloną buzię problemami z hormonami i stresem związanym z rolą.

Krytyka, czasem niezwykle bolesna, nie dotyka wyłącznie kobiet, dla których dobra prezencja to warunek konieczny w pracy. Każda młoda Chinka słyszy niezliczoną ilość razy, że jest za gruba i musi schudnąć. Pierwsza krytykująca, często najbardziej brutalna i bezpośrednia, to matka, która czuje się w obowiązku pilnować figury córki. Babcie, ciotki i kuzynki również sobie nie żałują – zjazdy rodzinne to doskonała okazja do skomentowania wyglądu i kąśliwych docinek, w stylu: Och, znów przytyłaś! Musisz schudnąć! Wyglądasz jak tłusta świnia! Nie dokładaj sobie jedzenia! Jak nie schudniesz, to nie znajdziesz męża!

Gdyby dbanie o cudzą linię polegało na motywowaniu do uprawiania sportu, zwiększenia aktywności fizycznej czy troski o zdrowie, można by jeszcze przełknąć to przekraczanie granic, najczęściej jednak oznacza to nakłanianie do diet, głodówek i operacji plastycznych. Dlatego nie powinna dziwić rosnąca pozycja Chin w światowych rankingach operacji plastycznych. W 2017 roku Państwo Środka przegoniło na podium Brazylię i zajęło drugie miejsce na świecie. Pierwsze miejsce od lat zajmuje Korea Południowa, gdzie już jedna na trzy kobiety poddała się chirurgicznym poprawkom. W Azji są to najczęściej transplantacje włosów, operacje powiek i usuwanie fałdy mongolskiej, tak aby ich oczy wyglądały jak u kobiet zachodnich. Kolejne to botoks i poprawianie kształtu nosa. Na popularności zyskują liposukcja i operacje szczękowo-kostne zmieniające owal twarzy. Coraz więcej nastolatek decyduje się na interwencje chirurgiczne zaraz po maturze, przed rozpoczęciem studiów, tak aby zaistnieć w nowym środowisku w lepszym i piękniejszym wydaniu. Obecnie w Chinach dużą popularnością cieszą się aplikacje So Young i Geng Mei [Jeszcze Piękniejsza], które pomogą w ocenie twarzy i ciała – na podstawie zdjęcia podpowiedzą, co przyciąć, co wyciąć, a co naciągnąć, pokażą, jak pięknie się będzie wyglądało po zabiegu, podeślą namiar na lekarza, a nawet pomogą dobrać kredyt na wymarzony kształt ust czy brody. Nic więc dziwnego, że rynek medycyny estetycznej w Chinach co roku notuje spektakularne wzrosty w granicach około 20 procent, a w 2023 roku ma osiągnąć wartość 360 miliardów renminbi (około 180 miliardów złotych).

Uważając, słusznie zresztą, że lepszy wygląd przyczyni się do późniejszych sukcesów, czy w nauce, czy na rynku pracy, Chinki (a powoli także i Chińczycy) wydają fortuny na kosmetyki, zabiegi i operacje. Wiedzą, choć zapewne się z tego nie cieszą, że w naszym nieidealnym świecie fortuna łaskawszym okiem patrzy na pięknych i szczupłych.