Paradoksalnie, Donald Trump i republikanie wykazali, że poparcie dla nich pozostaje stosunkowo silne. Dotychczasowy prezydent przegrał małymi, aczkolwiek kluczowymi, różnicami głosów w stanach, których potrzebował do zwycięstwa.
Jednak oczekiwania demokratów były inne. Spodziewali się oni zdecydowanego zwycięstwa – nie tylko w wyborach prezydenckich, ale i wyborach do Kongresu, ze względu na politykę Trumpa w sprawie pandemii, zły stan gospodarki, ogromne protesty w związku z brutalnością policji wobec Afroamerykanów, czy mówiąc eufemistycznie: nietypowy styl jego prezydentury.
Większa frekwencja
Kluczowy jest fakt, że wzmożona frekwencja wyborcza, największa od 1900 roku, przyniosła korzyści nie tylko Bidenowi. W 2016 Trump zdobył prawie 63 miliony głosów. Tym razem głosowało na niego ponad 73 miliony osób. Oznacza to, że prezydent był w stanie uzyskać poparcie znacznej liczby nowych wyborców, którzy już zasmakowali czterech lat jego prezydentury.
Sukces Trumpa to problem dla demokratów. Jednym z ich założeń było, że jego elektorat z 2016 roku pozostanie lojalny, ale nie może się zwiększyć – ponieważ składa się w dużej mierze z białych mężczyzn i osób starszych, czyli dwóch grup, które powoli tracą na znaczeniu w związku ze zmianami demograficznymi.
Jednak nie w pełni sprawdziły się przewidywania, że inne grupy będą zdecydowanie preferowały demokratów. Poparcie dla Bidena było bardzo silne wśród Afroamerykanów. Według ogłoszonych wyników, kandydat demokratów wygrał w stanie Georgia pierwszy raz od czasów Billa Clintona. Wygląda jednak na to, że głos Latynosów na demokratów nie jest gwarantowany. Według wyniku exit poll, poparcie dla Trumpa w tej grupie wzrosło z 28 procent w 2016 roku do 32 procent w obecnych wyborach – i to mimo prób zbudowania muru na granicy z Meksykiem czy rozdzielania tamże rodzin imigrantów przybywających z Ameryki Łacińskiej.
Również na Florydzie Trump odniósł duży sukces wśród Latynosów, zdobywając poparcie prawie 50 procent wyborców z tej grupy, w porównaniu do 35 procent cztery lata temu. Unikatową cechą Florydy jest duża populacja Amerykanów kubańskiego pochodzenia, z których wielu jest zaciekłymi przeciwnikami komunistycznego reżimu na Kubie. Przekonanie, że Trump będzie wrogo traktował Kubę – w przeciwieństwie do Obamy, który próbował utrzymać cieplejsze relacje – mogło pomóc mu zdobyć większe poparcie.
Ukryty głos na Trumpa
Co ciekawe, Trump nie tylko wygrał Florydę, gdzie demokraci zużyli wiele zasobów podczas kampanii wyborczej, ale również uzyskał w tym stanie wynik o dwa punkty procentowe wyższy niż w 2016 roku. W Pensylwanii, miejscu urodzenia Joe Bidena, prezydent otrzymał w większości hrabstw podobną liczbę głosów co w 2016, kiedy to wygrał ten stan. W ostatnich tygodniach kampanii Trump oskarżał Bidena o zamiar zaprzestania wydobywania gazu łupkowego, ważnego elementu gospodarki w zachodniej Pensylwanii, gdzie Trump utrzymał solidne poparcie.
Kluczowy stan Wisconsin przypadł Bidenowi dzięki przewadze jedynie 20 tysięcy głosów, podobnie jak Trumpowi cztery lata temu. Zbawienne okazały się głosy z miast Milwaukee i Kenosha (gdzie w sierpniu policja postrzeliła czarnoskórego Jacoba Blake’a, co doprowadziło do poważnych protestów), w których przez ostatnie miesiące mobilizowano demokratycznych wyborców.
Podobnie jak w 2016 roku, niewiarygodne okazały się sondaże przedwyborcze. Hillary Clinton miała wówczas z łatwością wygrać stany Wisconsin, Michigan i Pensylwanię. Wówczas zdobył je Trump przewagą kilkudziesięciu tysięcy głosów. W tym roku, zgodnie z prognozami przedwyborczymi, Biden miał wygrać w tych stanach przewagą 7–10 punktów procentowych. W Michigan wygrał jednak ledwo trzema punktami procentowymi, w Pensylwanii jednym punktem procentowym, a w Wisconsin mniej niż jednym. Sugeruje to istnienie tak zwanego „ukrytego głosu” na Trumpa.
Głos młodych miał znaczenie
Pozytywną wiadomością dla demokratów była wysoka frekwencja wśród młodych osób. Cztery lata temu na Hillary Clinton głosowało rekordowo mało młodych ludzi – ze względu na brak entuzjazmu wobec kandydatki. Tym razem sondaże sugerują, że głosowali licznie za demokratami. 62 procent osób w przedziale wiekowym 18–29 poparło Bidena, pomagając mu wygrać między innymi Wisconsin. Odzyskał on też część głosów bezpartyjnych oraz małą, ale potencjalnie istotną, grupę białych mężczyzn.
Biorąc pod uwagę entuzjazm przedwyborczy u demokratów, złą sytuację w kwestii koronawirusa w USA oraz przedwyborcze sondaże, wygrana Bidena i jego partii nie jest oszałamiająca. Donald Trump znowu pokazał, że ma niesamowitą umiejętność przyciągania wyborców.
Ilustracja użyta jako ikona wpisu: Arkadiusz Hapka.