Styl myślenia Graya to skupianie się na paradoksach: z intelektualną odwagą i erudycją pokazuje, że ateizm często nie jest przeciwieństwem teizmu, a raczej jego kontynuacją. Filozof ateizm rozumie w sposób specyficzny (jako odrzucenie koncepcji boskiego umysłu stojącego za stworzeniem świata), co zalicza do grona ateistów nowych myślicieli, takich jak choćby Spinozę (dla którego Bóg był wprawdzie wszechobecną substancją, czymś w rodzaju Natury, ale jednak był) albo Lwa Szestowa, który, choć nie utożsamiał się z chrześcijaństwem i judaizmem, z których czerpał, to wszystkie jego prace były przesiąknięte napięciem między wiarą a niewiarą. Trudno więc uznawać go z gorliwego ateistę.
Książka Graya wielu ateistom pomoże odnaleźć i przemyśleć teistyczne ślady we własnym światopoglądzie. Podobnie może się stać z ludźmi wierzącymi, którzy odnajdą się w lubianym przez Graya apofatyzmie, czyli teologii negatywnej, i skromniej podejdą do niebezpiecznej pewności swej wiary. Gdyby chcieć czytać Graya jako kaznodzieję dla wierzących i niewierzących, moglibyśmy z niego wysnuć siedem poniższych lekcji:
1. Granica między niewiarą a wiarą jest cienka. Gray przez całą książkę pokazuje, że różnice między wiarą a niewiarą są znacznie mniejsze, niż zwykliśmy sądzić. Jesteśmy przyzwyczajeni do polaryzacji w tej materii, której przyczyną prawdopodobnie jest to, że zostaliśmy ukształtowani przez zbudowaną na dychotomiach nowoczesność. Opowiedzenie się za którąś z metafizycznych opcji (także za tym, że nie istnieje nic poza materią) wymaga aktu wiary, ponieważ nauka nie daje nikomu z nas w tej materii wystarczających dowodów. Można oczywiście mówić, że dowodzić powinni ci, którzy uważają, że istnieje to, czego nie widać, ale tu Gray zgadza się z argumentem, że skoro tak wiele osób odczuwa sens, którego źródło wykracza ponad nas, to nie można tej wersji po prostu odrzucić za pomocą rozumu naukowego. Zresztą, sami naukowcy od idei Boga często się nie odżegnują, jak choćby Einstein, który napisał: „wierzę w Boga Spinozy, który ujawnia się w harmonii wszystkiego, co istnieje, a nie w Boga, który interesuje się losem i uczynkami ludzkości” – notabene, jak pisałem wyżej, u Graya klasyfikuje go to jako ateistę.
2. Ateizm nie załatwia żadnego z problemów, które tworzą religię, a nierzadko je pogłębia. Jedną z osi książki Graya jest pokazanie, że wiele sposobów ateistycznego myślenia wynaturza religie, zamiast je znosić. Taka jest natura jakobinizmu, który zamiast odciąć się od chrześcijaństwa, jak obiecywał, tworzył jego parodię, zbierając przy tym śmiertelne żniwo. Gray sporo miejsca poświęca też kolejnym religiom politycznym – komunizmowi i nazizmowi, które negując chrześcijaństwo, wynaturzyły je, tworząc własną morderczą metafizykę, bazując na teologicznych koncepcjach ludu wybranego, ofiary i zbawienia.
3. Walka z religią nie ma sensu, choć walka z fundamentalizmem – oczywiście tak. Człowiek dla Graya jest zwierzęciem religijnym, co jego zdaniem oznacza, że szukanie sensu swojej egzystencji i świata, poczucie istnienia transcendencji są sprawami uniwersalnymi. Nie ma więc sensu ich ograniczać. Naturalność potrzeby religijnej autor porównuje z seksualnością, uznając że jej represjonowanie ma tak samo złe skutki. Autor „Siedmiu typów ateizmu” pokazuje też, że niezwykle trudno jest w całości zrezygnować z myślenia metafizycznego, że choć często idziemy w tej materii na łatwiznę, niezwykle rzadko udaje się odciąć metafizyczny sposób widzenia rzeczywistości. To nie zmienia faktu, że powinniśmy być bezlitośni dla fundamentalizmów tak w religijnym, jak i niereligijnym wydaniu. Gray jest nawet bardziej bezlitosny dla tych drugich.
4. Zdaniem autora, najbardziej uczciwa i zdecydowana forma ateizmu – apofatyzm – jest zarazem formą najbliższą chrześcijaństwu i jego teologii apofatycznej. Sięgnięcie przez Graya po koncepcję teologii (albo a-teologii) apofatycznej można chyba uznać za podobne zapożyczenie jak to, na które wskazuje przy okazji innych typów ateizmu. Jego stanowisko zatem ma także charakter paradoksalny: ateizm najmniej z teizmem mający wspólnego, to sposób myślenia najbardziej bliski chrześcijaństwu i jego teologii negatywnej, która zakłada niepojmowalność Boga i możliwość jego opisania jedynie w kategoriach negatywnych, odnosząc się do tego, czym nie jest.
5. Myślenie religijne, które świecka epoka próbuje odrzucić, jest istotne zarówno dla ateistów, jak i teistów. Jedni i drudzy korzystają z niego zresztą zbyt rzadko, czyniąc zarówno religijność, jak i ateizm coraz bardziej bezmyślnymi. O płodności myślenia religijnego bez koniecznego odnoszenia się do idei Boga można się przekonać, czytając także „Religię bez Boga” Ronalda Dworkina. Zdaniem Dworkina, religijnego ateistę cechuje postawa, która cechuje się poszukiwaniem w sobie sensu życia, a w kosmosie wzniosłego piękna. Pogląd, który zakłada, że religia jest większa od (monoteistycznego) Boga, chyba podobałby się Grayowi, choć ten nie odwołuje się do wybitnego amerykańskiego prawnika.
6. Jeśli szukać analogii w stosunku do religii – byłaby to sztuka, a nie nauka. Krytykując najpopularniejszy typ ateizmu, tak zwany „nowy ateizm” Richarda Dawkinsa i Stevena Pinkera, Gray pokazuje, że ci autorzy nie wykazują się intelektualną ambicją, rozumiejąc religię jako konkurenta nauki. Są oczywiście fundamentalistyczne nurty w każdej z wielkich religii, które naukę odrzucają i traktują Biblię jak źródło wiedzy o świecie w sensie naukowym. Gray zwraca jednak uwagę, że każda z wielkich religii szybko wykształciła sztukę interpretacji, która zakładała przenośny i niedosłowny charakter własnych kosmologii. Inaczej prezentuje się kwestia chrześcijańskiego założenia o życiu i zmartwychwstaniu Jezusa – gdyby Chrystus nie istniał i nie zmartwychwstał, chrześcijaństwo byłoby pozbawione sensu, bo dla wyznawców tej religii nie jest to mit (jak na przykład opowieść o stworzeniu świata).
7. Liberalizm też może się przekształcić w fundamentalizm. Choć nie zgodziłbym chyba się z umiejscowieniem liberalizmu w rozdziale o religiach politycznych (za jakobinizmem, komunizmem i nazizmem), to ostrzeżenia Graya mają sens. Autor chce, byśmy pamiętali, że nie w każdej części świata społeczeństwa czekają na nas, byśmy ofiarowali im wolność, rozumianą zgodnie z liberalnymi standardami. Uważa też, że żarliwy liberalizm wyparł inne sposoby myślenia z uniwersytetów (jeśli dobrze rozumiem, myśli o konserwatyzmie i socjalizmie), co w konsekwencji osłabia sam liberalizm, który czerpie z innych ideologii. Gray krytykuje też skłonność wielu liberałów do zawierzenia nauce w kwestiach etycznych, uznając, że logika etyki i nauki to dwa różne światy. Czujnie przypomina, że jeśli zostawimy moralność nauce, skończy się wolność, a więc to, co dla liberała powinno być najcenniejsze.
Biorąc pod uwagę wyraźny trend sekularyzacyjny w naszym społeczeństwie, zarówno wierzący, jak niewierzący powinni przeczytać nową książkę Johna Graya. Znajdą tam kolejne powody, żeby nie eskalować trwającego konfliktu.